Wiktor Gumiński: Zdobyli siatkarski Giewont, teraz pora na Rysy
Słysząc hasło "ZAKSA w Zielonej Górze", pierwszym skojarzeniem jest odrodzenie bądź eksplozja formy poszczególnych zawodników zespołu z Kędzierzyna-Koźla. Głównym aktorem zielonogórskiego turnieju był bez dwóch zdań Paweł Zagumny, który jak najbardziej słusznie został uhonorowany tytułem MVP. "Guma" w starciach ze Skrą oraz Jastrzębskim zaprezentował zdecydowanie najlepszą siatkówkę w sezonie i przypomniał wszystkim niedowiarkom, dlaczego cały czas należy zaliczać go do grona siatkarskich profesorów. Przy okazji wytłumaczył, że między nim a Świderskim nie ma żadnych animozji. - Z Sebastianem nie mieliśmy żadnych problemów. Z jednej migawki telewizyjnej zrobiono jakieś niestworzone historie, które wszyscy interpretowali jak chcieli - wyjaśnił.
Głównym motorem napędowym poczynań kędzierzynian był z kolei Dick Kooy. W przypadku Holendra należy mówić o eksplozji formy, ponieważ jego dyspozycja szła stopniowo do góry już przed przyjazdem do Zielonej Góry. Najszybciej odnalazł właściwy rytm w ataku, następnie ustabilizował przyjęcie, a od potyczki z Resovią zaczął siać coraz większe spustoszenie zagrywką. - Na początku sezonu przeżywał każdą nieudaną akcję, czy to przyjęcie, czy atak. Było widać na zewnątrz, że się denerwował. Teraz praca z nim polega także na tym, żeby nie myślał o tym, co było, tylko o następnej piłce - opisywał w grudniu swojego przyjmującego Świderski. Dzisiaj oglądamy już zupełnie innego gracza niż przed trzema miesiącami.Jeśli wszyscy członkowie załogi spisują się zgodnie z oczekiwaniami, Zagumnemu nie pozostaje nic innego niż podjęcie próby poprowadzenia swojej załogi do wywalczenia dubletu. Mistrzostwo Polski to bowiem trofeum, którego wielokrotny reprezentant naszego kraju w swojej kolekcji jeszcze nie posiada. W związku z tym, na usta ciśnie się tylko jedno pytanie: "jak nie teraz, to kiedy?".
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!