Zachęcić dzieci do szczypiorniaka. MJsCamp, czyli Michał Jurecki i Mateusz Jachlewski szkolą adeptów

Materiały prasowe / MJsCAMP  / Na zdjęciu: Michał Jurecki i Mateusz Jachlewski podczas MJsCAMP
Materiały prasowe / MJsCAMP / Na zdjęciu: Michał Jurecki i Mateusz Jachlewski podczas MJsCAMP

Zakończyła się trzecia edycja MJsCamp - obozu sportowego organizowanego przez Mateusza Jachlewskiego oraz Michała Jureckiego. Ponad 80-ciu młodych adeptów piłki ręcznej przez 10 dni szkoliło się pod okiem zwycięzców Ligi Mistrzów.

W tym artykule dowiesz się o:

Zakończony kilka dni temu camp był już trzecią edycją projektu realizowanego wspólnie przez Mateusza Jachlewskiego oraz Michała Jureckiego, jakim jest aktywizacja młodzieży i promocja piłki ręcznej wśród najmłodszych. Poprzednie dwie edycje campu odbyły się w Rudkach koło Nowej Słupi (woj. świętokrzyski). Zakończyły się one na tyle dużym sukcesem, że miejsca na trzecią odsłonę rozeszły się w... cztery minuty. A zaznaczmy, że co roku w campie bierze udział coraz więcej dzieci - początkowo uczestników było 60, w tym roku już ponad 80. Chętnych było jednak około 400!

Po co?

- Pomysł wyszedł od Mateusza - zdradza Michał Jurecki. I dodaje: - Może na początku nie byłem do tego w pełni przekonany, ale w końcu uznałem, że to naprawdę fajny pomysł. Piłka ręczna to coś, co chciałbym robić też po zakończeniu kariery, więc takie doświadczenie trenerskie na pewno zaprocentuje.

W całej imprezie chodzi jednak przede wszystkim o młodzież. - Naszym zadaniem jest zachęcić dzieci do uprawiania piłki ręcznej. W poprzednich dwóch edycjach już pojawiło się kilku naprawdę obiecujących zawodników. Dla nas najfajniejsze jest obserwować ich postęp. Uczymy dzieci dyscypliny, szacunku do przeciwnika oraz do kolegów z zespołu czy pracy w grupie - opowiada nowy zawodnik SG Flensburga-Handewitt.

ZOBACZ WIDEO: Forma Piątka i Milika mobilizacją dla Lewandowskiego? "Współpracujemy, a nie rywalizujemy. Zyskują wszyscy"

Mateusz Jachlewski uzupełnia: - Fakt, że miejsca na ten rok rozeszły się błyskawicznie na pewno pokazuje, że jest zainteresowanie tym co robimy i bardzo cieszymy się z tego. Udało nam się przekazać dzieciom, by mile spędziły czas, a przy okazji nauczyli się trochę piłki ręcznej. W większości dzieci trenowały w swoich klubach, miastach, miejscowościach. Tam na co dzień się rozwijają, trenują, a u nas mają coś innego: zabawę, wiele ciekawostek, bo przecież nie będziemy robić obozu przygotowawczego. To ma być zabawa!

Nieoczekiwana zmiana miejsc

Mało brakowało jednak, a trzecia edycja w ogóle nie doszłaby do skutku. Na trzy dni przed startem zmieniono lokalizację, bowiem wcześniej wybrany ośrodek nie był ostatecznie w stanie spełnić wszystkich wymagań organizatorów. Chodziło o bezpieczeństwo uczestników. - Bezpieczeństwo dzieci zawsze będzie dla nas priorytetem. Najprostszym sposobem w tej sytuacji byłoby po prostu odwołanie wszystkiego, bo zostało już bardzo mało czasu. Nie wyobrażaliśmy sobie jednak tego lata bez spotkania z naszymi campowiczami. W trzy dni zorganizowaliśmy wszystko niemal od nowa, łącznie z załatwieniem ośrodka zastępczego - wyjaśniają zawodnicy.

W ten sposób camp przeniósł się z Kobylej Góry do Rudna, czyli z południa Wielkopolski na północny zachód województwa, na granicy z woj. lubuskim. Tam na dzieci czekała masa atrakcji.

Piłka ręczna na pierwszym planie

Choć zdecydowanie obóz nazwać trzeba handballowym, bo duża część programu obozu jest poświęcona zajęciom z piłką, to nie jest on w 100 procentach nastawiony tylko na tę jedną dyscyplinę. Kadra ma bowiem wiele pomysłów, jak urozmaicić obozowiczom czas. Na pierwszym miejscu zawsze będzie jednak handball.

- Nie będziemy nigdy robić obozów jak w okresie przygotowawczym. To ma być nauka przez zabawę. Jest dużo gier i zabaw ruchowych z elementami piłki ręcznej, by szkolić technikę indywidualną. Jest i czas na małe gry lub regularne gry, gdy grają mecze między sobą. Odcinki, że grają na jedną bramkę, 3 na 2, 2 na 1. Takie małe elementy gry - wyjaśnia "Siwy".

