[b][tag=53410]
Michał Kaczmarczyk[/tag]: Patrząc na pierwszą i drugą część rundy zasadniczej Ligi Siatkówki Kobiet, miało się wrażenie, że grały w nich dwa różne zespoły BKS-u. W czym tkwiła tajemnica zmiany na lepsze?[/b]
Julia Nowicka, rozgrywająca BKS-u Profi Credit Bielsko-Biała, wybrana przez WP SportoweFakty do Szóstki fazy zasadniczej Ligi Siatkówki Kobiet: Zgodzę się z tym, że druga połowa rundy zasadniczej była zdecydowanie lepsza od tej pierwszej. Moim zdaniem to wynikło z tego, że mamy młody zespół i dla wielu naszych zawodniczek to był pierwszy sezon, w którym miały przede wszystkim grać i wytrzymywać presję związaną z miejscem w szóstce. Musiałyśmy zapłacić za brak doświadczenia i dotyczy to zespołu jako całości, mnie także.
A dlaczego ta runda była potem lepsza? Według mnie zyskałyśmy spokój w swoim graniu i odnalazłyśmy nasz styl. Ta pierwsza połowa sezonu była trochę sprawdzeniem się i odkrywaniem swoich najlepszych możliwości. Odczuły to zwłaszcza dziewczyny, które po raz pierwszy w karierze były tymi szóstkowymi, ale z drugiej strony fajnie jest widzieć, jak koleżanka z drużyny robi postęp z każdym kolejnym spotkaniem. Na przykład Olivia Różański, z której jestem po prostu mega dumna. Jej ostatnie mecze były świetne, a ona cały czas się rozwija i będzie jeszcze lepsza.
Trefl Gdańsk zakończy rundę zasadniczą. "Naszym celem był rozwój zawodników"
Przez pewien czas sporo w waszej postawie zależało od prawego skrzydła. Kiedy Katarzyna Konieczna była na posterunku, BKS grał nieźle, ale wystarczył jeden słabszy mecz i nadchodziły kłopoty. Szukanie przez rozgrywającą innych, lepszych opcji w takich problemowych sytuacjach było wyzwaniem?
Ja wolałam myśleć o tym na chłodno. Odbieram to jako ciekawe doświadczenie dla rozgrywającej i nauka szukania rozwiązań w trakcie meczu. Dbanie o to, żeby w danym momencie moja decyzja była najlepsza dla drużyny. Zdaję sobie sprawę, że w tym mogłabym się poprawić, że nie zawsze moje wybory w określonych sytuacjach były bardzo dobre.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Czy sportowcy sprawdzają się w polityce? "To są ogromne pieniądze"
Do tego Kasia potrzebowała czasu, by wrócić do siebie po kontuzji i zrobiła naprawdę bardzo dużo, by wrócić do gry w jak najlepszej dyspozycji. Ona cały czas pracuje nad swoimi kolanami i robi wszystko, co w jej mocy, by być w najlepszym zdrowiu. Wiadomo, że nie zawsze zdarza się tak, że wszystkie dziewczyny spisują się w tym samym momencie bardzo dobrze, ale taka słabość też jest okazją do nauki dla rozgrywającej. Wyczuwasz moment, w którym koleżance idzie słabiej i na chwilę odpuszczasz granie z nią, ale szukasz cały czas chwili, żeby pomóc jej wejść w mecz jeszcze raz. Cały czas się tego uczę.
Bałyście się po serii grudniowych porażek, że dojdzie do powtórki z pełnego rozczarowań sezonu 2017/2018?
Grudzień zeszłego roku zdecydowanie nie należał do udanych, nawet nie chcę liczyć, ile w tamtym okresie przegrałyśmy spotkań z rzędu. Ale w tamtej sytuacji nie wspominałam raczej poprzedniego sezonu i nie szukałam jakichś analogii, bo mimo wszystko każdy rok jest inny. Drużyna też się zmieniła, a roszady w składzie wpływają na poziom mentalny i wiele innych spraw. Każda z nas zdawała sobie wtedy sprawę, że tkwimy w kryzysie i tym bardziej cieszy mnie to, że kiedy nadszedł właściwy moment, spięłyśmy się i walczyliśmy jak prawdziwa drużyna. Bez rozjeżdżania się w swoją stronę. Właśnie dlatego wyszłyśmy z tego i wystrzeliłyśmy w rundzie rewanżowej.
