Kibice pamiętają drużynę Orłów Wenty. Polacy po latach niebytu w 2007 roku zdobyli sensacyjnie srebrny medal mistrzostw świata, a dwa lata później potwierdzili swoją wysoką dyspozycję, zdobywając brąz. Polacy jeszcze w 2015 roku zajęli trzecie miejsce na światowym czempionacie. W międzyczasie na igrzyskach olimpijskich zajmowali 5. i 4. miejsce. Medalu zabrakło na mistrzostwach Europy, choć pięć razy z rzędu byliśmy na miejscach 4-9.
Później niestety rozpoczęło się nieuniknione - zmiana pokoleniowa. Odeszło wielu wielkich mistrzów, jak Sławomir Szmal, Karol Bielecki, Marcin i Krzysztof Lijewscy, Grzegorz Tkaczyk, Artur Siódmiak, Mariusz Jurkiewicz, Damian Wleklak, Bartosz Jurecki, Michał Jurecki oraz wielu innych bohaterów polskich kibiców - wielu z nich zostało przy sporcie i zajmuje się trenowaniem przyszłych kadr lub skupia się na grze w klubie. Do głosu doszli młodzi, na których zaczęła ciążyć ogromna presja.
W 2017 roku, dwa lata po medalu w Katarze, Polacy zajęli 17. miejsce na mistrzostwach świata. Na dwa kolejne wielkie turnieje Biało-Czerwoni nie awansowali, nie zagraliśmy też na igrzyskach olimpijskich. 21. miejsce na mistrzostwach Europy i trzy porażki na turnieju były niestety potwierdzeniem ówczesnej dyspozycji. Kucie żelaza trochę musiało trwać, ale w Egipcie na mistrzostwach świata zajęliśmy 13. miejsce. Zaczął panować względny optymizm.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa
Przed mistrzostwami Europy organizowanymi przez Słowację i Węgry, trudno było ocenić realne szanse reprezentacji prowadzonej przez Patryka Rombla. Biało-Czerwoni mieli już problemy przed samym turniejem. Najpierw jeszcze w Polsce ze względu na pozytywne testy na obecność koronawirusa wypadli Rafał Przybylski i Dawid Dawydzik.
Z kadry, która wyjechała na Słowację, wypadło pięciu kolejnych szczypiornistów! Dodatnie wyniki testów mieli tym razem Kacper Adamski, Piotr Chrapkowski, Jan Czuwara, Adam Morawski i Damian Przytuła. Patryk Rombel musiał awaryjnie ściągać zawodników z Polski.
Biało-Czerwoni kilka godzin przed meczem z Austrią nie wiedzieli, w jakim składzie wystąpią, długo czekając na wyniki testów, które były przeprowadzane w parkingu podziemnym! Teza, że są to warunki sterylne, byłaby czymś bardzo śmiałym. Ostatecznie na szczęście wszyscy dowołani zawodnicy mogli zagrać z Austrią i Polska, która nie była faworytami bukmacherów, zwyciężyła 36:31.
Polacy w niedzielę zapewnili sobie awans do kolejnej fazy mistrzostw Europy. Pewnie pokonali Białoruś 29:20 i we wtorek, w meczu z Niemcami, zagrają o pierwsze miejsce w grupie. Aktualnie to nasi reprezentanci prowadzą i pokazali, że warto się z nimi liczyć.
Po dwóch meczach Polacy prowadzą w grupie D z 4 punktami i bilansem bramkowym +14. Lepszy bilans bramkowy mają jedynie Dania (+20) oraz Francja (+18), a po 4 punkty mają jeszcze Niemcy, Rosja, Hiszpania i Islandia.
Znów znaleźliśmy się w elitarnym gronie. Nie ma co jeszcze pompować balonika, jednak biorąc pod uwagę wiek zawodników i tempo ich rozwoju, kto wie, może polscy kibice znów co styczeń będą gremialnie zasiadać przed telewizorami? Przypomnijmy, że już za rok mistrzostwa świata zorganizują Polska i Szwecja, a jakość reprezentacji za 12 miesięcy może być jeszcze wyższa.
Czytaj także:
Najlepszy wynik Polaków od lat
Polak padł jak rażony piorunem