Rajd Dakar. Akcja "pustynna burza". R-Six Team awansował w klasyfikacji generalnej

Materiały prasowe / dakar.pl / Na zdjęciu: R-Six Team
Materiały prasowe / dakar.pl / Na zdjęciu: R-Six Team

R-Six Team znajduje się coraz wyżej w klasyfikacji generalnej Rajdu Dakar. W środę polsko-czeska załoga awansowała na 17. pozycję.

Dwunasty dzień Rajdu Dakar miał być jednym z tych najbardziej wymagających. Uczestnicy mieli wziąć udział w etapie maratońskim, liczącym aż 534 km samego ścigania. Jednak z powodu pogarszających się warunków pogodowych, a także wielu wypadków na trasie, organizatorzy postanowili skrócić 10. odcinek po zakończeniu neutralizacji na 345. kilometrze.

Mimo trudnych warunków, na okrojonym 10. oesie dobrze poradził sobie R-Six Team w składzie Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Filip Skrobanek, meldując się na mecie z 21. czasem i awansując na 17. pozycję w "generalce".

Czytaj także: Wurz po latach wyjawił prawdę ws. Kubicy

Polsko-czeska załoga z pokorą podchodzi do tego wyniku, zwłaszcza że na trasie sporo było mrożących krew w żyłach widoków. - Gdzie są granice? Granice samozaparcia, determinacji i granice ambicji? Granice wytrzymałości też sprzętu, metalu, plastiku, kevleru? Gdzie są granice możliwości ludzkich i czy one w ogóle istnieją? - pyta filozoficznie Robert Szustkowski i po chwili sam odpowiada.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar bez Sebastiana Rozwadowskiego. Zaatakowała go tajemnicza choroba

- Bo czasem mam wrażenie, że przechodzimy je codziennie dalej, dalej i dalej. Taka ilość ściętych, tak zwanych wydm, które powodowały spowolnienie z jednej strony, z drugiej strony kilka wypadków. Nani Roma chyba dalej nie jedzie, Fernando Alonso zaliczył dachowanie, ale chyba kontynuuje rajd? Nie widziałem go jeszcze (ostatecznie obaj Hiszpanie dojechali do końca etapu - dop. aut.) . Jeszcze jeden wypadek Toyoty i ciężkie złamanie kręgosłupa... - dodaje.

Tutaj polski kierowca wspomina o kraksie Romana Starikovich i Bert Heskesa w Toyocie Hilux. Obu rajdowców z poważnymi urazami kręgosłupa i uszkodzonymi organami wewnętrznymi przetransportowano śmigłowcem do szpitala. - Gdzie są granice? Jedziemy szybko, może jeszcze można szybciej? Bo to jest chyba ta granica… Prędkości! - kończy opowieść założyciel R-Six Team.

Dla Jarosława Kazberuka decyzja organizatora o skróceniu oesu była jak najbardziej słuszna. - Po raz pierwszy hasło "pustynna burza" nas cieszy - mówi reprezentant Polski.

- Etap zatrzymano na 345 km, zaraz po neutralizacji i tyle na pierwszy dzień maratonu w zupełności wystarczy. Do tego miejsca były prawie same wydmy i dużo kopnego piachu. Nie mogłem złapać regularnego tempa. Liczne, ścięte pod kątem prostym wydmy wymagały "gaszenia" ich nasz szczytach w punkt. A to duża sztuka, potrzeba tu ogromnej koncentracji. Kilka razy wybiło mi kierownice z rąk przy zjeździe, u podstawy gór piachu, więc trochę nadgarstki bolą. Nam mocno wiejący wiatr i sypiący piach w oczy zbytnio nie przeszkadza, zazwyczaj jeździmy w mega kurzu na oesach. Natomiast ze względów bezpieczeństwa (helikoptery medyczne w takich warunkach mają duże problemy z manewrami) wybór o skróceniu odcinka był właściwy. Ryzyko, które tu podejmujemy i tak jest wysokie... A jak wiemy kilka załóg miało spektakularne wypadki - puentuje Kazberuk.

Swoje przygody na trasie przezywał również Rafał Sonik, który od początku 10. etapu utrzymywał bardzo dobre tempo. Dogonił Ignacio Casale i jakiś czas jechał z Chilijczykiem. Zawodnicy rozdzielili się jednak przed krytycznym punktem, w którym zgubiło się kilkudziesięciu uczestników. Wyjście z labiryntu zdecydowanie szybciej znalazł Polak.

- To była pułapka jakiej dawno nie widziałem. Mieliśmy w roadbooku zapisane duże dystanse w jednej kratce i nasze metromierze zaczęły w pewnym momencie pokazywać zupełnie co innego niż książka drogowa. Nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i każdy próbował się odnaleźć w rosnącej gmatwaninie śladów. Na przestrzeni 2 km krążyło około 40 motocyklistów i quadowców. Byliśmy zmieszani i poplątani, jak makaron. Myślę, że każdy z nas zrobił przynajmniej 20 km więcej niż powinien, a Ignacio Casale oraz Simon Vitse krążyli jeszcze dłużej - stwierdza Sonik.

Sytuacja uległa zmianie, kiedy do błądzących dojechały pierwsze samochody. Piloci skupieni na roadbooku szybciej rozwiązali łamigłówkę. Chwilę wcześniej, na miejsce dotarli Kamil Wiśniewski i Zdenek Tuma. Błądzili najkrócej i najwięcej skorzystali na pojawieniu się aut. - Można powiedzieć, że mieli doskonałe wyczucie. Trzeba korzystać z uśmiechów losu. Bardzo się cieszę, że przytrafiło się to Kamilowi, bo zasłużył latami startów na pierwsze, etapowe zwycięstwo - podkreśla Sonik.

Po przyjeździe na neutralizację, zawodnicy dowiedzieli się, że drugą część etapu pokonają już dojazdówką.

Czytaj także: Russell zachwycony danymi z fabryki Williamsa

- Szkoda, bo czekały tam na nas porządne wydmy, które bardzo lubię. Na szczęściu w czwartek ściganie rozpocznie się od 80-kilometrowego pasa najpiękniejszych i największych wydm Arabii. Już cieszę się na tę jazdę! Nie cieszy mnie natomiast długa dojazdówka przed oesem, bo oznacza to wczesną pobudkę i przejmujące zimno - śmiał się Rafał Sonik, którego w przedostatni dzień rywalizacji czeka 379 km odcinka specjalnego i 365 km dojazdówki.

Jedenasty etap prawdopodobnie zdecyduje o kolejności w klasie quadów. Ignacio Casale oraz Simona Vitse dzieli zaledwie 16 minut różnicy, więc prawdopodobnie stoczą na trasie zacięty pojedynek. Trzeci w "generalce" Rafał Sonik nie musi ryzykować, by utrzymać pozycję, ale może skorzystać na walce dwóch liderów.

Komentarze (0)