Do drugiego etapu najtrudniejszego rajdu świata Jakub Przygoński przystępował z wysokiej trzeciej pozycji. Kierowca Orlen Teamu zaczął odważnie, ale już na dwudziestym kilometrze zaliczył przebitą oponę - jak się okazało, nie ostatnią tego dnia. Ostatecznie Polak finiszował z 13. czasem, a w klasyfikacji generalnej spadł na 12. miejsce.
- Za nami 340 kilometrów wydm i kamieni plus 50 kilometrów jazdy po plaży wzdłuż oceanu, gdzie mogliśmy rozwinąć największą prędkość. Praktycznie na starcie etapu przebiliśmy oponę, uderzając w kamień ukryty w piasku. Co więcej po 20 kilometrach
zaliczyliśmy kolejnego "kapcia" - łącznie kosztowało to nas jakieś 4 minuty. Czterdziesty kilometr, wytracony rytm i niepewność, bo mamy tylko trzy koła zapasowe - mówi Kuba Przygoński, zawodnik Orlen Teamu.
Drugi etap okazał się pechowy nie tylko dla Polaka. Słabszy przejazd zaliczył z początku dyktujący wysokie tempo Carlos Sainz, a także Nasser Al-Attiyah czy Stephane Peterhansel, który miał 20-minutowy postój. Wtorek na Dakarze należał do Sebastiena Loeba, który wyprzedził Naniego Romę i Bernhardta ten Brinke. Liderem klasyfikacji generalnej został Giniel de Villiers, do którego Jakub Przygoński traci blisko 9 minut.
ZOBACZ WIDEO "Prosto z Rajdu Dakar". Polacy stawiają wszystko na jedną kartę? "To nie jest taktyka na Dakar"
- Straciliśmy trochę czasu, ale postaramy się nadrobić to w środę. Różnice w czołówce są małe, startujemy z tyłu, będziemy mieli lepszą trasę i lepiej widoczny ślad. Najważniejsze, by dbać o koła i się nigdzie nie zakopać - dodaje Kuba Przygoński.
Dużo spokojniejszy przejazd za motocyklistami Orlen Teamu. Maciej Giemza i Adam Tomiczek jechali równo i pewnie, wypełniając założenia taktyczne sztabu szkoleniowego.
- Drugi etap był już typowo "dakarowy" - ponad 300 kilometrów, piaszczysty teren i trudna nawigacja. Trzeba było być skoncentrowanym, by nie wpaść "w pułapki" zastawione przez organizatora. Cały odcinek jechało mi się dobrze, obyło się bez kryzysów, złapałem mocną i szybką grupę, w której się poruszaliśmy i w pięciu mieścimy się w jednej minucie. Podejrzewam, że przez najbliższe dni moja pozycja będzie oscylowała wokół 25-30 miejsca. Jedyne, co daje o sobie znać, to wysoka temperatura, ale jeśli na kolejnych etapach będzie mi się jechało tak samo dobrze, nie będzie powodów do narzekania - mówi Maciej Giemza z Orlen Teamu.
- To był niezwykle wymagający odcinek, po trasie mocno rozbitej przez jadące przed nami samochody. Na 40. kilometrze zakopałem się na miękkich wydmach, ale na szczęście udało mi się szybko wydostać i całą resztę odcinka pokonać bez problemu. W środę zapowiada się kolejny trudny nawigacyjnie dzień, połączony z wieloma godzinami na motocyklu, co na pewno wpłynie na poziom zmęczenia. Rajd się rozkręca, będzie coraz trudniej, ale liczymy się z tym- mówi Adam Tomiczek.
Po drugim etapie najwięcej powodów do radości ma Matthias Walkner. Austriak na samym finiszu wyprzedził Ricky'ego Brabeca i awansował na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Na "pudle" zmieścił się też Joan Barreda, który utrzymał pozycję lidera rajdu. Maciej Giemza zaliczył nieznaczny awans i jest 25., a Adam Tomiczek 27. w "generalce".
- Przed drugim etapem mieliśmy jedno założenie taktyczne - ustabilizować formę i powtórzyć dobry wynik z premierowego odcinka. Maciek i Adam wykonali zadanie bardzo dobrze, ich strata do lidera na poziomie około 40 minut jest jak najbardziej do zaakceptowania. Choć pojawiły się drobne problemy nawigacyjne, a Adam praktycznie zdarł przednie koło, jechali pewnie i poprawnie. Teraz przed Maćkiem i Adamem kilka trudnych dni - długie odcinki, późne powroty na biwak, a potem jeszcze serwis. Ważne, że są w dobrej kondycji, a jazda sprawia im przyjemność -mówi Jacek Czachor, wielokrotny uczestnik Dakaru, odpowiadający za przygotowanie do rajdu motocyklistów
W środę przez uczestnikami 41. rajdu Dakar kolejny długi i wymagający etap – z San Juan de Marcona do Arequipy. Zawodnicy będą mieli do pokonania 331 kilometrów odcinka specjalnego i aż 467 kilometrów dojazdówki.