Wysoka porażka na wyjeździe z Developresem SkyRes Rzeszów była kubłem zimnej wody na głowę i sygnałem do wzięcia się w garść?
To był silny cios. Inna sprawa, że nasza forma w Rzeszowie była daleka od choćby zwykłej ze względu na różne mniejsze i większe urazy, ja na przykład występowałam wtedy z gorączką, a dwie inne dziewczyny grały po antybiotyku. To nie jest wytłumaczenie, ale taki epizod chorobowy pod koniec grudnia na pewno miał wpływ na to, co stało się w tamtym spotkaniu. Ciężej było nawiązać walkę i sprawdziło się powiedzenie, że nieszczęścia chodzą parami: mało tego, że grałyśmy źle, to jeszcze dopadły nas choroby i kontuzje. To było dla nas przykre doświadczenie, ale nie zamierzałyśmy go rozpamiętywać. Trzeba było wstać i powiedzieć sobie: "nie może tak dłużej być, bierzemy się do roboty".
To samo mówili też kibice, którzy w tamtym czasie mieli do was sporo
pretensji za wyniki i grę.
Do tego nie chcę wracać, bo ta sytuacja została na szczęście dawno wyjaśniona. Żyjemy dobrze z kibicami, oni są z nami i bardzo cenimy ich wsparcie. Jeżeli trzeba było wytłumaczyć swoje racje, to obie strony już to zrobiły.
W takim razie powrót do punktowania był procesem, czy nastąpił jeden moment, w którym nagle cały mechanizm zadziałał, jak należy?
Według mnie to był proces. Każda z nas szukała najlepszej wersji siebie samej, a nasz styl gry wciąż się tworzył i docierał z meczu na mecz. I po jakimś czasie nadszedł moment spokoju, kiedy nieco bardziej uwierzyłyśmy w siebie i w cały kolektyw. Pomogła nam z pewnością dobra atmosfera w drużynie i wzajemnie zaufanie, to z pewnością też nam pomogło w odzyskiwaniu punktów, które straciłyśmy w pierwszej połowie sezonu. Nie potrzeba było podwójnej dawki motywacji, każda z nas wychodziła na boisko z pewnością, że wie, co musi zrobić.
Jak duża w tym wszystkim była zasługa trenera Bartłomieja Piekarczyka?
Trener miał strasznie trudne zadanie, by po tamtym trudnym sezonie przejąć stery i tak naprawdę zacząć wszystko od nowa. Skoro jesteśmy w szóstce, to wyraźnie to wskazuje, że praca trenera i całego naszego sztabu przyniosła efekty i odbiła się na naszej jakości. Najważniejsze jest to, że mam zaufanie do trenera Piekarczyka, a on ma zaufanie do mnie.
I chyba na tym to się powinno opierać: czasem coś nam nie wyjdzie na treningu, zwłaszcza jeżeli próbujemy czegoś nowego, ale nasz trener wie, że mamy w składzie wiele młodych dziewczyn, które dopiero wchodzą w poważne granie i bierze na to poprawkę. Do tego nie zabija w nas kreatywności. Wiadomo, że muszą być jakieś ramy, żeby nie wariować na boisku, ale wydaje mi się, że jesteśmy blisko tego złotego środka i nasza praca idzie w dobrym kierunku.
Był w tym sezonie mecz, po którym może pani powiedzieć: taki BKS Profi Credit Bielsko-Biała chciałabym zawsze oglądać?
Były po drodze trzy takie mecze, które możemy wspominać szczególnie dobrze, czyli rewanżowe gry z Developresem, ŁKS-em i Budowlanymi. W nich było szczególnie dużo naszej pewności siebie i śmiałości. Trudno powiedzieć, który z nich był najlepszy, bo każdy mecz to trochę inna historia i ciężko mi wybrać jeden konkretny. Ale jeżeli miałybyśmy zagrać na takim poziomie w fazie play-off, to jesteśmy w stanie powalczyć z absolutnie każdym zespołem w lidze.
