Sandra Spa Pogoni niewiele się udawało właściwie od pierwszych chwil meczu z MMTS-em Kwidzyn. Głównie pod bramką rywala. A to niedokładne podanie, to znów niecelny rzut, czy zmarnowana kontra. Tego było po prostu dużo. - Zbyt nerwowo podeszliśmy do tego meczu od samego jego początku. Liczbą błędów własnych, niewymuszonych moglibyśmy spokojnie obdzielić parę spotkań. Stąd był taki wynik - przyznał Arkadiusz Bosy.
Wojna nerwów także w Piotrkowie Trybunalskim. Czytaj więcej!
- W drugiej połowie wyszliśmy bardziej zmotywowani, skoncentrowani, bez tych negatywnych emocji. Udało się nam wypracować jedną bramkę zaliczki (13:12 - dop. red.), ale potem znowu dostaliśmy trzy ciosy w plecy. MMTS wyszedł nawet na pięć bramek (17:22). Zawodnicy już chyba witali się z gąską. Zostały na szczęście tylko pióra, a u nas punkty - powiedział nieco żartobliwie szczeciński obrotowy.
Bosy odegrał pewną rolę także w przedostatniej minucie rywalizacji, kiedy to przyjezdni zyskali prawo do wykonania rzutu karnego. Podszedł do etatowego wykonawcy tych elementów, Andrzeja Kryńskiego i coś szepnął mu coś na ucho. Zadziałało. Gdyby skrzydłowy wówczas trafił, tablica świetlna wskazałaby stan 26:25. - Nie, nie wypada powtarzać - stwierdził zawodnik, po czym dopowiedział z przymrużeniem oka: powiedziałem, żeby rzucił w prawy dolny róg bramkarza - dodał. Trzeba jednak oddać, że kapitalną robotę wykonał wówczas Anton Terekhof wystawiając lewą nogę.
Zobacz także: wicemistrz Polski nie pozostawił złudzeń Gwardii Opole
Portowcy sięgnęli po ważne zwycięstwo. Dzięki trzem punktom "ósemka" nie uciekła im aż tak bardzo. - Sezon jest długi. Takie mecze musimy wygrywać przede wszystkim u siebie - zaznaczył kołowy. - W Gdańsku delikatnie powinęła się nam noga, powinniśmy wtedy zdobyć kolejne punkty na wyjeździe. Chcemy punktować w domu, z drużynami z czuba tabeli. Na razie jesteśmy na dobrej drodze - podsumował popularny "Alvaro".
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]