Marcin Janusz zapytany o Simone Giannellego. Tej odpowiedzi należało się spodziewać

WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Marcin Janusz
WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Marcin Janusz

- Teraz trudno jest o tym mówić, bo jestem świeżo po przegranej w finale, ale doceniam cały rok i turniej - mówił po przegranym 1:3 meczu o złoto mistrzostw świata siatkarzy Marcin Janusz, rozgrywający reprezentacji Polski.

[color=#222222]

Polacy w meczu finałowym przeszli drogę z piekła do nieba, a potem znów do piekła. Zaczęli od wygranej w pierwszym secie 25:22 odrabiając w końcówce cztery oczka straty. Później wygrywali już tylko Włosi - do 21, 18 i 20 i to oni zostali mistrzami świata.

- Niedosyt oczywiście jest, bo złoty medal był na wyciągnięcie ręki, ale z drugiej strony bardzo doceniam to, co zrobiliśmy przez ten sezon reprezentacyjny i jak rozegraliśmy ten turniej. Należy go zaliczyć do udanych mimo porażki w finale. Za kilka dni wszystko minie i docenimy to, co osiągnęliśmy - opowiadał Marcin Janusz.[/color]

Rozgrywający reprezentacji Polski miał pełną świadomość tego, jak dużo brakowało naszej drużynie do Italii w niedzielny wieczór w Spodku.

ZOBACZ WIDEO: Co to był za horror! Kulisy półfinału z Brazylią | #PodSiatką - vlog z kadry #28

- Może w drugim secie mieliśmy kilka punktów przewagi, szansa była, ale przez zdecydowaną większość spotkania utrzymywali bardzo wysoki poziom. Gratulacje dla nich. Czego zabrakło? Na gorąco trudno powiedzieć. Ja bym po prostu docenił to, co zrobili Włosi. Mamy potencjał na to, by z tak grającymi drużynami wygrywać. Ale dostaje się z nimi jedną czy dwie szanse i trzeba je wykorzystać. Oni dobrze przetrzymali te swoje słabsze chwile - analizował gracz Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.

Sporą krzywdę Włosi wyrządzili nam zagrywką. To przekładało się na kolejne elementy gry Biało-Czerwonych, w tym wolniejsze tempo ataku.

- To jest naturalne. Każdy ryzykuje i z tą bardzo dużą jakością gry w różnych elementach była też jakość na zagrywce. Cierpliwie zagrali na piłkach, w których też miewali problemy z przyjęciem. Powtarzali 3-4 razy pewne rzeczy i szukali chwili, by zaryzykować. To był ich klucz do wygranej. Zagrywali świetnie, a my często nie wywieraliśmy na nich presji w ten sposób - przyznał Janusz.

W wielkim finale mundialu Marcin Janusz miał okazję sprawdzić się na tle wybranego później najlepszym rozgrywającym i MVP turnieju Simone Giannellim. Polak był pełen uznania dla Włocha.

- Czy wygrywaliśmy z klubem czy z reprezentacją, czy przegrywamy, nie chcę się porównywać do innych, a skupić się na sobie. Wiem, nad czym mam pracować i wolę się na tym skupić. W finale Simone zasłużenie dostał MVP, bo zagrał świetny mecz. Duży szacunek dla niego. Nad czym powinienem pracować? Nie będę tego wyciągał, zostawię to dla siebie - odpowiedział tajemniczo nasz rozmówca.

Nie da się jednak ukryć, że dla niego mistrzostwa świata w Polsce były prawdziwym chrztem bojowym. To on jest teraz pierwszym rozgrywającym kadry trenera Nikoli Grbicia, choć na imprezie mistrzowskiej w tej roli zagrał po raz pierwszy.

[color=#222222]- Ja się cieszę, że to wszystko idzie do przodu i płynnie rosnę, wraz z doświadczeniem i szansami, które dostaję. Ostatnie miesiące dla mnie to coś niesamowitego, bo naprawdę wiele udało się wygrać. Teraz trudno jest o tym mówić, bo jestem świeżo po przegranej, ale doceniam cały rok i turniej - podkreślił 28-letni siatkarz.

Z Katowic - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty

Czytaj również: Pianista, koneser whisky, streamer i fan Spider-Mana. Poznaj srebrnych medalistów mistrzostw świata siatkarzy[/color]

Źródło artykułu: