Kamil Kołsut, WP SportoweFakty: Telefon nie przestaje dzwonić. Spotkania, wywiady, wizyty w zakładach pracy... Czuje się pan jak gwiazda Hollywood?
Piotr Przybecki (selekcjoner reprezentacji Polski): W żadnym wypadku. Faktycznie, to dość zwariowany okres. Wybór selekcjonera, liga, Puchar Polski. Na wszystko brakuje mi czasu. Stres rekompensuje jednak świadomość niepowtarzalności chwili. To ważny moment. Z życzeniami i gratulacjami zameldowało się wiele osób, których od dawna nie słyszałem.
Brakuje czasu na sen?
Nie jest źle. Jakoś sobie daję radę.
Dzień po dymisji Tałanta Dujszebajewa przestaliśmy się zastanawiać: "kto?". Zostało tylko pytanie: "kiedy?"
Nie odbierałem tego w ten sposób. Oczywiście, znając sytuację w polskiej piłce ręcznej byłem świadomy, że mam szanse. Nie myślałem jednak o sobie jako o "pewniaku". Poza tym problemem był mój kontrakt z Orlen Wisłą Płock. Nie wiedziałem, czy wszystkie strony wyrażą zgodę na łączenie przeze mnie funkcji. Znaków zapytania było sporo.
Rok temu w finale konkursu na selekcjonera lepszy był Tałant Dujszebajew.
Był konkurs. Podszedłem do niego poważnie, zostałem zauważony. Teraz to już historia. Przegrałem z kandydatem, którego wybór wydawał się wówczas najbardziej rozsądny. Dujszebajew to ogromne doświadczenie i wiedza. Zwłaszcza na polu klubowym.
ZOBACZ WIDEO Horror w Płocku. Kulisy finału PGNiG Superligi
Nie miał pan wrażenia, że zarządowi ZPRP brakowało odwagi? Postawili na nazwisko, na opcję bezpieczną?
To już pytanie do zarządu.
Nie pytam przypadkowo. Jeden z głosujących powiedział mi wprost: Przybecki podczas obrad zaprezentował nam konkretny pomysł, program. Dujszebajew - niekoniecznie.
Jestem zaskoczony. Trudno mi się do tego odnieść.
Wybór Dujszebajewa był logiczny o tyle, że szkielet reprezentacji grał w Kielcach. Czasu do igrzysk olimpijskich było niewiele, a selekcjoner przy okazji pracy w klubie mógł też przygotowywać pewne elementy pod kątem kadry.
Piotr Przybecki to dziś najlepszy polski trener?
Haha. Tak.
Fantastycznie! Takiej odpowiedzi oczekiwałem.
Oczywiście, żartuję. Mogę się jeszcze wiele nauczyć. Nie szufladkujmy trenerów. Ja na pewno nie dam się w ten sposób sklasyfikować.
Kto jest lepszy?
Jest nas kilku, jak to mówi Bogdan Kowalczyk. A nawet wielu.
Od którego z nich mógłby się pan najwięcej nauczyć?
- Mam kontakt z wieloma ciekawymi szkoleniowcami. Ta praca to ciągła nauka, zwłaszcza na poziomie reprezentacji. Nie można zamykać się w skorupie i myśleć o tym, co się robiło samemu. Trzeba być otwartym na nowe pomysły, czerpać wiedzę. Nie tylko z krajowych boisk, ale także z tego, co dzieje się w Europie.
Po szalonym i ekspresyjnym Dujszebajewie do kadry przychodzi Przybecki, czyli uosobienie spokoju.
- Miałem do czynienia z trenerami preferującymi różne style prowadzenia zespołu. Takie przeżycia w człowieku zostają, determinują jego postępowanie. Trener w pewnych sytuacjach jest punktem odniesienia. Założyłem więc, że priorytet to być autentycznym. Trudno być przy ławce hiperaktywnym, jeżeli nie jest się takim na co dzień. Zawodnicy nie kupią fałszu, nikt w to nie uwierzy.
Nie zgadzam się natomiast z tym, że nie pokazuję emocji. Oczywiście: nie skaczę, nie staję na głowie. Po każdym dobrym zagraniu cieszę się jednak razem z zawodnikami, żyję z zespołem. Dobre rzeczy budują mnie, budują moich graczy.
Pan się rzadko uśmiecha.
Bo rozmawiamy ciągle o poważnych sprawach. I jak ja mam się uśmiechać?
Sport? Poważny? Przecież to rozrywka, show.
No dobra, racja. Tu się zgodzę. Siedząc przez tyle lat w różnych szatniach faktycznie więcej się naśmiałem niż napłakałem. Sport niesie ogromny ładunek pozytywnych emocji. Łączy ludzi.
Śmiał się pan, siedząc z boku?
Nie, starałem się uczestniczyć. Czasami zbyt aktywnie.
[nextpage]Najlepszy żart?
Serio, nie pamiętam. Mogę za to powiedzieć, że w Essen wszystkim we znaki dawał się bramkarz Stefan Hecker. Kiedy chciałem iść do domu, zawsze mi czegoś brakowało. Buty przywiązane do autobusu, torba do plecaka kierowcy, cztery pomarańcze i pół kilo cukru w torbie... To była codzienność.
