Japonia Mai Tokarskiej. "Jedyny taki kraj na świecie. Nie raz otwierałam buzię ze zdziwienia"

- Nauczyłam się, że w Japonii nic nie może zdziwić. Codziennie rano wychodząc z domu zastanawiałam się, co mnie spotka. A spotykały mnie takie rzeczy, że nie raz otwierałam buzię ze zdziwienia - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Maja Tokarska.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Maja Tokarska/Archiwum prywatne WP SportoweFakty / Maja Tokarska/Archiwum prywatne
26-letnia gdańszczanka latem ubiegłego roku podpisała kontrakt z zespołem Hisamitsu Springs i została pierwszą Polką w lidze japońskiej. W pierwszym roku gry w drużynie z Kobe zdobyła Puchar Imperatora i wicemistrzostwo kraju. Była też drugą najlepszą blokującą ligi i drugą zawodniczką pod względem skuteczności ataku. W rozmowie z WP SportoweFakty Maja Tokarska opowiada o tym, czego w ostatnich miesiącach dowiedziała się o Japonii, tamtejszej siatkówce, zwyczajach, kulturze i o sobie samej. 

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jako pierwsza Polka zagrała pani w kobiecej lidze siatkówki w Japonii. Przeciera pani szlak w kraju o całkowicie odmiennym podejściu do życia, zupełnie innych zwyczajach i kulturze. Dużo było na tym szlaku niespodzianek?

Maja Tokarska, siatkarka reprezentacji Polski i japońskiego klubu Hisamitsu Springs: Wiedziałam, że to będzie zupełnie inny świat i był. Myślę, że to jedyny taki kraj na świecie, można powiedzieć, że w porównaniu do innych oderwany od rzeczywistości. Codziennie rano wychodząc z domu zastanawiałam się, co tym razem mnie spotka. A spotykały mnie przeróżne sytuacje i zachowania ludzi. Kiedy wracałam do domu podsumowywałam dzień i nie raz otwierałam buzię ze zdziwienia - na przykład, że jest tajfun, albo że na telefon przychodzi ostrzeżenie o trzęsieniu ziemi. Na początku prowadziłam dziennik, w którym zapisywałam te rzeczy, a poza nimi także różne japońskie słowa, jednak w pewnym momencie zrobiło się ich za dużo. Niestety, któregoś razu zostawiłam dziennik w shinkansenie i przepadł.

Ale pewnie wiele z tych zdarzeń, które panią dziwiły, dobrze pani zapamiętała?

Na początku najbardziej uderzały mnie tajfuny. Całą noc strasznie wiało i naprawdę bardzo się bałam. Jak otwierałam okno albo drzwi, to aż od nich odrzucało. Rano czekałam w domu na wiadomość, czy jest zagrożenie i trening będzie odwołany, czy zagrożenie już minęło i można bezpiecznie wyjść z domu i to było trudne przeżycie. Tak jak świadomość, że w każdej chwili może być trzęsienie ziemi. Moi rodzice byli w Japonii tylko dwa tygodnie i ostatniego dnia przed wylotem odczuli trzęsienie ziemi w Tokio. Mnie one omijały, od innych osób dowiadywałam się że zdarzały się akurat wtedy, gdy byłam poza miastem. Miałam szczęście. Powiedziano mi, że trzęsienia ziemi często są w nocy i dlatego nie spałam spokojnie, często budziłam się w środku nocy i czekałam na nie. Czasem już nie wiedziałam, czy robię to naprawdę, czy śnię.

Zaskoczyło mnie też to, ile jest tam nietypowych kawiarni i restauracji. Kawiarnia, w której otaczają cię koty, lokal, w którym możesz usiąść przy stole ze swoim psem. Kawiarnia z muminkami - jeśli czujesz się samotny, rozmawiasz sobie z takim muminkiem. Restauracja wystylizowana na szpital psychiatryczny, inna, gdzie kelnerami są małpki. Są też miejsca, gdzie w towarzystwie małp można wziąć gorącą kąpiel. Po pewnym czasie doszłam do wniosku, że Japonia to kraj, w którym nic nie może zdziwić, bo jest tam wszystko, co można sobie wymyślić.

ZOBACZ WIDEO: Młoda Polka zachwyciła 50 milionów internautów. "Kiedy latam, czuję się jak ptak"

Dobrze poznała pani japońską kulturę?

Na początku starałam się dużo czytać o tamtejszych zwyczajach. Wiedziałam, że Japończycy są mili i uprzejmi, ale też że bardzo łatwo ich urazić. Wystarczy jeden ukłon, jedno dziękuję za mało i, choć otwarcie ci tego nie pokazują, odsuwają się od ciebie. W drużynie sportowej ważne jest tam, żeby nie zachowywać się jak gwiazda, nie wywyższać się i myśleć o drużynie. Moja koleżanka z drużyny Miyu Nagaoka, według mnie gwiazda światowego formatu, jest niesamowicie skromna. Przez pewien czas musiałam się wdrażać i przyzwyczajać do takich rzeczy, jak zamiatanie hali po treningu czy kłanianie się trenerowi, co jest tam codziennością.

