Zabójcze 12 minut Antona Terekhofa. Jego interwencje odmieniły los meczu w Szczecinie

WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Anton Terekhof
WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Anton Terekhof

Do 48. minuty meczu Sandra Spa Pogoni z MMTS-em Kwidzyn w PGNiG Superlidze Mężczyzn nic nie zapowiadało przełomu, jaki potem nastąpił. Goście prowadzili już 22:17. Potem jednak przekonali się o klasie bramkarza szczecinian, Antona Terekhofa.

Gospodarze nie mieli dobrego dnia. Częste błędy własne, słaba skuteczność, straty i wreszcie kary indywidualne. To wszystko zaważyło, że MMTS mógł kontrolować przebieg boiskowych wydarzeń. Jak się jednak okazało, tylko do czasu. W końcu mecz w piłce ręcznej nie trwa 48 minut, a pełne 60. Zaczęło się dość niewinnie, od interwencji Antona Terekhofa. Po chwili goście zanotowali stratę. Dosłownie w kolejnej akcji Michał Peret dopuścił się faulu ofensywnego. To była woda na młyn dla Sandra Spa Pogoni.

- Zagraliśmy 12 może 13 minut na swoim poziomie. Sparaliżował nas mecz we własnej hali - przyznał trener Portowców, Rafał Biały. Niemniej, te 12 minut jednak wystarczyło, by ograć kwidzynian. Przyjezdni totalnie stanęli w ataku pozycyjnym. 3 proste straty, wyrzut piłki w aut przy próbie podania na prawe rozegranie i aż 6 skutecznych interwencji szczecińskiego bramkarza nie pozostały bez wpływu na los tego spotkania. A to wszystko miało miejsce właśnie przy wyniku 17:22. Dmytro Zinczuk próbował zmian, ale przyniosło to odwrotny skutek. Nikodem Kutyła najpierw nie chwycił piłki od Kacpra Adamskiego, a potem jego rzut odbił Ukrainiec.

Co ciekawe, na ten właśnie fakt zwrócił uwagę tuż po spotkaniu trener Biały. - Zdecydowała nasza obrona. Zaczęliśmy grać swoją defensywą. Zamknęliśmy Pereta. W końcówce wszedł Kutyła. Wiedzieliśmy, że to zawodnik grający bardzo kombinacyjnie. Też musieliśmy sobie z nim poradzić, stanąć we dwóch i wybierać dolne piłki. Nie oddał celnego rzutu. Miał jedno rzeczywiście klasowe podanie do skrzydła. Ale to było za mało - stwierdził.

ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]

Wielkie nerwy Bartłomieja Jaszki na sędziowanie w Mielcu. Stal w końcówce odebrała sukces Zagłębiu. Czytaj więcej!

Ostatnie słowo należało do Terekhofa, który zakończył te zawody ze skutecznością na poziomie 50 procent. W poprzednim sezonie takie przypadki należały w Grodzie Gryfa do rzadkości. Teraz powoli stają się normą. - Powiedziałem to w przerwie (meczu - dop. red.). Mamy dobrą bramkę, nie mamy na kogo zrzucać winy. W poprzednich latach było z tym różnie. Rzeczywiście, Sebastian (Zapora - dop. red.) się obudził. Ale teraz nie możemy na to zwalać. Są nowi bramkarze, którzy bronią - ocenił szkoleniowiec.

Po meczu w dość ostrych słowach o pracy sędziów z Głogowa wypowiedział się Robert Orzechowski (więcej tutaj). Trzeba jednak przyznać, że jego zespół do samego końca miał szansę choćby na remis. Wszystko było w rękach, nogach i głowach gości. Zdecydowała skuteczność, a właściwie jej brak. Wystarczy wspomnieć o nietrafionym rzucie karnym przez Andrzeja Kryńskiego, którego piłkę stopą odbił były zawodnik HC Motoru Zaporoże. Te newralgiczne 12 minut MMTS przegrał aż 2:10.

Pogoń następne zawody rozegra na Dolnym Śląsku. Przeciwnikiem będzie Zagłębie Lubin (13 października o godz. 15:00).

Komentarze (1)
avatar
przemofor
8.10.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
:) Super