Grudniowe spotkania miały być okazją do sprawdzenia wyróżniającego się w Superlidze Kamila Mokrzkiego. Okazało się, że uraz kolana uniemożliwi środkowemu Gwardii Opole nie tylko debiut w kadrze, ale także prawdopodobnie na dłuższy czas wyeliminuje go z gry.
W tej sytuacji Piotr Przybecki dowołał Bartosza Kowalczyka, który pierwotnie znalazł się w składzie reprezentacji B. Innych alternatyw właściwie nie było - w 2. Bundeslidze przeciętnie radzi sobie Łukasz Gierak, Michał Potoczny przestał robić widoczne postępy w kadrze, na środku nie sprawdzili się wcześniej Mateusz Wróbel i Stanisław Makowiejew.
22-latek, wypożyczony z Azotów Puławy do Stali Mielec, pozytywnie zaskoczył. Po kilku minutach półfinału 4 Nations Cup w Opolu (z Japończykami) zmienił bezproduktywnego Adriana Kondratiuka. Zabrał się za dowodzenie jakby rozgrywał w kadrze czterdziesty, a nie pierwszy mecz. Porozstawiał partnerów, rozprowadził kilka akcji od początku do końca. - Zagrał całkiem fajnie - oceniał trener Przybecki po spotkaniu rozstrzygniętym rzutami karnymi.
- Była presja, nie mogło być inaczej. W końcu grałem u siebie przed pełnymi trybunami. Musiałem coś poczuć, ale to bardzo przyjemne uczucie - stwierdził środkowy Stali.
ZOBACZ WIDEO: Fantastyczny mecz w Berlinie! Fuechse eliminuje "Lwy" z Pucharu Niemiec!
Polacy wygrali z Japończykami, a Kowalczyk zaczął finał z Rumunami od pierwszej minuty. Nie ustrzegł się błędów, nasłuchał się uwag od selekcjonera, był nieskuteczny, ale potrafił chociażby dograć do koła do Kamila Syprzaka, z czego rzadko korzystali jego poprzednicy na środku. - Niektóre rzuty były za szybko oddane. Trudno, zdarzył się błąd, ale najważniejsze, że wygraliśmy po karnych - komentował.
- Niestety, było gorzej niż z Japończykami. Bartek musi się uczyć, reprezentacja to zupełnie inny poziom niż liga - przyznał Przybecki.
Przełomem w jego karierze okazało się wypożyczenie do Mielca. W Stali grał od deski do deski, rzucił 70 bramek w 13 meczach, jest piątym strzelcem Superligi. To tyle, ile przez dwa poprzednie sezony w Puławach. Do Azotów trafił w 2015 roku, przeważnie był numerem trzy na swojej pozycji po Krzysztofie Łyżwie i Piotrze Masłowskim.
- Taki był zamysł klubu, miałem zacząć grać. Cieszę się, że tak to wyszło. Znalazłem uznanie w oczach trenerów i postaram się ich nie zawieść - zapowiedział.
W następnych testach poziom trudności pójdzie w górę. 3 stycznia Polacy rozpoczną turniej w Hiszpanii z udziałem gospodarzy, Białorusinów i Saudyjczyków.