Adam Małysz: Mogliśmy utopić Toyotę

Jedenasty etap został skrócony i na biwaku jest już załoga Adam Małysz - Rafał Marton. Nadal jednak nie ma oficjalnych wyników, ale polski kierowca powinien utrzymać swoją pozycję w "generalce".

W tym artykule dowiesz się o:

- Początek był bardzo ciężki. Jechaliśmy na niskim ciśnieniu powietrza w kołach, bo mieliśmy forsować wydmy. Dojazd do nich był niebezpieczny, dużo kamieni. Buggy startujące za nami, przejechało obok pełnym gazem. My nie chcieliśmy ryzykować przebicia opony. Potem był zjazd i zaczęły się wymyte koryta rzek. Miejscami trzeba było zredukować prędkość niemal do zera. Za chwilę natrafiliśmy już na rzeki. Głębokość wody sięgała półtora metra. Przed nami znalazło się utopione buggy. Wybraliśmy miejsce koło niego i gdy poszliśmy bombą, buggy znowu zalała woda. Zawodnicy opuścili samochód. Jeszcze dwa razy przejeżdżaliśmy przez rzekę. W takich miejscach nie dało się odpuścić, bo mogliśmy utopić Toyotę - opowiadał na mecie Adam Małysz.

Później były wysokie wydmy - i małe pościnane. Zobaczyliśmy przed sobą Matthiasa Kahle, doganialiśmy go. Kahle powiedział nam później, że miał problemy z przejazdem przez rzekę. Na CP1 poinformowano nas, że dalsza część odcinka została odwołana. Siedem samochodów pojechało na CP2 i teraz będą je ściągać. Nie wiemy, co z wynikami etapu. Czekamy na decyzje sędziów - dodał.

- Do mety w Santiago jeszcze daleko, ale jestem w dobrej kondycji. Takim samochodem mogę jechać! To jest bajka. W ogóle nie czuję się zmęczony, a w zeszłym roku odczuwałem zmęczenie już po 5-10 kilometrach, bo w środku panował 60-stopniowy upał. Nasz poprzedni samochód nie chciał podjechać pod żadną wydmę.

- Jedziemy swoim tempem, bez jakiegoś napinania się, tak żeby być na mecie w zaplanowanej dwudziestce. Na razie przekraczamy plan i jestem bardzo zadowolony z wyniku - zakończył Małysz.

Źródło: malysz.com

Komentarze (0)