Stefan lubić też bardzo klepać wszystkich po plecach i przyklejać im nalepki z logiem klubu. Później podczas naszych wyjazdów turyści się dziwili, dlaczego chodzimy z tyloma reklamami na plecach, barkach. To był specyficzny gość, ale wszyscy go lubili. Pomagał rozładować sytuację.
Pan robił to samo?
Nie, ja raczej wolałem żarty słowne. Drobne uszczypliwości, grę słów.
Kiedyś na pytanie o wady odpowiedział pan: "chciałbym lepiej umieć wstrząsnąć zawodnikiem". Jest poprawa?
Pracuję nad tym. Faktycznie mam wrażenie, że w wielu przypadkach dobrze byłoby się bardziej skupić na jednostce, poświęcić jej więcej czasu, potraktować indywidualnie. Kończę jednak dopiero pierwszy sezon w Wiśle, pierwszy w Lidze Mistrzów. Mam dużo rzeczy do analizy.
W Lidze Mistrzów nie wyszliście z grupy. To dla pana porażka?
Czuję niedosyt, ale nie uznaję tego za porażkę. W wielu meczach daliśmy z siebie więcej niż można. Byłem z chłopaków dumny. Pokazali charakter, mądrą grę. Pewnych rzeczy się jednak nie przeskoczy. Grając w grupie z Barceloną czy Veszprem trzeba mieć w składzie jednostki wybitne.
My mamy wielu młodych zawodników, oni się jeszcze uczą. A z drugiej strony opuszczają nas najlepsi, jak Rodrigo Corrales i Dmitrij Żytnikow. Finansowo nie jesteśmy w stanie przebić PSG czy Picku Szeged. To zupełnie inny pułap.
Piotr Przybecki debiutował w reprezentacji Polski u Zenona Łakomego mając 17 lat. Pan jako selekcjoner też będzie odważnie stawiał na młodych?
Chciałbym. Dziś nasi 17-latkowie często odstają jednak od rówieśników atletycznie. Mają talent, ale brakuje im bazy i wystawienie ich do rywalizacji z seniorami to rzucenie na głęboką wodę. Nie mamy dziś w kraju Nedima Remiliego czy Ludovica Fabregasa.
Ale są jacyś młodzi warci uwagi?
Kilku ciekawych chłopaków jest w Kwidzynie i Gdańsku, fajnych skrzydłowych ma Gwardia. Do tego dochodzą Maciej Majdziński, Arkadiusz Moryto, Jan Czuwara, Szymon Sićko... Nie odkrywam tu niczego wielkiego, każdy z nas mógłby wymienić te same nazwiska.
Przed nami ciężki czas.
Każda reprezentacja musi czasem to przeżyć. Kryzys mieli Szwedzi i Niemcy, przez długi czas nie było Norwegów. Na pewno mamy w Polsce kilku fajnych chłopaków. Jest z czego czerpać. Ale ta studnia nie jest głęboka.
Jak będą wyglądały najbliższe powołania?
Jeszcze nie wiem. Na razie jest na to za wcześnie, miałem bardzo mało czasu. Na pewno kadra jest jednak otwarta dla każdego.
Nic nowego. Może więc coś o Przybeckim prywatnie?
A co ja mam panu powiedzieć? Że w życiu przeczytałem kilka książek i kiedyś chodziłem po Tatrach? To było lata temu i czeka na inne czasy. Dziś wszystko u mnie kręci się wokół piłki.
Naprawdę?
No, mamy teraz w domu kota. Niby marzenie syna, a cała rodzina oszalała na jego punkcie. Jest rewelacyjny! Jak go kiedyś odwiedził w ogrodzie zaskroniec, to w domu był prawdziwy szał. Teraz gościu siedzi od trzech dni przy szybie i czeka na tego węża. Albo ma takiego kumpla, dzikiego kota, który mu znosi różne przysmaki. Ostatnio była to całkiem żwawa mysz. No ale nie, nie wiem czy o tym warto pisać. Chyba mnie w domu za te opowieści zabiją.
Uciekliśmy od sportu i zaczął się pan śmiać.
Bo mamy w domu kabaret. Każdemu polecam. Generalnie brakuje mi jednak wolnego czasu. Ciągle mecze, wyjazdy.
Wyjazdy, czyli jakby na książki czas jest.
Bardzo mało. Ostatnio sięgnąłem po biografię Carlo Ancelottiego, to jeden z moich guru. Poza tym czytam głównie krótkie formy. Tygodniki. Zwłaszcza ostatnie strony "Polityki" z moimi ulubionymi felietonami Stanisława Tyma i Daniela Passenta.
Ale tak naprawdę, kiedy jestem w domu i mam tę chwilę wolnego czasu, zwykle idę z synem na boisko albo jeździmy na rowerach. Kajtek już w Niemczech grał w ręczną i nożną. Do niczego go nie namawiam, ale ta pierwsza mu się podoba.
Autor na Twitterze:
W sobotę Przybecki jako trener Orlen Wisły Płock zmierzy z Vive Tauronem Kielce w rewanżowym meczu finału PGNiG Superligi. Pierwsze spotkanie 25:24 wygrali obrońcy tytułu.
Początek rewanżu o 14:00. Transmisja w Canal+Sport, a relacja "akcja po akcji", wypowiedzi, wideo oraz kulisy finału na naszym portalu oraz Facebooku.