Ale nie samym handballem człowiek żyje

Tegoroczna edycja trwała od 24 czerwca do 4 lipca. Podczas dziesięciu dni trwania eventu, dzieci np. musiały rozstać się z... telefonami komórkowymi. Młodzież mogła z nich korzystać tylko przez 2-3 godziny po obiedzie. To próba oderwania ich od wirtualnego świata.

O ich żołądki zadbał w tym czasie Paweł Ryckiewicz, specjalista od zaspokajania kulinarnych wymagań sportowców, który odwiedził campowiczów podczas specjalnie zorganizowanego grilla, a przy okazji odpowiedział na pytania dotyczące prawidłowego odżywiania w sporcie i na co dzień. Za pośrednictwem fanpage'a MJsCAMP na Facebooku pytania Ryckiewiczowi mogli zadawać także rodzice.

Wśród gości specjalnych znalazł się także Kamil Zawada, który przeprowadził nowoczesny trening motoryczny z wykorzystaniem sprzętu Quick Lights Sports, czyli migających kolorowych światełek służących m.in. do ćwiczenia szybkości reakcji.

Innowacją było także wprowadzenie treningu slackline, nad którym czuwał Kamil Dudek, ekspert w tej dziedzinie. Slackline to dyscyplina polegająca na chodzeniu i wykonywaniu trików na wąskiej taśmie, zawieszonej nad ziemią. Uprawianie jej poprawia koordynację, równowagę oraz koncentrację. Wszystko to niezbędne, by odnieść sukces w sporcie. Także w piłce ręcznej.

Podobnie jak dyscyplina, dlatego obozowicze zbiorowo odpowiadali za porządek w pokojach no i, oczywiście, rywalizacja, bo camp został zwieńczony wewnętrznym turniejem, z którego poziomu sportowego Jurecki i Jachlewski byli bardzo zadowoleni.

- Bardzo podobał nam się wewnętrzny turniej, szczególnie w starszej grupie. Jest wielu zawodników, którzy potrafią już naprawdę bardzo dużo i wydaje mi się, że z roku na rok poziom sportowy na naszym campie jest coraz wyższy - podsumowuje Mateusz Jachlewski. - W młodszej grupie bardzo podobało mi się to, że dzieci walczyły do końca - dodaje Michał Jurecki i kontynuuje: - Pomimo tego, że przegrywały kilkoma bramkami, potrafiły się zmobilizować i grać do ostatnich sekund.

Uczestnicy campu stanęli na wysokości zadania nie tylko w aspekcie sportowym. Jak podkreślają organizatorzy MJsCAMP, dzieci biorące udział w projekcie, skutecznie obalają wszelkie negatywne stereotypy o współczesnej młodzieży. - Wszyscy uczestnicy byli bardzo zaangażowani zarówno w treningi z Michałem i Mateuszem, jak i w każdy inny aspekt życia obozowego. Bardzo przyjemnie było patrzeć na ich ciężką pracę na boisku i na to, jak świetnie dogadywali się poza nim. Czy starsi, czy młodsi, chłopcy, czy dziewczynki, wszyscy wzajemnie się wspierali, motywowali i chyba po prostu dobrze się razem bawili. Myślę, że tak jak kadra trenerska może być zadowolona z poziomu sportowego dzieci, tak i ich rodzice mogą być dumni z tego, jak fajnych młodych ludzi wychowali - zaznaczyła Magda Pluszewska, koordynator imprezy.

Plany na przyszłość

Z roku na rok camp odnosi coraz większe sukcesy i odbija się coraz większym echem. Nie może dziwić, że zawodnicy myślą o poszerzeniu projektu. - Obaj jeszcze jesteśmy czynnymi sportowcami, więc mamy wydzielony czas, w którym możemy się czymś takim zająć. A jak już będziemy na sportowej emeryturze, czasu może będzie więcej, w zależności od tego, czym się będziemy zajmować. Mamy jakieś plany powiększenia obozu, może zrobimy drugi lub trzeci turnus nawet, jeśli będzie potrzeba - wyjaśnia Jurecki.

Spoiwem pomysłu jest przyjaźń obu graczy, opowiada Jachlewski: - Świetnie się uzupełniamy. Jeśli ja nie czuję się w czymś dobrze, Michał robi to perfekcyjnie. Najczęściej ja gram tego złego, a on dobrego. Obowiązkami dzielimy się po połowie.

Pomysłów jest od groma. - Podrzuciłem też ideę, by może w ferie zrobić taki obóz, zima z handballem. Pomysłów jest dużo, zobaczymy jak wyjdzie z ich realizacją. Jest to coś, co bardzo mi się spodobało i wiem, że chciałbym iść w kierunku pracy z młodzieżą. Zawsze chciałem spróbować swoich sił jako trener, ale pierwsze kroki stawiam z dziećmi i może tu właśnie się zakorzenię - kończy Michał Jurecki.

Źródło artykułu: