Daj mi piłkę, ja ją uderzę - rozmowa z Peterem Nonnenbroichem, trenerem reprezentacji Kamerunu
- Początkujący kameruńscy siatkarze nie mają pojęcia o przyjęciu czy rozegraniu - mówi niemiecki szkoleniowiec w wywiadzie dla SportoweFakty.pl.
Wiktor Gumiński: W jakich okolicznościach trafił pan w ogóle do Kamerunu?
Peter Nonnenbroich: Pierwszy raz zetknąłem się z kameruńską siatkówką w 2006 roku. Wcześniej, od kilku lat pracowałem dla FIVB jako instruktor trenerski. We wspomnianym roku, żeńska reprezentacja Kamerunu zakwalifikowała się na mistrzostwa świata w Japonii. Po wywalczeniu awansu, tamtejsi działacze zwrócili się do Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej z prośbą o wsparcie. Osoby z FIVB zapytały mnie o zdanie, a niedługo później zostałem już wysłany do Kamerunu. Pracowałem z drużyną kobiet nieco ponad trzy miesiące, zanim pojechaliśmy na mundial. W latach 2007-2009, każdego roku przebywałem w Kamerunie po dwa, trzy miesiące. Byłem wówczas także trenerem klubowym, z kolei kameruńska federacja sportowa nawiązała w międzyczasie współpracę z Niemieckim Komitetem Olimpijskim. W 2009 roku otrzymałem ofertę poprowadzenia męskiej reprezentacji Kamerunu. Skorzystałem, pojechałem z zespołem na Mistrzostwa Świata 2010 do Włoch i tak wyszło, że pracuję z nim aż do dziś.- Kiedy zaczynałem trenować żeńską drużynę narodową, nie przebywałem z nią w kraju. Najpierw przygotowywaliśmy się do mistrzostw świata w Europie, potem w Chinach, aż w końcu wyruszyliśmy na mundial do Japonii. Gdy natomiast po zakończeniu turnieju dotarłem do Kamerunu, od razu zobaczyłem kompletnie inny świat. Wszyscy grali w siatkówkę na świeżym powietrzu, nie było żadnej hali sportowej. Takowa powstała dopiero w 2009 roku, w stolicy kraju, Jaunde. Jest ona całkiem nowoczesna, więc odbywają się w niej wszystkie najważniejsze mecze, takie jak spotkania reprezentacji czy finały ligowe. Reszta meczów nadal jest jednak rozgrywana na otwartym powietrzu, co w niczym nie przypomina standardów europejskich.
Kameruńscy siatkarze grają na twardych nawierzchniach, takich jak ubity piasek czy asfalt. To niezbyt korzystna sytuacja dla stanu zdrowia ich stawów i kości. Pańscy podopieczni nie mają przez to wielu problemów z kontuzjami?
- Nie, ponieważ oni są do takich warunków przyzwyczajeni, rywalizują w nich od dziecka. Problem byłby, gdyby ściągnięto do ligi kameruńskiej zawodnika z Europy i kazano mu w niej występować. Nie mógłby (śmiech). Siatkówka w Kamerunie to trochę inny sport, ponieważ granie na asfalcie wyklucza na przykład możliwość wykonywania padów w obronie, co jest oczywiście możliwe na wykładzinie. Mecze są tutaj również rozgrywane niezależnie od warunków pogodowych, zarówno w aurze słonecznej, deszczowej, jak i burzowej.
Wyczytałem również, że zawodnicy często muszą podróżować na mecze samochodami bądź dzielić między sobą łóżka w hotelu. Może pan przytoczyć jeszcze jakieś inne niespotykane w Europie sytuacje, które mają miejsce w Kamerunie?
- Proszę sobie wyobrazić, że siatkarze grający w klubach najczęściej przychodzą na treningi pieszo. Maszerują do sali godzinę bądź półtorej, ponieważ nie stać ich na opłacenie taksówki, kosztującej 50 centów. Po prostu nie mają pieniędzy. A jeśli dasz im te 50 centów, oni wolą je zatrzymać i kupić za to jakieś jedzenie niż wydać na dojazd. Wiele problemów jest także związanych z organizacją rozgrywek ligowych. Kluby również są biedne, co oznacza, że nie ma szans na prowadzenie rywalizacji w każdy weekend. Brakuje środków na transport i zakwaterowanie dla siatkarzy. Zdarza się, że podróż autobusem na zawody zajmuje nawet 30 godzin. Dlatego mistrzostwa Kamerunu trwają przez trzy, cztery tygodnie. Zespoły spotykają się wtedy w weekendy, na dwa, maksymalnie trzy dni. W tym czasie rozgrywają pięć spotkań, po czym wracają do domów.
