Aleksiej Wierbow to jeden z najlepszych libero w historii, mimo że na swoim koncie nie ma zwycięstwa w igrzyskach olimpijskich, ani w mistrzostwach świata. Właśnie aby zdobyć upragniony tytuł, zdecydował się w tym sezonie wrócić do kadry, chociaż w 2016 zapowiedział, że kończy przygodę z reprezentacją. W tym roku rosyjski zespół to połączenie doświadczenia z młodością, a eksperci niemal jednogłośnie wskazują go jako głównego faworyta do zdobycia złotego medalu.
Joanna Wyrostek, WP SportoweFakty: Żeby zostać mistrzem świata 2018, trzeba będzie rozegrać kilkanaście meczów. Przetrwa Pan?
Aleksiej Wierbow, libero reprezentacji Rosji: To prawda, że turniej jest niesamowicie trudny. Dwanaście meczów w 18 dni, a 10 z nich bez prawa do błędu. Jeśli chodzi o mój stan fizyczny, to miałem dobry okres przygotowawczy i mam nadzieję, że przyniosę maksimum korzyści zespołowi podczas całego turnieju. Ale rozumiem, że łatwo nie będzie nikomu, to bardzo skomplikowana formuła. Początkowo rzeczywiście miałem pewne obawy, jeśli chodzi o mój powrót do kadry i występ na mistrzostwach świata. Przygotowując się do tego turnieju, trzeba było wytrzymać naprawdę wiele obciążeń. Tym bardziej po dwu i półmiesięcznym urlopie. Ale teraz wszystko jest już normalne. Czuję się dobrze, mamy doskonały zespół i wszyscy jeden cel.
[b]
Jest Pan weteranem w obecnej kadrze Rosji. Na przyjęciu zagrywki grają młode wilki: Jegor Kljuka i Dmitrij Wołkow. Nie obawia się Pan stanąć do odbioru zagrywki, mając ich obok? [/b]
Podczas swojej kariery stawałem do przyjęcia z taką ilością różnych graczy, że trudno mnie czymś zaskoczyć, a tym bardziej przerazić. Jest to dla mnie po prostu wyzwanie, tym bardziej interesujące. Szkoda tylko, że z powodu różnych kontuzji nie mieliśmy dla siebie wystarczająco dużo czasu. Mam nadzieję, że wraz z upływem turnieju nasze wzajemne zrozumienie nieco się poprawi.
O Dmitriju Wołkowie i Jegorze Kljuce mówi się już nie tylko jako o wielkich talentach, ale i znakomitych zawodnikach. Rzeczywiście są już tak dobrzy?
Nie chcę z góry prawić im komplementów, zwłaszcza, że wciąż mają przed sobą długą drogę i muszą się wiele nauczyć. Ale kilka słów powiem. Dmitrij to dusza zespołu, bardzo otwarty i emocjonalny chłopak. Jest gotów wziąć na siebie grę w trudnym momencie. Jegor natomiast w większym stopniu trzyma wszystko w sobie, ale również jest w nim żyłka lidera. Myślę, że rok 2016 bardzo pomógł mu jeśli chodzi o rozwój osobisty, z tego co wiem, pojawiła się też u jego boku dziewczyna, która również bardzo go wspiera. Obaj z Dimą zmagają się często z różnymi urazami, ale sądze, że jest to spowodowane trudnym grafikiem klubowym (obaj Fakieł Nowy Urengoj - przyp. red.). O takich graczach jak oni mówi się, że otrzymali "pocałunek od Boga". Oni urodzili się po to, by grać w siatkówkę. Wielkie podziękowania dla trenerów dziecięcych i władz Fakieła, że znaleźli takie diamenty. Teraz zadaniem wszystkich jest zrobić z nich brylanty. Podkreślę raz jeszcze: jeśli chodzi o doskonałość, nie ma ograniczeń, a ich "credo" na przyszłość powinno brzmieć: "Praca, praca i jeszcze raz praca".
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: białoruski zawodnik MMA zbojkotował program TV
Na razie obaj są dla Pana kolegami z boiska, ale w przyszłości być może będzie Pan ich trenerem.
To prawda. Staram się być bliżej nich, żartować z nimi, aby pojąć pewne rzeczy, które są obecnie interesujące dla młodych ludzi. Poza tym, nie mogę się obejść bez moich wskazówek i moralizowania. Można powiedzieć, że jest między nami współpraca oparta na obopólnej korzyści. Sądzę, że będąc trenerem też trzeba rozmawiać z zawodnikami i przekonywać ich do świadomego wykonywania swojej pracy. Metodą bicza nie da się osiągnąć wielkich rezultatów, zdarza się to jedynie w pojedynczych przypadkach. Wracając do Jegora i Dimy, to w zasadzie już omówiliśmy między sobą naszą wirtualną przyszłość na linii trener - zawodnik. Stanęło na obustronnym zainteresowaniu.
Władimir Alekno powiedział, że Aleksiej Wierbow zostanie kiedyś trenerem rosyjskiej kadry narodowej. Musi bardzo w Pana wierzyć. To chyba miła świadomość.
Oczywiście, to bardzo miłe słowa. On jak nikt inny pomaga mi w tym kierunku, ale na razie to swego rodzaju zaliczka. Wszystko zależy wyłącznie od mnie, trochę również od fortuny. W trenerskim fachu jest ona niezbędna.
W tym sezonie klubowym w Zenicie Kazań znów zostanie Pan grającym trenerem. Na pewno okaże się Pan bardzo pomocny dla trenera Alekno, który np. nie będzie musiał latać samolotem na wszystkie mecze.
Dla mnie to wspaniałe doświadczenie i super emocje, których niestety często brakuje na pozycji libero, oraz swego rodzaju przerwa od fizycznych obciążeń. Z kolei dla Romanycza (Władimira Alekno - przyp. red.) możliwość przyjrzenia się pewnym rzeczom z boku i zajęcia się swoim zdrowiem. Trzeba zauważyć, że nie byłoby to wszystko możliwe bez zespołu, który wspiera mnie i ten pomysł oraz władz klubu, który obok idei "zwycięstwa za każdą cenę" pomaga rosnąć młodemu pokoleniu trenerskiemu. Jeśli chodzi o moją pracę w klubie, to poprzednim razem stworzyliśmy specjalny harmonogram. Czasem miałem przeprowadzić trening, czasem jakiś mecz. Zebrania przed spotkaniami również należały do moich obowiązków. Jeśli chodzi o ten sezon, to jeszcze nie rozmawialiśmy z trenerem Alekno o szczegółach, ale na pewno ma już pomysł, jak powinno to wyglądać.
Czego przede wszystkim uczy się Pan od niego?
Najważniejsze - nigdy nie przestawać uczyć się i rozwijać. Trzeba otoczyć się zaufanymi ludźmi, prawdziwymi profesjonalistami i nie obawiać się tego, że mogą być od nas lepsi. Cóż, moją słabą stroną jest to, że nie potrafię mocno kogoś skrytykować, zrugać i trzymać zespół żelazną ręką, kiedy trzeba. Alekno z kolei jest w tym mistrzem. Nie można też zapomnieć, że w Zenicie Kazań jest guru siatkarskiej analizy i statystyki, po prostu siatkarski profesor, czyli Tomaso Totolo. On również bardzo mi pomaga, a ja po cichu wchłaniam to wszystko.
Podczas mistrzostw świata będziesz miał obok siebie na boisku kilku klubowych kolegów. To wielki bonus dla Sbornej.
Niewątpliwie plus. Przypuśćmy, że nie wystarczyło mi czasu na to, by wszystkich poznać i poczuć, kto do czego jest zdolny. Byłem z nimi tylko 40 dni, a biorąc pod uwagę kontuzje, wolne weekendy i trening fizyczny, to nawet mniej. Natomiast z kolegami z Zenitu Kazań rozumiemy się w pół słowa. Wiem, kto i jak postawi blok, kto będzie nabiegał do ataku i w ogóle jakich działań spodziewać się po nich w danym momencie.