ŁKS będzie w waszym ćwierćfinale faworytem, ale przecież już raz pokonałyście łodzianki. A w ostatnich tygodniach ten zespół nie błyszczał, wydaje się, że to dobry moment na niespodziankę.
Szczerze mówiąc, nie patrzę na to w ten sposób. To, który zespół był "w górce" w ostatnim czasie, chyba nie jest aż takie ważne. Skoro BKS potrafił przegrać sześć meczów z rzędu, a potem pokonać trzy zespoły w pierwszej czwórki tabeli... To już chyba nic mnie w tej lidze nie zdziwi! Wszystkie mamy świadomość, że czeka nas walka, ale jednocześnie chcemy się postawić. I myślę, że w każdej z nas tkwi właśnie taka motywacja.
ONICO oferuje fortunę Bartoszowi Kurkowi
Została pani nominowana przez nasz portal do Szóstki rundy zasadniczej LSK jako jedna z głównych autorek odrodzenia BKS-u w drugiej części sezonu. Ostatnie dwa lata występów w Bielsku-Białej dały pani sporo jako zawodniczce?
Znajoma podesłała mi ten artykuł z gratulacjami, dopiero po jakimś czasie się zorientowałam, w czym rzecz. Dziękuję za wyróżnienie! A jeżeli chodzi o te ostatnie dwa lata, dużo by opowiadać. Zmieniło się sporo, ale po tym czasie doceniam przede wszystkim trafienie do tego klubu i spotkanie właściwych osób. Wystartowałam z graniem dość szybko, jako że Marlena Pleśnierowicz przez większość okresu przygotowawczego była na zgrupowaniu kadry, dlatego miałam wtedy sporo czasu na trenowanie z dziewczynami i rozegrałam kilka sparingowych turniejów jako jedyna rozgrywająca.
To dużo mi dało, a dziewczyny pomogły mi wtedy zbudować pewność siebie i to było super. W tym sezonie były obawy o to, czy będę w stanie udźwignąć grę jako pierwsza rozgrywająca, zdawałam sobie sprawę, że to ogromnie trudna funkcja. Podchodziłam do tego wszystkiego z dużą pokorą, ale i zaangażowaniem. Chyba po prostu jestem wdzięczna losowi, że mój początek z ekstraklasą potoczył się właśnie w ten sposób. Klub zaufał mi po pierwszym roku gry i postawił na mnie jako rozgrywającą numer jeden, a zdaję sobie sprawę, że nie każda dwudziestolatka dostaje taką szansę.
Na kolejnej stronie przeczytasz m.in. co czuła Julia Nowicka po powołaniu do seniorskiej reprezentacji Polski i kto sprawił, że stała się rozgrywającą.
[nextpage][b]
I nie każda może dzielić pół na pół czas spędzony na boisku z reprezentantką Polski. [/b]
To chyba najlepsze określenie, wykorzystywanie okazji w stu procentach. To nie było tak, że wchodziłam na boisko z myślą: "muszę się dobrze zaprezentować". Poprzedni sezon był dla BKS-u raczej rozczarowujący, zwykle wchodziłam wtedy, kiedy drużynie nie szło i nastawiałam się na to, że skoro już wchodzę do gry, to muszę pomóc, dodać świeżości, zrobić coś, żeby poszło nam lepiej.
Tak się złożyło, że grałyśmy z Marleną mniej więcej po połowie, ale muszę tutaj podkreślić, co robię w każdym wywiadzie, że przy Marlenie mogłam się wiele nauczyć i że to jest po prostu świetna osoba. Nie było mowy o podkładaniu nogi ani pozasportowej rywalizacji, absolutnie! Tylko pomoc i wzajemne podawanie sobie ręki. Tak też zresztą było na kadrze. Ona jest jedną z tych osób, na które miałam wielkie szczęście trafić na początku swojej seniorskiej kariery.
Liga Mistrzów. Daniel Pliński ostro o Aleksandrze Wołkowie: Powinien raczej siedzieć cicho
Czy przez te dwa lata dużo było poprawiania i "rzeźbienia", by nadrobić braki na rozegraniu z wcześniejszych lat uprawiania siatkówki?
