Po kilku dłużących się dniach oczekiwania ruszyła 42. edycja Rajdu Dakar

W końcu ruszyła 42. edycja dorocznego Rajdu Dakar. W niedzielę Polakom najlepiej poszło w kategorii pojazdów SSV oraz quadów.

 Redakcja
Redakcja
Rafał Sonik Materiały prasowe / dakar.pl / Na zdjęciu: Rafał Sonik
Bardzo dobrze rajd rozpoczął polski duet Aron Domżała i Maciej Marton. W kategorii SSV Polacy zakończyli pierwszy oes jako liderzy z czasem 04:00:58, wyprzedzając drugich Amerykanów Casey Currie’ego i Seana Berrimana o 01:51 s. i trzecich Hiszpanów Jose Antonio Hinojo Lopeza wraz z Diego Ortego Gilem o 05:49 s.

Niestety, najprawdopodobniej w związku ze spóźnieniem Polaków na starcie wyścigu, dostaną oni karę czasową i stracą pozycję liderów. Co więcej, ze względu na problemy z elektroniką, pod znakiem zapytania stoi ich dalszy udział w rajdzie.

Wśród kierowców quadów wiceliderem został Rafał Sonik, a Kamil Wiśniewski  osiągnął siódmy czas. Najszybszy na pierwszym etapie był Chilijczyk Ingacio Casale, który z czasem 4:17:37 wyprzedził drugiego Sonika o 5:36 s, a trzeciego Czecha Tomasa Kubiena o 6:55.

ZOBACZ WIDEO Daniel Obajtek: Mamy szersze plany związane z Kubicą. Czeka nas pracowity rok

- Dakaru nie można wygrać pierwszego dnia, ale można go przegrać. Dlatego zachowałem szczególną ostrożność, więc z wyniku jestem bardzo zadowolony -powiedział na mecie Rafał Sonik.

Przed startem pierwszego odcinka specjalnego, zapytany o cel, zwycięzca super maratonu z 2015 roku był bardzo ostrożny. - Wróciłem na Dakar po dwóch latach od złamania kolana i sam fakt, że stoję dziś na starcie można określić jako cud. Mam jednak nadzieję, że ten rajd nie będzie cudem, tylko będzie cudny. Pokonałem długą drogę i chyba nikomu nie muszę już niczego udowadniać. Chcę tylko z dnia na dzień sprawnie jechać po pustyni. Czyli robić to, co mnie pasjonuje od wielu lat - mówił pełen entuzjazmu quadowiec.

Polski mistrz rzeczywiście zachował spory margines bezpieczeństwa. Jak zaznaczył na mecie, nie miał żadnej sytuacji, w której miałby świadomość, że jechał za szybko i od poważnych problemów ocaliło go tylko szczęście. Nie uniknął jednak niebezpiecznych sytuacji. - Wyprzedziłem dziś około 80 motocyklistów. Jeden z nich nie chciał odpuścić i zaczął się ze mną ścigać. W konsekwencji wywrócił się tuż przede mną. Musiałem ostro hamować i postawić quad w poprzek drogi, żeby nie przejechać mu po głowie. Skrajnie niebezpieczne zachowanie! - relacjonował Sonik.
źródło: dakar.pl źródło: dakar.pl
Bez większych problemów, na metę w kategorii ciężarówek dotarła doświadczona załoga R-Six Team, w składzie Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Filip Skrobanek.

- Wytrzęsło nas i poobijało na tym etapie… I dobrze, bo chyba już zapomnieliśmy, jak tu jest - żartował na mecie Jarosław Kazberuk. - Zatrzymaliśmy się na chwilę obok Kuby Przygońskiego, ale tam była jakaś większa awaria. Niestety nie mogliśmy pomoc.

Jak się okazało, Kazberuk miał rację. W aucie Jakuba Przygońskiego trzeba było wymienić skrzynię biegów. Polski kierowca z grupy Orlen Team wraz z niemieckim kolegą z zespołu Timo Gottschalkiem musieli poczekać, aż przyjedzie ciężarówka serwisowa i wymieni skrzynię.

R-Six Team pierwszy etap ukończył na 23 miejscu ze stratą 01:47.43 do Rosjan Antona Szibałowa, Dmitrija Nikitina i Iwana Tatarinowa Kamaz Master, którzy finiszowali z czasem 3:40.35. - Nasze dzisiejsze tempo dobre na rozjeżdżenie -skomentował Polak. - Pierwszy oes przejechany bez strat, a to najważniejsze. Dbamy o ciężarówkę, bo do mety tego rajdu daleko. Pojechaliśmy swoje, trzymaliśmy tempo, zrealizowaliśmy cele na dziś - spuentował pierwszy dzień supermaratonu Jarosław Kazberuk.

W poniedziałek zawodników czeka 367 km odcinka specjalnego wzdłuż linii brzegowej Morza Czerwonego. Dojazdówka wyniesie tylko 26 km, więc dakarowcy zyskają czas na odpoczynek.

Zobacz też:
Rajd Dakar. Rafał Sonik udanie rozpoczął walkę o kolejne zwycięstwo. "Zachowałem szczególną ostrożność"
Rajd Dakar. Zmienne szczęście Orlen Teamu. Jakub Przygoński nie zamierza się poddawać

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×