Zgadza się Pan, że nie tylko z tego powodu, Rosja jest głównym faworytem mistrzostw świata? Twierdzi tak większość ekspertów i kibiców, a wasza federacja wprost domaga się medalu. Wielkie oczekiwania bardzo będą ciążyć podczas meczów?
Rosja zawsze jest jednym z faworytów, więc takie oczekiwania to dla nas nic nowego. Zgadzam się z tym, że obecnie udało się zabrać wspaniałą drużynę, która jest połączeniem młodości i doświadczenia. Potencjalnie jesteśmy bardzo interesującym zespołem, ale medali nie wygrywa się na papierze. Nasz główny cel na teraz - Australia. Głupotą byłoby dalsze planowanie, nikt niczego nie wie o przyszłości.
Trener Alekno stwierdził wprost, że nie widzi rywala dla Rosji. Pan widzi?
Eksperci, dziennikarze i kibice zawsze mają swoje prognozy i typy. Z kolei zadaniem zawodnika jest żyć teraźniejszością i wykonywać swoją pracę na sto procent. A faworyci zawsze i wszędzie są tacy sami: wystarczy otworzyć ranking zespołów na stronie FIVB i przyjrzeć się mu.
Rosja i Polska są w pierwszej piątce. Wyobraża sobie Pa n w meczu o złoty medal powtórkę z finału Memoriału Wagnera, czyli mecz Polska - Rosja?
Dlaczego by nie?
Jedno z najbardziej pamiętnych spotkań między tymi zespołami, to to zwycięskie 3:2 dla Polaków podczas mistrzostw świata w 2006.
Pamiętam dobrze ten przykry dla nas mecz. Powinniśmy go wygrać i awansować do półfinału, a w rezultacie wypadliśmy za burtę. Bohaterami meczu byli Piotr Gruszka i Grzegorz Szymański. Weszli z ławki i dokonali przełomu w tym spotkaniu, a my nawet nie analizowaliśmy wcześniej ich gry. Dobrze pamiętam ten zespół: Paweł Zagumny, Krzysztof Ignaczak, Michał Winiarski, Mariusz Wlazły. Pamiętam również, że w naszym układzie grupowym były tylko 3 topowe zespoły, które walczyły o 2 miejsca w półfinałach i nam "udało się" z oboma przegrać.
Obecną reprezentację Polski miał Pan okazję obserwować niedawno podczas Memoriału Wagnera. Ma szansę na podobny sukces, jak ich koledzy 12 lat temu?
Śledziłem karierę trenerską Vitala Heynena. Nigdy nie pracował w najlepszych klubach i z topowymi reprezentacjami, ale jego drużyny zawsze prezentowały bardzo zespołową i interesującą grę. To wychodzi mu bardzo dobrze i właśnie w takich zespołach jest to widoczne. Zobaczymy jak poradzi sobie gigantami. Jeśli chodzi o tegoroczne mistrzostwa świata, to nie chcę prognozować zarówno jeśli chodzi o Rosję, jak i Polskę. Mogę tylko powiedzieć, że już w przyszłym sezonie polska reprezentacja będzie pretendować do najwyższych lokat.
W polskich mediach wiele mówiło się o drabince turnieju i regulaminie o tym, że jest niesprawiedliwy i sprzyja zespołom gospodarzy. Zastanawiał się Pan w ogóle nad tym?
W 2010 rzeczywiście był okropny system ustawiony pod włoski zespół. Obecnie, moim zdaniem, jest mniej lub bardziej bardziej obiektywny. Po prostu nie trzeba patrzeć na jedną rundę, ale na połączenie pierwszej i drugiej, a finałowa szóstka to już będzie walka najlepszych. Rosja będzie patrzeć przede wszystkich na siebie, a dopiero potem na innych.
Wygrywając turniej, przejdziecie do historii rosyjskiego sportu. Rosja nigdy nie była mistrzem świata w siatkówce.
Nie chcemy wejść do historii. Chcemy po prostu zwyciężyć.