Nie jestem antypolski - rozmowa ze Zdzisławem Grodeckim, prezesem Jastrzębskiego Węgla

Ola Piskorska
Ola Piskorska

PZPS powtórzył ze Stephanem Antigą to samo, co pan kilka la temu zrobił z Lorenzo. Zamiast wybrać z licznej rzeszy polskich trenerów wybrał skrajnie niedoświadczonego trenera zagranicznego. Rozumiem, że w tej sytuacji decyzja o wyborze Antigi bardzo się panu podoba?

- Nie chciałbym porównywać klubu grającego lidze do reprezentacji stojącej przed najważniejszą imprezą tysiąclecia dla Polski. Po pierwsze nie jestem działaczem Polskiego Związku Piłki Siatkowej, nie jestem w żadnym zarządzie ani w żadnej radzie nadzorczej. To nie ja wybierałem. Stephane Antiga jest trenerem reprezentacji Polski, nie ma żadnego znaczenia, czy się wybór Grodeckiemu podoba, czy nie - to po pierwsze. Po drugie, Stephane Antiga jest trenerem reprezentacji Polski i prezes Jastrzębskiego Węgla, czyli ja, i mój klub, będziemy mu pomagać, bo dla nas najważniejsza jest polska siatkówka. Ale, nie znając wszystkich kuluarów i powodów, uważam to za ryzykowną decyzję. Dlaczego? Po pierwsze uważam trenera Anastasiego za dobrego trenera. A kiedy był czas, żeby go zastąpić, po igrzyskach, nie zrobiono tego. Teraz ta decyzja jest obarczona dużym ryzykiem. A porównywanie Stephana do Lorenzo jest tak samo nie na miejscu. Stephane Antiga jest bardzo dobrym zawodnikiem, ale to Lorenzo Bernardi był wybitnym zawodnikiem, któremu nadano tytuł zawodnika tysiąclecia. Trenerowi Antidze życzę samych sukcesów.

Ale, jak wiadomo, bycie wybitnym zawodnikiem się nie przekłada na umiejętności trenerskie.

- Papa Stamm nigdy nie boksował (Feliks "Papa" Stamm - wybitny polski trener bokserski - przyp. red).

Idealny przykład pan znalazł. Pan wziął kogoś całkowicie bez doświadczenia trenerskiego, tak samo jak PZPS.

- Ja jestem wariatem, to po pierwsze (śmiech). Po drugie przez trzy lata współpracy z nim nigdy nie żałowałem swojej decyzji. Mimo trudnego charakteru Lorenzo jest facetem pełnym szacunku do ludzi, dyscypliny i pracy. To jest pracoholik. Wie, co chce osiągnąć. Cały problem polega na tym, że otoczenie musi się do tego dostosować i podążać za jego filozofią siatkówki. Uważam, że Lorenzo Bernardi nie mógł zostać stracony dla siatkówki jako trener. On miał strasznie pod górkę we Włoszech, bo wszyscy oczekiwali tego samego, czego dokonał jako zawodnik. A w tym zawodzie poza umiejętnościami trzeba mieć szczęście, także do cierpliwych i mądrych działaczy. Zresztą, jakiego by się trenera nie wybrało, to i tak go wyniki ocenią.

I uważa pan, że wyniki oceniają Bernardiego na plus?

- Tak. Sport ma to do siebie, że wygrywa tylko jeden i ten jeden się liczy. Hipokryci będą mówili: "My nie, my mamy budżet na czwarte miejsce, na trzecie jak się uda". To jest hipokryzja. W sporcie gra się o złoty medal. W sporcie liczą się tylko najlepsi. Dla mnie srebrny i brązowy medal mógłby nie istnieć.

Trudno powiedzieć, żeby Bernerdiemu udało się zdobyć złoty medal.

- Oczywiście, ale robił wszystko w mojej ocenie, żeby go zdobyć. Ja go nie chcę ani bronić, ani usprawiedliwiać. Ja tylko mówię o generalnej zasadzie sportu.

Ale on regularnie wymienia sporą część zespołu, zwłaszcza kluczową pozycję, czyli rozegranie. Te zespoły, które osiągały sukcesy w ostatnich latach, osiągały je poprzez trzymanie się pewnego trzonu swojego składu.

- To jest problem jak zwykle złożony. Gdyby mieć nieograniczone możliwości finansowe, gdyby mieć nieograniczony dostęp do wszystkich zawodników, to może bym się zgodził z pani tezą.

Na pewno stabilność w siatkówce, zwłaszcza na pozycji rozegrania, jest bardzo ważna dla ostatecznego wyniku.

- Ciężko jest znaleźć do zespołów grających o najwyższe cele w Polsce i w Europie zawodników na wysokim poziomie wypełniając jednocześnie przepisy np. o limicie trzech Polaków na boisku. Tego rodzaju ograniczenia wymagają mądrości i dużej wyobraźni w budowaniu zespołu.

Zdaje się, że jest pan głównym oponentem nowego przepisu, żeby nie liczył się paszport, tylko certyfikat i wtedy na przykład Michał Łasko nie będzie mógł grać jako Polak.

- Oczywiście! Jestem także za tym, żeby nie grali zawodnicy, którzy mają rude włosy i stopę powyżej 45 rozmiaru. Chyba nie po to gramy w lidze zawodowej, i nie po to żyjemy w demokratycznym kraju, żeby nas obostrzać przepisami, które według mnie nie będą budować marki dyscypliny. Mam odczucie, że ktoś czasami wprowadza jakieś przepisy, które niczemu nie służą.

Jeżeli ktoś gra jako Polak, grając w reprezentacji innego kraju, to jest lekko fałszywe, bo albo jest Polakiem, albo nie jest.

- Ja rozumiałbym tego rodzaju zastrzeżenia, jakby liga nie była zawodowa. Swoją drogą ja tego projektu w ogóle nie znam, słyszę o nim tylko w kuluarach. Może warto by go było poddać najpierw szerokim konsultacjom? Uczciwym i poznać zdanie różnych środowisk. Środowisk prezesów ligi zawodowej, środowisk kibiców szeroko pojętych, telewizji, niezależnych ekspertów, zrobić po prostu badania. Uważam, że powinny być okresy przejściowe, powinno się rozgraniczyć osoby, które mają obywatelstwo polskie od osób, które nabyły obywatelstwo polskie. Zgodzimy się chyba, że różna jest sytuacja Michała Łaski i Achrema, czy Gladyra. Poza tym nie wiem jak to się ma do praw Unii Europejskiej. A tak naprawdę to chciałbym usłyszeć, czemu to ma służyć.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Czy dotychczasowe osiągnięcia bronią trenera Lorenzo Bernardiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×