Olimpijczyk z Pekinu 2008 (w kat. do 94 kg) i Londynu 2012 (srebrny medal w kat. 105 kg), były sztangista Bartłomiej Bonk, kilka lat temu przeżył osobistą tragedię. Wszystko wskazuje na to, że błąd lekarki doprowadził do niedotlenienia mózgu i - w konsekwencji - śmierci jednej z jego bliźniaczek, Julii.
Dziewczynka zmarła 15 miesięcy po urodzeniu, a Bonk od tamtego czasu (2013 r.) procesuje się z lekarką, która przyjmowała poród. Były sportowiec w wywiadzie dla portalu tvpsport.pl powiedział, że sąd wydał wyrok w sprawie cywilnej i karnej.
- Trwa (proces - przyp. red.) jeszcze tylko w Izbie Lekarskiej. Robią wszystko, żeby przeciągnąć termin, unieważnić to, co było. Wygraliśmy sprawę cywilną - przyznał.
ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Marcin Animucki: Piłkarze, to najlepiej przebadana grupa społeczna w Polsce
Ze słów Bonka wynika, że lekarka, której winę uznał sąd, nie została jednak ukarana. - Jeśli chodzi o sprawę karną, sąd uznał winę lekarki, ale ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu nie wymierzył jej kary. Czyli uznał, że jest winna śmierci mojego dziecka, a ona, co mnie dziwiło, wyszła i powiedziała, że jest zadowolona z takiego wyroku... - zdradził.
Medalista mistrzostw świata i Europy podkreślił, że z jego informacji wynika, że lekarka nadal pracuje w zawodzie. Bonk razem ze swoją żoną Barbarą założyli Fundację im. Julki Bonk "Walcz o mnie", której celem jest zapewnienie wsparcia ofiarom błędów medycznych. Fundacja współpracuje z lekarzami, rehabilitantami, psychologami oraz prawnikami, by jak najlepiej wykonywać swoją misję.
Zobacz:
Mocne słowa wicemistrza olimpijskiego. Bonk: W Polsce sportowców się nie szanuje
Milion złotych zadośćuczynienia dla Bartłomieja Bonka i jego żony