Słowa trenera są dla zawodnika święte?

Ogólnie, słowa przełożonego są święte. Ktoś powiedział, że w Japonii jeden kopie dół, drugi go zasypuje, ale skoro przełożony wydał polecenie, to tak ma być. Z decyzjami osób, które są wyżej w hierarchii, nie ma dyskusji. Tak przeczytałam w książce, jednak koleżanki z drużyny kazały mi ją jak najszybciej spalić, nawet zrobiły mi specjalne zdjęcie z tym związane, ciągle chodzą za mną i powtarzają "burn the book" ("spal książkę" - przyp. WP SportoweFakty). Powiedziały mi że chcą pokazać mi inną, mniej oficjalną stronę Japonii i rzeczywiście im dłużej się znamy i im bardziej łamiemy lody, tym więcej widzę stereotypów które nie do końca są prawdziwe.

Zdarzyło się pani ukłonić komuś o jeden raz za mało?

Obcokrajowcom więcej się wybacza, ale na pewno miałam dużo wpadek. Na przykład związanych z jedzeniem pałeczkami, których nie wolno odkładać byle jak, trzeba to robić w ściśle określony sposób. Zdarzyło mi się też na przykład wbić pałeczki w jakiś owoc, z którym nie mogłam sobie poradzić, a to jest niemile widziane. Inna sprawa - zdejmowanie butów. Jak gdzieś jest położony dywan i ich nie zdejmiesz to już jest trochę kłopot. A gdybyśmy rozmawiali tak jak teraz, trochę podniesionym głosem, Japończycy myśleliby, że się awanturujemy. Na boisku też trzeba mówić bardzo spokojnie, i nie można kłócić się z sędzią nawet jeżeli jest się pewnym, że popełnił błąd. Nikt tam z arbitrami nie dyskutuje.

Od tego, kiedy trzeba zmieniać buty i na jakie, jesteś pani chyba ekspertką?

Jest tak, że na halę idzie się normalnie w butach, które potem zostawia się w specjalnej szafce, bo jest wykładzina. W toalecie czekają z kolei klapki w różnych rozmiarach. Już na halę każdy ma przygotowane swoje obuwie i w nim chodzi. Na początku to był duży szok, potem przywykłam.

Prosto od kosmetyczki czy manikiurzystyki na trening też nie mogła pani przyjść.

Jest zakaz makijażu, malowania paznokci, farbowania włosów. Sportsmenki muszą być w Japonii naturalne.

Zaprzyjaźniła się pani z którąś z koleżanek z zespołu?

Trudno jest użyć słowa przyjaźń. Interakcje są tam spłycone, bo wszystko jest trzymane w tajemnicy, oficjalne, jest też bariera językowa. Oczywiście, wszyscy się uśmiechają, są mili i pomocni. Znam rodziców moich koleżanek, wiem, która ma brata, siostrę, kota. Nie wiem natomiast, kto co czuje, bo o uczuciach się nie rozmawia. Trudno jest bliżej kogoś poznać, bo wydaje się, że oni tymi ciągłymi uśmiechami zagłuszają emocje. Staramy się jednak, coraz bardziej, przekonałam się że jeśli włoży się trochę wysiłku pod wszystkimi maskami można znaleźć wartościowe osoby o ciekawych zainteresowaniach, staram się z każdym dniem zbliżać do moich koleżanek i odchodzić od stereotypów.

Nikt nie zaprosił do domu?

Zapraszali. Nawet zrobili mi urodzinowe przyjęcie-niespodziankę. Z tortem, balonami, specjalnym filmem. Może przyjaźń to za duże słowo, ale mam tam kilka osób, które bardzo mi pomagają. Jak teraz wyjechałam, to już dostaję wiadomości, ze są kwitnące wiśnie i jedziemy na piknik. Niektóre koleżanki z drużyny chcą nawet przyjechać do Polski, starają się powtarzać niektóre słowa. Na pewno są przyjacielskie i bardzo pomocne za to jestem im bardzo wdzięczna.

Maja Tokarska/Archiwum prywatne Maja Tokarska/Archiwum prywatne
Na kolejnej stronie przeczytasz, czym Maja Tokarska rozbawiała swoje koleżanki z Japonii i jak zazwyczaj zachowują się one w drodze na kolejne spotkania.
Czy Maja Tokarska awansuje z reprezentacją Polski na igrzyska olimpijskie w Tokio w 2020 roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×