Polska - Norwegia. Bogdan Kowalczyk: Norwegowie są przewidywalni

- We Francji trudno spodziewać się walki o pozycje medalowe. Za sukces uznam pozycję w dziesiątce. Niedobrze, że pierwszy mecz gramy z Norwegią - mówi były selekcjoner reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych, Bogdan Kowalczyk.

WP Sportowe Fakty: Czego oczekuje pan po występie Polaków na mistrzostwach?

Bogdan Kowalczyk- W pierwszej kolejności - ambitnej postawy. W drugiej - lepszej gry niż na turnieju w Irun, ale jestem przekonany, że taką właśnie zobaczymy, bo zawodnicy mieli przecież trzy dni na odpoczynek i to zrobi swoje. Jeśli chodzi o wynik, to trudno spodziewać się walki o pozycje medalowe. Niesamowicie trudno będzie nawet wejść do pierwszej szóstki. Za sukces uznałbym pozycję między ósmym a dziesiątym miejscem.

To realny wynik po tak wielkich zmianach w składzie?

- Tak, bo jeśli jedzie się na mistrzostwa, to nie po naukę, jak czasem piszą dziennikarze, tylko jedzie się sprzedawać własne umiejętności. Bardzo często, jeśli tylko ma się troszkę szczęścia, można odnieść sukces będąc zespołem odrobinę słabszym. Wystarczy trafić na gorszy dzień przeciwnika. Trzeba na coś liczyć, ale nie na naukę. Uczyć trzeba się w domu, na treningach.

Byłem ciekaw pana odpowiedzi, bo zewsząd słychać zgodne głosy - te mistrzostwa nie mają znaczenia, liczy się tylko Tokio 2020. Znam nasze możliwości, ale jednocześnie mam wrażenie, że wmawiamy sobie, że zadowoli nas sam występ we Francji.

- Wynikowo te mistrzostwa rzeczywiście nie są tak istotne, bo nie one zapewniają o kwalifikacji olimpijskiej. Dopiero na tych następnych, w 2019 roku, można wywalczyć awans na igrzyska. Wtedy trzeba będzie zająć minimum ósme miejsce. Jeśli tam zajmiemy dziewiątą pozycję - czyli tę, która teraz we Francji byłaby dobrym wynikiem, to stracimy szansę wyjazdu do Tokio. Wtedy cały czteroletni plan runie w oka mgnieniu. Dlatego zgodzę się, że z jednej strony te obecne mistrzostwa nie mają takiego znaczenia.

- Nie można jednak zapomnieć, że przecież teraz walczymy też o rozstawienie w eliminacjach do tych tak ważnych mistrzostw w 2019 roku. Zajmując we Francji dalekie miejsce, możemy później trafić np. na Duńczyków, a to może równać się brakowi i wyjazdu na mistrzostwa i do Tokio. Dlatego jest o co grać.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar 2017, czyli wyjątkowo kapryśna impreza (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Wspomniał pan o turnieju w Irun, gdzie Polacy rozegrali jedyne testy przed mistrzostwami. Po meczach, które kadra tam zagrała, są jakieś powody do optymizmu?

- O optymizm niestety trudno, bo graliśmy na tym turnieju bardzo przeciętnie. Były momenty przebłysków, gdzie zdobywaliśmy trzy lub cztery bramki, ale było to zbyt rzadko, by odnieść sukces we Francji. Te przebłyski pokazują jednak, że jest potencjał. W Irun zagraliśmy bez dziewięciu graczy, którzy albo zrezygnowali z gry w kadrze, albo są kontuzjowani. Każda reprezentacja na świecie odczułaby brak tylu zawodników z pierwszej szesnastki.

Na domiar złego kontuzji w ostatnim meczu w Irun doznał Mariusz Jurkiewicz. W kim widzi pan lider kadry pod jego nieobecność?

- Nie znam ich wszystkich tak dokładnie, dlatego trudno mi się wypowiedzieć. Samoczynnie na lidera wyrósł Jachlewski, który jest najbardziej doświadczonym zawodnikiem w zespole i od wielu lat gra na wysokim poziomie. Został też kapitanem i to właściwy wybór.

Przez lata siłą kadry byli rozgrywający. Teraz ciężar odpowiedzialności za wynik przeniesie się na skrzydłowych?

- Na tych pozycjach mamy teraz najbardziej doświadczonych graczy, bo przecież tutaj nie doszło do żadnych zmian. Jest Daszek, który w reprezentacji na ogół spisuje się dobrze, są Krajewski i Jachlewski. I dlatego o skrzydła powinniśmy być spokojni. Po Irun troszkę optymizmu dali mi też bramkarze. W dwóch meczach dobrze spisał się Malcher. Do niego dochodzą Kornecki, który broni w nieco skandynawskim stylu i Morawski, który ma ten dryg, którego nie da się nauczyć. Jemu akurat ten turniej nie wyszedł, ale nie miał tam szczęścia, bo rywale rzucali głównie z kontr i z szóstego metra.

Oprócz bramki, największe zmiany w składzie zaszły wśród rozgrywających i kołowych. Z tymi pozycjami będziemy mieli teraz największy problem?

- W piłce ręcznej o sukcesach decyduje druga linia, a my przez ostatnią dekadę mieliśmy na rozegraniu graczy znakomitych. Ci nowi zawodnicy nie zastąpią jeszcze tych, których we Francji zabraknie. To jest ta zasadnicza różnica. Różnica jest też na kole. Jurecki i Syprzak to gracze wysokiej klasy, natomiast ci, którzy pojechali do Francji - Daćko, Gębala i Walczak są na dorobku. Warunki mają niezłe, ale potrzebują czasu, nie tylko na rozwój w grze w ataku, ale też w obronie. Z meczu na mecz, z turnieju na turniej powinno być jednak lepiej niż w Irun.

Mistrzostwa otwieramy meczem z Norwegami. Rok temu przegraliśmy z nimi podczas Euro w Polsce, kiedy mieliśmy bardziej doświadczoną drużynę niż teraz. Teraz możemy po cichu liczyć na sukces?

- Norwegowie mają kilku naprawdę świetnych zawodników, jak choćby Sandera Sagosena na środku rozegrania, choć też mają problemy kadrowe. Niedobrze, że gramy z nimi pierwszy mecz. Czeka nas trudne spotkanie, ale jest jedna rzecz, którą powinniśmy wykorzystać - oni są bardzo przewidywalni. Już teraz możemy powiedzieć jak będą grali w obronie czy kontrataku. I mam nadzieję, że się do tego przygotujemy.

- Mam też nadzieję, że nie będą w takiej formie, jak na mistrzostwach w Polsce. Wtedy grali rewelacyjnie, ale przecież w kolejnych miesiącach nie tylko przegrali eliminacje olimpijskie, ale też ulegli Litwie i tuż przed mistrzostwami doznali dwóch porażek ze Szwedami. Choć faworytem są Norwegowie, to uważam, że wszystko w tym meczu może się zdarzyć.

Rozmawiał Maciej Wojs

Źródło artykułu: