Bartosz Gawryszewski: System play-off jest bezlitosny dla większości drużyn

WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa
WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa

Bartosz Gawryszewski, kapitan Lotosu Trefla Gdańsk, po konferencji prasowej podsumowującej pierwszą rundę fazy zasadniczej opowiedział nam o planach drużyny, skomentował zmiany w PlusLidze i odniósł się do europejskich pucharów.

WP Sportowe Fakty: Pierwsza połowa sezonu niezbyt udana dla Lotosu Trefla. Wszyscy mówią dziś o zadowoleniu, o zmierzaniu w dobrym kierunku, ale przecież oczywiste jest, że oczekiwania były większe. Przeszkodziły wam trochę kontuzje, teraz wszyscy jesteście już jednak zdrowi - dalsza część rozgrywek powinna być więc lepsza?

Bartosz Gawryszewski: Nie ma co ukrywać, że ta pierwsza runda wyglądała nie tak, jak sobie ją wyobrażaliśmy. Rzeczywiście mieliśmy trochę problemów zdrowotnych, ale w tym momencie wszyscy jesteśmy już gotowi do grania i mam nadzieję, że zostanie tak do końca sezonu. Grania jest jednak przed nami jeszcze dużo i wszyscy podchodzimy do tej drugiej rundy ze spokojem i dystansem do wyniku, który jest w tej chwili, bo wszystko może się jeszcze wydarzyć. Wiadomo, że ta najlepsza czwórka mocno nam odjechała, ale 15 spotkań to jest ogrom grania i można jeszcze mnóstwo punktów zdobyć. Ważne, żebyśmy po tej pierwszej części sezonu wyciągnęli wnioski i nie popełniali tych samych błędów.

[b]

Skoro tę czwórkę tak trudno będzie dogonić, nie chcecie bardziej skupić się na Pucharze Polski, który dopiero wystartuje?
[/b]
- Skupiamy się tylko na najbliższym spotkaniu, nie wybiegamy myślami aż tak do przodu. Nie zastanawiamy się, co będzie w Pucharze Polski, a co na końcu PlusLigi. Taki dystans jest potrzebny, co pokazały nam poprzednie dwa sezony. Wtedy nie snuliśmy aż takich planów, a skupialiśmy się na ciężkiej pracy i teraz też tylko to zajmuje nasze głowy, a o tym, co będzie dalej, szczerze mówiąc, wcale nie rozmawiamy.

Podobnie jak trener Anastasi, uważa pan, że obecny system play-off, mówiąc oględnie, nie jest dobrym rozwiązaniem?

- Na pewno jest systemem bezlitosnym dla większości drużyn w PlusLidze, bo jeżeli komuś potknie się noga, tak jak nam się kilka razy potknęła, gra o medal staje się praktycznie nierealna. Do tej pory było tak, że formę można było przygotować na koniec sezonu i to wtedy wszyscy grali swoją najlepszą siatkówkę. Teraz trzeba cały czas grać na wysokim poziomie, a to jest ciężkie do zrealizowania przy tak wymagającej lidze.

Ale chyba i tak jest to lepsze rozwiązanie niż to z ubiegłego roku, kiedy tylko dwie pierwsze drużyny po fazie zasadniczej mogły walczyć o złoty medal?

- No tak, jest to trochę ukłon w stronę reszty drużyn, ale umówmy się - ta pierwsza trójka - PGE Skra Bełchatów, Asseco Resovia Rzeszów i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - jest nie do ruszenia i cała reszta ligi tak naprawdę bije się o to czwarte miejsce. Na pewno jest to zamknięcie szans wielu drużynom, które mogą fajnie zagrać w drugiej części sezonu.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji

[b]

Na pewno pierwsza trójka jest nie do ruszenia? Oni też mają swoje potknięcia, i to całkiem sporo.
[/b]
- Tak, można z nimi wygrać pojedyncze mecze, ale w ogólnym rozrachunku, na koniec sezonu i tak zawsze będą przewijać się w czołówce.

System play-off to nie jedyna zmiana w tegorocznej PlusLidze, która została też poszerzona. Wszyscy obawialiśmy się, czy nie spadnie przez tę decyzję poziom rozgrywek. Teraz, po 15 kolejkach, możemy już powiedzieć na ten temat nieco więcej. Uważa pan, że te obawy się sprawdziły?

- Myślę, że nie. Z perspektywy zawodnika jest to na pewno dużo więcej grania, ale nie jest źle w naszym przypadku, gdy w tym roku nie mamy Ligi Mistrzów ani żadnych innych europejskich pucharów, z których zrezygnowaliśmy, co według mnie było bardzo dobrym posunięciem. Dzięki temu możemy skupić się na lidze krajowej, natomiast jeśli ma się jeszcze do grania Ligę Mistrzów, a nie dysponuje się dwunastoma równymi zawodnikami, to trudno jest pogodzić jedno i drugie.

Czy ta rezygnacja miałaby miejsce także wtedy, gdyby nie było tak, że w europejskich pucharach więcej można stracić niż zyskać?

- Nie od dzisiaj wszyscy wiemy, że jeśli chodzi o profity finansowe, to kluby nic z tego nie mają. To jest cały czas dokładanie, a w większości klubów w Polsce każdą złotówkę ogląda się cztery razy, zanim się ją wyda. Wiadomo, że lepiej jest mieć na wypłaty dla zawodników i pracowników klubu, niż jeździć sobie po Europie, uśmiechać się i udawać, że wszystko jest fajnie.

[b]

Federacja powinna coś z tym zrobić? Bo rezygnacje z Pucharu CEV czy Pucharu Challenge już wcześniej często się zdarzały, ale w tym roku np. Atom Trefl Sopot zrezygnował z gry w Lidze Mistrzyń, a przecież to najbardziej prestiżowe rozgrywki w Europie. Nie jest to wyraźny sygnał dla działaczy, że dzieje się coś niedobrego?
[/b]
- Na pewno jest to sygnał i to taki, który jest do CEV wysyłany mocno już od jakiegoś czasu, ale co zrobić? Przepisy są, jakie są, a najlepszym obrazem sytuacji jest właśnie to, jak wiele drużyn rezygnuje z udziału w zawodach, które mają być najbardziej prestiżowe.

Oprócz zmian w PlusLidze dużo także zmian w Lotosie Treflu. To zupełnie nowy zespół. Czy kiedy przegrywacie, czujecie, że brakuje tych, którzy pomagali ciągnąć drużynę w poprzednich sezonach? Mam tutaj na myśli głównie Sebastiana Schwarza, który dawał przecież dużą pewność w przyjęciu.

- Na pewno drużyna jest mocno przemeblowana, ale radzimy sobie, jak możemy. Trener Anastasi i prezes Gadomski na konferencji prasowej już powiedzieli, że chcemy dawać szansę młodym zawodnikom i to jest kierunek, w którym zmierzamy. Wiadomo, że na początku nie wszystko może wychodzić tak, jak trzeba, ale jeśli popatrzymy, jak ci zawodnicy się rozwijają, to myślę, że to dobry kierunek. Za parę lat spotkamy się znowu, mam nadzieję, że też tutaj i będziemy mówili o Fabianie Majcherskim, o Patryku Niemcu, o Bartku Pietruczuku, który już gra bardzo fajnie. Jest sporo tych młodych zawodników i na początku to „frycowe” trzeba zapłacić, może właśnie w tym sezonie, ale to naprawdę jest dobry kierunek.

Duża konkurencja w tym sezonie jest na pozycji środkowego. W zeszłym roku był pan pewny wychodzenia w pierwszej szóstce, teraz doszedł Dima Paszycki i trener mocno na środku rotuje, pewności wychodzenia w podstawowym składzie już pan nie ma.

- Nie ma co ukrywać, że zarówno Dima Paszycki, jak i Wojtek Grzyb to jedni z najlepszych środkowych ligi, ale taka rywalizacja jest tylko z korzyścią dla drużyny i dla nas, bo zmusza nas do tego, żeby stale podnosić swoje umiejętności i dawać z siebie jeszcze więcej niż do tej pory.

W Gdańsku rozmawiała Agata Wasielewska

Komentarze (0)