Sprawa mistrzostwa Polski została rozstrzygnięta już w środę, gdy szczypiorniści Łomży Vive pokonali w Mielcu tamtejszą Stal. Nafciarze kolejny raz musieli więc pogodzić się z zajęciem drugiego miejsca w PGNiG Superlidze. Starcia kielczan z Orlenem Wisłą Płock zawsze jednak przynoszą ogromne emocje - nie inaczej było tym razem. Stawką był przecież prestiż i chęć zakończenia sezonu w dobrym stylu - zwycięstwem.
Kieleccy kibice mieli sporo powodów do świętowanie - nie tylko osiemnasty tytuł w historii klubu, ale przede wszystkim możliwość obejrzenia meczu z trybun. Do Hali Legionów po wielu miesiącach wrócili kibice i już od pierwszych minut pojedynku pokazali, że byli niezwykle stęsknieni za handballem.
Gospodarze zaczęli bardzo dobrze - przede wszystkim świetnie funkcjonowała ich obrona, kilkoma ważnymi interwencjami już na początku spotkania popisał się też kapitan zespołu - Andreas Wolff. Receptą na pokonanie defensywy Nafciarzy okazała się współpraca z kołem. Żółto-biało-niebiescy szybko odskoczyli i utrzymywali dystans dwóch-trzech bramek. Płocczanie robili co mogli, by zmniejszyć straty, ale skuteczni w szeregach kieleckiej siódemki byli skrzydłowi - Angel Fernandez Perez i Arkadiusz Moryto.
ZOBACZ WIDEO: Euro 2020. Bolesne słowa ws. Kamila Grosickiego. "Wcale nie jest mi go żal. Sam sobie na to zapracował"
Mistrzowie Polski grali też niezwykle czujnie w obronie - dwa bardzo ważne przechwyty zanotował Branko Vujović. To i fakt, że Wiślacy mieli problem ze stratami sprawiał, że nie byli w stanie zneutralizować przewagi gospodarzy.
Udało im się to dopiero w drugiej połowie po bramce Przemysława Krajewskiego z rzutu karnego. Od tego momentu walka zrobiła się znacznie bardziej wyrównana, a w wynik przez kilka minut oscylował wokół remisu. Na kwadrans przed końcem spotkania kielczanie jednak ponownie odskoczyli na dwa trafienia. Gospodarze grali z dużym zaangażowaniem - przede wszystkim w obronie. W ataku świetnie spisywał się natomiast Krzysztof Lijewski, dla którego był to ostatni występ w zawodniczej karierze. Rozgrywający od nowego sezonu skupi się już w całości na pracy trenerskiej.
Gdy kielczanie zbudowali przewagę trzech bramek, o czas poprosił trener Nafciarzy - Xavier Sabate. Przerwa przyniosła oczekiwany skutek - po powrocie na parkiet Wiślacy rzucili się do odrabiania strat - w 51. minucie po dwóch błyskawicznych kontratakach w wykonaniu Michała Daszka przyjezdni wyszli na pierwsze prowadzenie w meczu.
Chwilę później na parkiecie zawrzało - dwiema minutami kary zostali ukarani Fernandez Perez i Philip Stenmalm, czerwoną kartkę i dodatkowe dwie minuty otrzymał natomiast Leon Susnja.
Końcówka spotkania to była prawdziwa wojna nerwów - ostatecznie zwycięzca nie został wyłoniony w regulaminowym czasie gry i potrzebna była do tego seria rzutów karnych. W tej lepsi okazali się szczypiorniści Łomży Vive Kielce - swoje rzuty wykorzystali bowiem Fernandez Perez, Gudjonsson, Moryto i Vujović. Andreas Wolff obronił rzuty Daszka i Mindeghii.
Łomża Vive Kielce - Orlen Wisła Płock 29:29 (15:13) k. 4:3
Łomża Vive: Wolff, Kornecki - Vujović, Olejniczak, Sićko, Tournat, Faruk, Karacić, Lijewski, Kulesz, Moryto, Surgiel, Fernandez Perez, Kaczor, Karalek, Gudjonsson
Orlen Wisła: Morawski, Stevanović - Daszek, Stenmalm, Ruiz, Fernandez, Serdio, Susnja, Szita, Komarzewski, Krajewski, Terzić, Toto, Mihić, Czapliński, Mindeghia