Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w niedzielę może przejść do historii. Jako pierwszy zespół w polskiej siatkówce może zdobyć potrójną koronę. Mają na swoim koncie już Puchar Polski, wygraną w PlusLidze, a czeka ich jeszcze finał Ligi Mistrzów. Do tych sukcesów ZAKSĘ prowadzi Gheorghe Cretu. 53-letni rumuński szkoleniowiec swoją karierę trenerską zaczynał w Austrii, aż dostawał szanse w mniejszych polskich klubach. Później zaliczył średnio udaną przygodę z Asseco Resovią, ale z sukcesami prowadził Kuzbass Kemerowo. a teraz trenuje ZAKSĘ.
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Jak sprawić, by zespół zapomniał o kontuzji kluczowego gracza Norberta Hubera?
Gheorghe Cretu, trener Grupa Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle: To dodatkowo scementowało zespół. Niewielu ludzi stawiało, że będzie tak dobry po dwóch latach w PGE Skrze, gdzie nie dawano mu szansy w ważnych meczach. Każdy pomagał mu wejść w grupę. A po kontuzji i diagnozie zaszkliły mi się oczy. Chciał bardzo pomóc drużynie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Świątek zajrzała do pucharu, a tam... Musisz obejrzeć to nagranie
Krzysztof Rejno jednak znakomicie go zastąpił.
On pomógł nam w wielu spotkaniach. To on wszedł razem z Wojciechem Żalińskim w decydującym meczu przeciwko Aluronowi CMC i odwrócili bieg spotkania. Graliśmy z nim przeciwko ekipom z Gdańska, Lublina. Kilkukrotnie nam pomógł w ważnych momentach, to topowy gracz. Nigdy nie miałem co do tego wątpliwości.
Można powiedzieć, że przed panem najważniejszy mecz karierze?
Oczywiście, dla wielu trenerów finał LM taki jest. To coś, o czym marzyłem od momentu gry w Dynamo Bukareszt. Kiedy miałem 17 lat to codziennie na treningach przechodziłem obok pucharu dla najlepszej drużyny Europy. Dynamo wygrało trzy razy te rozgrywki i miało go już na własność.
Pana początki w polskiej lidze nie były łatwe...
W Lubinie spędziłem wspaniały czas, ponieważ w trzy lata nie spadliśmy poza pierwszą szóstkę, a nasz budżet nie był największy. Najtrudniej było w Olsztynie, ponieważ klub miał wtedy problemy różnej natury.
Nie najlepiej też było w Resovii. Kiedy przychodziłem do drużyny, zajmowała ostatnie miejsce lidze. Przy takim budżecie i wielkich oczekiwaniach kibiców w mieście! Udało mi się złapać jednak fajną grupę i w końcu awans do play-off przegraliśmy minimalnie.
Poza panem i Stelianem Moculescu (zdobywca Ligi Mistrzów z VfB Friedrichshafen - przyp. red.) nie ma zbyt wielu rumuńskich trenerów. Te sukcesy może stanowić przyczynek do rozwoju sportu w kraju?
Myślę, że to bardzo ważne w ogóle dla trenerów, którzy pochodzą z niezbyt siatkarskich państw. Muszą wierzyć, pracować mądrze i cały czas marzyć. Wtedy przyjdą szanse, które ja otrzymałem tutaj w ZAKSIE.
Dla pana, jako osoby pochodzącej z takiego kraju, to szczególne ważne. Nie zawsze traktowano pana poważnie z tego powodu.
Brałem to jako dodatkową motywację. Przez te wszystkie lata najważniejsze było pokazywanie pokory. Trzeba po prostu skupić się na własnej pracy, a nie na tym, co ludzie mówią. Ważne, co gracze mówią na mój temat.
To pierwsze pana ligowe trofeum od 18 lat. Jakie to uczucie być znowu na szczycie?
To prawda, wprawdzie trzy lata temu wygrałem jeszcze superpuchar w Rosji. Jestem dumny z tych zawodników i pracy, którą wykonali w ostatnich miesiącach. Po tym, jak wygraliśmy mistrzostwo Polski, wszyscy się oczywiście cieszyli, ale myśli już były przy finale Ligi Mistrzów.
Mamy w sobie wielką moc. Dobrze jest być trenerem drużyny, która jest wiecznie głodna sukcesów. Pracują ciężko, wiele ludzi w tym sezonie myślało, że ZAKSA nie będzie już tak dobra przez transfery. Dla klubu to też pierwsze mistrzostwo Polski od trzech lat.
Od finału PlusLigi do finału Ligi Mistrzów minie 8 dni. To wielka przewaga nad waszymi rywalami, którzy pauzują prawie miesiąc.
Siatkarze wiedzą doskonale, co mają zrobić. Są bardzo głodni tego trofeum. Chcą się pokazać Europie, całemu siatkarskiemu światu. Powinniśmy się cieszyć każdą chwilą, każdą piłką i włożyć całą naszą energię na boisko.
Czytaj więcej:
Finał MŚ na PGE Narodowym? Wszystko jasne
Leon zareagował na przeniesienie MŚ z Rosji do Polski. Mówi wprost