W celu wspomożenia rozwoju siatkówki w Kamerunie, wykłada pan podobno nawet swoje własne pieniądze.
- Czasem się to zdarza. Ludzie pytają mnie, dlaczego to robię. Od czasu do czasu pomagam indywidualnie danemu graczowi, ale nigdy nie daję swoich pieniędzy dla federacji. Bywa, że zawodnik przyjdzie do mnie i powie: "trenerze, moja mama jest chora" albo "jestem głodny, nie mam pieniędzy na zakup jedzenia". I co wtedy mam zrobić? Z niektórymi siatkarzami, grającymi w ojczyźnie, przebywam przez cały rok, jesteśmy jak rodzina. Natomiast z tymi zawodowymi mam normalną relację na linii trener-zawodnik.- Tak, kiedy gramy w naszej sportowej hali w stolicy, trybuny są pełne na każdym meczu. Czasami przychodzi może nawet więcej niż 6000 ludzi, ponieważ każdy wchodzi, jak chce. Dotyczy to również finałów ligowych, natomiast pozostałe spotkania nie cieszą się już taką popularnością. Nasze pojedynki na mistrzostwach świata były jednak transmitowane przez narodową telewizję, więc obywatele śledzili losy drużyny. Nie byli szczęśliwi, ponieważ przegrywaliśmy, ale taka jest obecnie sportowa rzeczywistość.
Chciałbym krótko nawiązać do piłki nożnej. W futbolu często mamy do czynienia z sytuacją, że afrykańskie drużyny mają duży potencjał, ale najlepsze wyniki osiągają te, które prowadzone są przez trenerów z Europy. Potrafią oni bowiem wnieść do zespołu trochę elementów taktycznych. Pan również zastał na samym początku siatkarzy grających radośnie, bez żadnych założeń i był zmuszony do gwałtownej zmiany tej sytuacji?
- Oczywiście, to był jeden z powodów, dla którego kameruńscy działacze zwrócili się w 2006 roku po pomoc do FIVB. Z pewnością trenerzy z Europy posiadają inną wiedzę, inne podejście do pewnych spraw, takich jak organizacja treningów. Będąc jednak zagranicznym szkoleniowcem musisz zaadoptować się do mentalności zawodników, z którymi pracujesz oraz do wszelkich okoliczności, z jakimi musisz się zmagać. Oczywiście, próbuję wnosić nową wiedzę, w inny sposób przeprowadzać treningi. Wdrożenie pewnej taktyki wymaga czasu. Kameruńczycy mają niewiarygodny potencjał fizyczny, trudno takiego szukać w większości innych krajów. Grając na świeżym powietrzu, ci siatkarze nie wiedzieli jednak tak naprawdę, jak grać.
-
grolo Zgłoś komentarz
tych MŚ , która składała się w połowie z amatorów . Poza tym imponujące jest, jakie trudności pokonał każdy z nich, żeby się tu znaleźć. - w Kamerunie poza jedną jedyną halą gra się w siatkówkę na świeżym powietrzu, - niezależnie od pogody - w deszczu czy w słońcu - gra się na twardych nawierzchniach, takich jak ubity piasek czy asfalt, - w związku z tym Kameruńczycy nie wykonują np. padów, bez których my nie wyobrażamy sobie obrony - „siatkarze grający w klubach najczęściej przychodzą na treningi pieszo. Maszerują do sali godzinę bądź półtorej, ponieważ nie stać ich na opłacenie taksówki, kosztującej 50 centów. Po prostu nie mają pieniędzy. A jeśli dasz im te 50 centów, oni wolą je zatrzymać i kupić za to jakieś jedzenie niż wydać na dojazd” A mimo to zagrozili Polakom bardziej niż takie siatkarskie tuzy jak mistrzowie Europy i Ameryki Płd. Brak słów, czapki z głów! -
art87 Zgłoś komentarz
Niesamowity artykuł! Gratulacje dla autora za bardzo interesujący wywiad, podziękowania za ukazanie nam zupełnie innego świata siatkówki, o którym nie mieliśmy pojęcia Dzięki Oskarowi Kaczmarczykowi, statystykowi naszej reprezentacji mamy świetny obrazek z "rozgrzewki" Kameruńczyków przed meczem grupowym. (Ci, co się gwzorcowo rozciągają to Australijczycy)