Dla Łomży Vive spotkanie to wielka niewiadoma. Kielczanie od 25 listopada przebywali na izolacji domowej po kontakcie z zakażonymi rywalami z Vardaru Skopje, kilka dni potem spłynęły wyniki testów. Siedem z nich było pozytywnych. Zgodnie z zasadami, zespół musiał przejść kwarantannę, którą zakończył 11 grudnia. Dwa dni przed meczem!
- W piątek pierwszy raz trenowaliśmy w pełnym składzie po nieszczęsnych zakażeniach, które dopadły część drużyny. Od spotkania z Vardarem, przez dwa tygodnie, nie mieliśmy wspólnych treningów. Chorzy byli na kwarantannie, zdrowi także się izolowali. Trenowaliśmy pojedynczo w domach. Bardzo się więc cieszymy, że w ogóle wróciliśmy do hali i potrenujemy choćby te dwa razy przed meczem w Płocku - wyjaśnił w rozmowie z kielcehandball.pl grający asystent Tałanta Dujszebajewa Krzysztof Lijewski.
W Kielcach woleliby oczywiście grać w normalnych okolicznościach, ale pandemiczne granie ma to do siebie, że właściwie każdy zespół spotkała taka "przyjemność". Nieraz z marszu musiała zagrać też Orlen Wisła Płock, nawet mocniej doświadczana przez zakażenia. Zresztą mało kto może tyle powiedzieć o powrotach po kwarantannie, Nafciarze pauzowali aż trzykrotnie, ale wszystkie "poizolacyjne" mecze wygrywali. Jest jednak istotna różnica - naprzeciwko nie stał rywal tej klasy. Łomża Vive przez przerwą prezentowała się świetnie, w Lidze Mistrzów liderowała w swojej grupie i pewnie zmierzała po awans do ćwierćfinału.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Justyna Kowalczyk i droga na obiad. Nagranie jest hitem sieci
- Ich rytm może być dla nas dużym problemem. Wisła gra po dwa mecze w tygodniu, my zostaliśmy tego pozbawieni. Nie wiemy też, jak zareagują nasi chłopcy, którzy właśnie przeszli wirusa, bo nie można od nich oczekiwać cudów, że po 10 dniach w łóżku od razu będą biegać na 100 procent - dodaje Lijewski.
Smaczku dodawała zazwyczaj obecność kibiców, delikatnie ujmując, nie przepadających za sobą. Nie dochodziło do jakichś dantejskich scen, ale drużyny przyjezdne musiały się nasłuchać, atmosfera gęstniała z minuty na minutę. Tym razem o temperaturę będą musieli zadbać sami zawodnicy, których nie trzeba specjalnie motywować na ligowy klasyk.
Po kilku latach temperatura kielecko-płockiej rywalizacji znowu podskoczyła. Nafciarze przed rokiem w końcu złamali Łomżę Vive, zwycięski rzut Niko Mindegii to jeden z symboli ostatnich lat w Superlidze. W rewanżu wygrali kielczanie i właściwie zapewnili sobie tytuł w kraju. Tym razem stawka będzie równie wysoka, straty wyjątkowo można nadrobić tylko w rundzie zasadniczej. O ile Łomża Vive ma jeszcze margines błędu (jak dotąd niepokonana), o tyle Orlen Wisła musi wygrać, by w ogóle przedłużyć dyskusje o mistrzostwie. A to wszystko dlatego, że na inaugurację potknęła się z hukiem na Sandra Spa Pogoni Szczecin.
Orlen Wisła Płock - Łomża Vive Kielce / 13.12.2020, godz. 19.15
ZOBACZ:
Wybrzeże dokonało niemożliwego w Lubinie
Stal wciąż bez sposobu na Pogoń