O losach meczu pomiędzy Sandra Spa Pogonią a NMC Górnikiem w dużej mierze zdecydowała pierwsza połowa, a zwłaszcza jej początek, którą zabrzanie totalnie zdominowali. - Było widać, że Górnik przyjechał tutaj po punkty - powiedział Bartosz Konitz.
- W pierwszej połowie można pochwalić chyba tylko jednego człowieka. Był to Martin Galia, który łapał wszystko. Trener wyliczył, że bramkarz miał skuteczność na poziomie 70 proc. po 30 minutach. Tak się meczu nie wygra - dodał rozgrywający szczecinian.
W drugiej części spotkania role zupełnie się odwróciły. - Było trudno. ale goniliśmy rywali. W szatni sobie porozmawialiśmy. Wiedzieliśmy, że ten mecz nic nie znaczy, ale musieliśmy zostać w grze, żeby przygotować się na zespół Chrobrego. Mieliśmy się jeszcze spiąć i spróbować to odrobić - stwierdził "Oranje".
- Przez jakiś czas nasza wyglądała naprawdę bardzo dobrze. Później Górnik znów dołożył trochę od siebie i odskoczył. "Przespaliśmy" pierwszą połowę, to był największy problem - dosadnie skomentował boiskowe wydarzenia Konitz.
ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze
Na przerwę tablica świetlna wskazała stan 8:15, w 38. minucie już tylko 18:20. - Był to też efekt tego, że zmieniliśmy obronę. Na początku graliśmy 6:0, a zabrzanie mają na każdej pozycji zawodników, którzy potrafią rzucić z każdej pozycji: Tatarincewa, Adamuszka czy Sluijtersa - ocenił szczypiornista.
- Przypilnowaliśmy Glińskiego w drugiej połowie i musieli sobie radzić bez niego. Mieli przez to problem. Ale my też w ataku nie zagraliśmy tego, co potrafimy - rzucił na koniec doświadczony zawodnik Pogoni.