Julia Nowicka: Widzę, ile czeka mnie jeszcze pracy. I to jest super

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
I nie każda może dzielić pół na pół czas spędzony na boisku z reprezentantką Polski.

To chyba najlepsze określenie, wykorzystywanie okazji w stu procentach. To nie było tak, że wchodziłam na boisko z myślą: "muszę się dobrze zaprezentować". Poprzedni sezon był dla BKS-u raczej rozczarowujący, zwykle wchodziłam wtedy, kiedy drużynie nie szło i nastawiałam się na to, że skoro już wchodzę do gry, to muszę pomóc, dodać świeżości, zrobić coś, żeby poszło nam lepiej.

Tak się złożyło, że grałyśmy z Marleną mniej więcej po połowie, ale muszę tutaj podkreślić, co robię w każdym wywiadzie, że przy Marlenie mogłam się wiele nauczyć i że to jest po prostu świetna osoba. Nie było mowy o podkładaniu nogi ani pozasportowej rywalizacji, absolutnie! Tylko pomoc i wzajemne podawanie sobie ręki. Tak też zresztą było na kadrze. Ona jest jedną z tych osób, na które miałam wielkie szczęście trafić na początku swojej seniorskiej kariery.

Liga Mistrzów. Daniel Pliński ostro o Aleksandrze Wołkowie: Powinien raczej siedzieć cicho

Czy przez te dwa lata dużo było poprawiania i "rzeźbienia", by nadrobić braki na rozegraniu z wcześniejszych lat uprawiania siatkówki?

Późno przeszłam na rozegranie i zdaję sobie sprawę, że jeszcze długo będę musiała nadrabiać, żeby wejść na taki poziom, który by mnie zadowalał. Wiem, że dopuszczam się wielu niedokładności i moje ręce nie zawsze potrafią zrobić to, co podczas meczu pomyśli głowa. I nie chodzi o jakieś ograniczenia techniczne, a raczej doświadczenie i umiejętność wyczucia, co należy zagrać i kiedy. Dlatego staram się dokładać jak najwięcej od siebie w innych elementach, na przykład w obronie, bloku czy ataku, nawet mimo braku kilku centymetrów. Żeby być zawodniczką możliwie jak najbardziej kompletną.

W rodzimym SPS-ie Politechnika Częstochowska grała pani na przyjęciu z atakiem, a dopiero Grzegorz Wagner zobaczył w pani materiał na rozgrywającą.

Tak, zaczynałam występy na rozegraniu właśnie w SMS-ie Szczyrk. Co we mnie odkrył takiego trener Wagner? Trudno mi powiedzieć, nie siedzę w jego głowie. Może chodziło o szybką lewą rękę, może też o boiskowy charakter. Trener oglądał mnie na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży, gdzie byłam kapitanem kadry Śląska i propozycja z SMS-u spadła mi z nieba. Ale kiedy usłyszałam o rozegraniu, długo się zastanawiałam, czy w ogóle dam radę to zrobić.

Pamiętam, że rozmawiałam wtedy z rodzicami o tej decyzji i wspólnie uznaliśmy, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Wszyscy się wtedy zgodziliśmy na powolny proces tworzenia czegoś nowego i wiedziałam, że muszę być cierpliwa, bo na początku będzie mi sporo brakować do dziewczyn, które już są ograne jako rozgrywające. I ten proces nadal trwa, co nie zmienia faktu, że jestem wdzięczna trenerowi Wagnerowi i całemu sztabowi SMS-u.

I mimo ciągłego nadrabiania zaległości już po roku występów na poziomie ekstraklasy przyszło powołanie do dorosłej reprezentacji. Szalenie szybko, prawda?

Zadałam sobie wtedy dokładnie to samo pytanie! Kiedy zobaczyłam swoje nazwisko przy powołaniach, byłam w wielkim szoku, przecież jeszcze do niedawna nie miałam nawet szansy o tym myśleć. Ale reprezentowanie kraju od zawsze było moim marzeniem. Oglądałam mecze kadry jako mała dziewczynka i podczas hymnu zawsze czułam ciarki. Jeszcze podczas gry w Częstochowie miałam z tyłu głowy: ale byłoby super kiedyś zagrać w reprezentacji, chciałabym tego niesamowicie.

I udało się.

Udało! Mogę tylko dziękować za to powołanie, bo zyskałam dzięki niemu kapitalne doświadczenie, choćby przez to, że mogłam uczyć się od starszych, bardziej utytułowanych koleżanek i oglądać je na co dzień. Wykonaliśmy sporo dobrej pracy z trenerem Nawrockim, do tego na kadrze możesz wynieść wiele dobrego od innych dziewczyn.

Co jako pierwsze przychodzi pani do głowy podczas wracania myślami do Ligi Narodów?

Ja na początku nie wierzyłam zupełnie w to, że to już. Że jadę na turniej jako druga rozgrywająca polskiej kadry! Były emocje, i to duże, ale wchodziłam na boisko, zwykle razem z Martyną Łukasik, współlokatorką podczas całego sezonu reprezentacyjnego i przede wszystkim starałam się pomagać. Pamiętam emocje po wygranym 3:2 meczu z Chinkami. To było zwycięstwo absolutnie całej drużyny i może w ich zespole brakowało Zhu Ting, ale i tak zrobiłyśmy coś wielkiego. A także pierwszy mecz z USA, kiedy wszystkie czułyśmy, że zaczyna się duży turniej i rodzi się coś dobrego.

Pamiętam ten mecz. Trzeci set, w końcówce wchodzi Nowicka i robi dwa bloki na Michelle Bartsch...

Jak sobie to przypomnę, to aż cała się trzęsę! To były chwile, których nie da się opisać, ale samo wspomnienie jest bardzo przyjemne. Dlatego tym bardziej szczególny jest dla mnie ten mecz. Debiut w seniorkach, grany na wielkich emocjach.

Nie byłoby tego debiutu ani szybkiego awansu w klubowej hierarchii, gdyby nie charakter i zadziorność. Daleko pani do zahukanej debiutantki, która siedzi w kącie szatni i czeka, aż ktoś pozwoli jej się odezwać.

Może, ale mój charakter prywatnie różni się od tego, który pokazuję czasem podczas meczów. Ludzie patrzą na mnie i mają mnie za bardzo pewną siebie, a ja właśnie teraz zaczynam się zastanawiać, czy naprawdę taka jestem! Chyba nigdy nad tym specjalnie nie myślałam. Może prędzej bym użyła słowa "zdeterminowana". Daję z siebie sto procent w każdym meczu, walczę o punkty, staram się zachować koncentrację i chcę oddać całą siebie podczas gry. Prosta zasada: albo robisz coś na maksa, albo nie.

W BKS-ie są lepsze specjalistki od robienia atmosfery niż Nowicka?

Są lepsze agentki, oczywiście, że tak! Akurat pod tym względem można u nas przebierać od prawa do lewa!

W siatkarskim dojrzewaniu pomogło chyba też to, że nie miała pani problemu z dogadywaniem się ze starszymi koleżankami po fachu?

Nie miałam, w końcu one bardzo mi pomagały w moim pierwszym sezonie w lidze, kiedy odnajdywałam się jako zawodniczka. Każda młoda siatkarka potrzebuje przykładu, a miałam szczęście trafić na naprawdę super ludzi, którzy wskazali mi dobrą drogę. Oczywiście nie chodzi o kopiowanie kogokolwiek, ale od każdego można wyciągnąć coś wartościowego dla siebie.

W BKS-ie było i jest wiele postaci, od których można się było uczyć, od Dominiki Sobolskiej przez Ginę Mancuso, po Paulinę Maj-Erwardt. Ale gdybym miałam wymienić osobę, od której uczę się najwięcej i najdłużej, to do głowy przychodzi mi Kasia Konieczna. Chciałabym mieć takie podejście do sprawy jak ona, kiedy już będę w jej wieku! Imponowała mi wieloma rzeczami i wciąż mi imponuje, po prostu chce się od niej czerpać jak najwięcej.

Kasia daje sporo wskazówek, a do tego jest szalenie zabawna, inteligentna i stanowi dobry przykład do naśladowania, nie tylko siatkarsko. Czasem śmiejemy się, że jej atak do prostej jest bez barku, bo ona tak wywija ręką, że czasem to aż niemożliwe. Aż mnie to zmotywowało, żeby nauczyć się tak rotować barkiem.

Pierwsze decyzje Tuomasa Sammelvuo. Fiński trener ogłosił skład reprezentacji Rosji

Jak na dwadzieścia lat zyskała pani całkiem sporo w siatkarskim życiu. Zastanawia się pani, jak nim pokierować za rok lub dwa?

Aktualnie jestem na etapie pełnego skupienia na tym, co czeka nas za chwilę. Ale wiadomo, że mam swoje marzenia i część się spełniła, a część jeszcze czeka na spełnienie i muszę być cierpliwa. Pozostaje mi nauka, robienie kroku za krokiem i liczenie na to, że będę trafiała na dobrych ludzi. Dobrze by było zdobyć medal w polskiej lidze, chciałabym też spróbować swoich sił za granicą. Ale spokojnie, ani razu nie pomyślałam, że jestem już na tyle dobra, że mogę stąd wyjeżdżać i świat klęczy mi u stóp. Widzę, ile jeszcze mnie czeka pracy i ile rzeczy mogę jeszcze poprawić... I to jest super uczucie.

Jak oceniasz grę Julii Nowickiej w tym sezonie Ligi Siatkówki Kobiet?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×