Porwana koszulka Jędrzeja Zieniewicza po czterech minutach, tamponada w krwawiącym nosie Kamila Kriegera, Mateusz Jankowski schodzący z grymasem bólu. Było widać, że na parkiecie ścierali się twardziele z Kwidzyna i Opola, dla których mecz o trzecie miejsce był jak finał Superligi.
Jeśli któraś z drużyn mogła czuć satysfakcję po przegranych półfinałach, to tylko opolanie. U siebie dokonali niemożliwego, przerwali serię 103 ligowych zwycięstw VIVE z rzędu. W Kielcach - mimo wyraźnej porażki - ponownie pokazali się z dobrej strony i uznawano ich za faworytów, zwłaszcza że MMTS rzucił Wiśle w dwumeczu zawstydzającą liczbę... 29 bramek.
Tymczasem po 20 minutach konsternacja, na tablicy 13:7 dla gospodarzy. Półfinały z Wisłą trzeba potraktować jak korepetycje z gry obronnej, bo kwidzynianie w stylu Nafciarzy wybijali rywalom piłkę ręczną z głowy. Zamknęli dostęp do bramki i do oporu kontrowali. Michał Potoczny, gdy sam nie kończył akcji, to dyrygował kolegami i obsługiwał Michała Pereta. Przed przerwą Adam Malcher tylko wyciągał piłki z siatki, miał... zero przy swoim nazwisku. Dokładniej 0/16.
ZOBACZ WIDEO: Druga połowa: Izabela Kruk broni Szymańskiego. "Media źle go zrozumiały. Ta wypowiedź wynikała z szacunku"
W tych okolicznościach wynik 16:12 był stosunkowo niskim wymiarem kary, a to dlatego, że Gwardia miała Antoniego Łangowskiego. Reprezentant Polski jest w takim gazie, że chyba trafiłby w okienko z połowy boiska. Do przerwy 5/7 w statystykach, jedna bramka ładniejsza od drugiej.
Na samym Łangowskim Gwardia nie zajechałaby daleko, liderowi w końcu mogło braknąć paliwa (ale tak się nie stało). Pojawiało się za to mnóstwo niezrozumiałych zachowań w obronie, a co za tym idzie, wykluczeń. Może MMTS nie zachwycał skutecznością, ale przynajmniej część wypracowanych pozycji udało się wykorzystać. Peret skupiał na sobie uwagę i robił kolegom miejsce, w wolną przestrzeń wbiegali Potoczny i Robert Orzechowski. Krzysztof Szczecina zrobił swoje po wejściu i utrzymywał przewagę.
Mecz stał się brzydki, czasem bliżej było mu do KSW niż Superligi, czasem do teatru. Kary podgrzewały atmosferę, zawodnicy coraz częściej dyskutowali. Dobrej piłki ręcznej jak na lekarstwo, aczkolwiek bramki Łangowskiego i Potocznego ozdabiały spotkanie. Gwardziści, przeciętni w porównaniu do poprzednich udanych bojów, wycisnęli chyba maksimum, czyli niewielką stratę przed rewanżem. A MMTS może żałować, że na własne życzenie roztrwonił większą przewagę.
Mecz o 3. miejsce (1. spotkanie):
MMTS Kwidzyn - KPR Gwardia Opole 26:25 (16:12)
MMTS: Dudek (2/11 - 18 proc.), Szczecina (8/24 - 33 proc.) - Potoczny 9/3, Orzechowski 5, Kryński 3, Peret 3, Adamski 2, Przytuła 2, Krieger 1, Nogowski 1, Janiszewski, Landzwojczak, Netz, Ossowski, Rosiak, Szczepański
Karne: 3/4
Kary: 6 min. (Rosiak, Krieger, Przytuła)
Gwardia: Malcher (3/27 - 11 proc.), Zembrzycki (1/3 - 33 proc.) - Łangowski 8, Jankowski 4, Zarzycki 4, Mauer 3/3, Lemaniak 2, Morawski 2, Tarcijonas 1, Zieniewicz 1, Klimków, Milewski, Siwak, Zadura
Karne: 3/3
Kary: 14 min. (Łangowski - 4 min., Jankowski, Zarzycki, Tarcijonas, Klimków, Milewski - po 2 min.)