Skandynawski dwumecz z Norwegami i Szwedami zapadł w pamięć z powodów innych niż wszyscy tego oczekiwali. Kadra znalazła się w dołku, po dwóch zwycięstwach z Austrią i Białorusią przydarzył się słabszy występ z Niemcami, a potem... Dwaj kolejni rywale wybili piłkę ręczną z głów - Norwegowie rzucając Polakom rekordowe 42 bramki, Szwedzi tracąc zaledwie sześć goli do przerwy.
Spotkania były naprawdę kiepskie, kadra zupełnie nie przypominała samej siebie sprzed tygodnia. Zawiedli liderzy, brakowało pomysłu w ataku i przede wszystkim solidnego wykonania taktyki. Tylko niepoprawni optymiści widzieli Polaków na drodze do półfinału, ale już racjonalne było oczekiwanie chociażby wyrównanego meczu, który mógłby podbudować zespół w perspektywie organizowanych w Polsce i Szwecji MŚ 2023. Różnica bramkowa i przebieg gry nie odzwierciedlają realnego poziomu Biało-Czerwonych, w świat poszedł jednak niekorzystny przekaz.
Dużo złożyło się na taki obraz reprezentacji. Niemal każdy z uczestników ME 2022 zmagał się z wirusowymi trudnościami. Niektórym wypadło pół składu, innym pojedynczy gracze. W tej pierwszej grupie byli Polacy. Rywale klasy Niemców czy Szwedów nie odczuwali wielkiej różnicy, gdy musieli wzywać rezerwowych. Biało-Czerwoni nie dysponowali taką siłą, wszystko musiało opierać się na podstawowej siódemce. Bohaterzy dwóch pierwszych spotkań mieli prawo być zmęczeni, bo grali niemal bez wytchnienia.
ZOBACZ WIDEO: Dlaczego polscy skoczkowie nie wykorzystali tego atutu?! Ekspert zabrał głos
Nie pomagało całe zamieszanie z testami i bałagan organizacyjny. Polacy byli z łapanki wzywani na badania, czasem w nieskończoność czekali na wyniki. Gdy już spływały, to co rusz z gry wypadał któryś z kadrowiczów. Jeszcze przed startem ME 2022 łącznie siedmiu z nich, potem jeszcze trzech. Dopiero na zakończenie drugiego tygodnia turnieju trener Rombel będzie miał do dyspozycji wszystkich powołanych. O ile znowu nie dojdzie do jakiegoś wirusowego pomoru.
Sztab stanął przed sobą naprawdę wymagającym zadaniem. Musiał w kilkanaście godzin postawić oklapły zespół na nogi, nie tylko pod względem fizycznym. Od razu po zimnym prysznicu zafundowanym przez Szwedów odbyło się spotkanie, które miało odbudować atmosferę przed ostatnimi bojami.
Nie ma matematycznych szans na awans czy nawet miejsce w szóstce, ale potyczka z Rosjanami będzie miała swoja wartość. To rywal na podobnym poziomie, także podnoszący się po latach zapaści. Występ na tle Sbornej pozwoli realnie ocenić siłę kadry. Rosjanie zrobili duży postęp pod wodzą Velimira Petkovicia. Niedawno zbierali cięgi od europejskich średniaków, a na Słowacji pokonali już Norwegów i mocno przyparli do muru Hiszpanów, tracąc punkt w dramatycznych okolicznościach. W tych drugim spotkaniu musieli radzić sobie bez zakażonego koronawirusem Siergieja Kosorotowa. Lider powinien wystąpić z Polską, razem z Dmitrijem Żytnikowem (kolegą klubowym z Płocka), będzie dowodził rosyjskim atakiem. Te dwa nazwiska przyciągają szczególną uwagę, ale w talii Petkovicia także solidny bramkarz Wiktor Kirejew czy trochę nieprzewidywalny zmiennik Kosorotowa Dmitrij Santałow, z Hiszpanami kapitalny przez 2/3 meczu.
Jeśli uda się pokonać Rosjan, to realne będzie miejsce w czołowej dziesiątce ME 2022. Byłaby to spora poprawa w stosunku do poprzednich turniejów (21. miejsce w 2020 roku, 13. w MŚ 2021) i przede wszystkim znak, że kadra idzie w dobrym kierunku na 12 miesięcy przed MŚ 2023. Od 2016 roku reprezentacja nie skończyła imprezy mistrzowskiej na tak wysokiej pozycji. O swój indywidualny sukces może jeszcze powalczyć Arkadiusz Moryto, jak na razie drugi strzelec turnieju.
Polska - Rosja / 23.01.2022, godz. 15.30
ZOBACZ:
Sensacyjne rozstrzygnięcie w ME 2022!
Holendrzy znowu zaskoczyli