Późno przeszłam na rozegranie i zdaję sobie sprawę, że jeszcze długo będę musiała nadrabiać, żeby wejść na taki poziom, który by mnie zadowalał. Wiem, że dopuszczam się wielu niedokładności i moje ręce nie zawsze potrafią zrobić to, co podczas meczu pomyśli głowa. I nie chodzi o jakieś ograniczenia techniczne, a raczej doświadczenie i umiejętność wyczucia, co należy zagrać i kiedy. Dlatego staram się dokładać jak najwięcej od siebie w innych elementach, na przykład w obronie, bloku czy ataku, nawet mimo braku kilku centymetrów. Żeby być zawodniczką możliwie jak najbardziej kompletną.
W rodzimym SPS-ie Politechnika Częstochowska grała pani na przyjęciu z atakiem, a dopiero Grzegorz Wagner zobaczył w pani materiał na rozgrywającą.
Tak, zaczynałam występy na rozegraniu właśnie w SMS-ie Szczyrk. Co we mnie odkrył takiego trener Wagner? Trudno mi powiedzieć, nie siedzę w jego głowie. Może chodziło o szybką lewą rękę, może też o boiskowy charakter. Trener oglądał mnie na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży, gdzie byłam kapitanem kadry Śląska i propozycja z SMS-u spadła mi z nieba. Ale kiedy usłyszałam o rozegraniu, długo się zastanawiałam, czy w ogóle dam radę to zrobić.
Pamiętam, że rozmawiałam wtedy z rodzicami o tej decyzji i wspólnie uznaliśmy, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Wszyscy się wtedy zgodziliśmy na powolny proces tworzenia czegoś nowego i wiedziałam, że muszę być cierpliwa, bo na początku będzie mi sporo brakować do dziewczyn, które już są ograne jako rozgrywające. I ten proces nadal trwa, co nie zmienia faktu, że jestem wdzięczna trenerowi Wagnerowi i całemu sztabowi SMS-u.
I mimo ciągłego nadrabiania zaległości już po roku występów na poziomie ekstraklasy przyszło powołanie do dorosłej reprezentacji. Szalenie szybko, prawda?
Zadałam sobie wtedy dokładnie to samo pytanie! Kiedy zobaczyłam swoje nazwisko przy powołaniach, byłam w wielkim szoku, przecież jeszcze do niedawna nie miałam nawet szansy o tym myśleć. Ale reprezentowanie kraju od zawsze było moim marzeniem. Oglądałam mecze kadry jako mała dziewczynka i podczas hymnu zawsze czułam ciarki. Jeszcze podczas gry w Częstochowie miałam z tyłu głowy: ale byłoby super kiedyś zagrać w reprezentacji, chciałabym tego niesamowicie.
I udało się.
Udało! Mogę tylko dziękować za to powołanie, bo zyskałam dzięki niemu kapitalne doświadczenie, choćby przez to, że mogłam uczyć się od starszych, bardziej utytułowanych koleżanek i oglądać je na co dzień. Wykonaliśmy sporo dobrej pracy z trenerem Nawrockim, do tego na kadrze możesz wynieść wiele dobrego od innych dziewczyn.
Co jako pierwsze przychodzi pani do głowy podczas wracania myślami do Ligi Narodów?
Ja na początku nie wierzyłam zupełnie w to, że to już. Że jadę na turniej jako druga rozgrywająca polskiej kadry! Były emocje, i to duże, ale wchodziłam na boisko, zwykle razem z Martyną Łukasik, współlokatorką podczas całego sezonu reprezentacyjnego i przede wszystkim starałam się pomagać. Pamiętam emocje po wygranym 3:2 meczu z Chinkami. To było zwycięstwo absolutnie całej drużyny i może w ich zespole brakowało Zhu Ting, ale i tak zrobiłyśmy coś wielkiego. A także pierwszy mecz z USA, kiedy wszystkie czułyśmy, że zaczyna się duży turniej i rodzi się coś dobrego.
Pamiętam ten mecz. Trzeci set, w końcówce wchodzi Nowicka i robi dwa bloki na Michelle Bartsch...
Jak sobie to przypomnę, to aż cała się trzęsę! To były chwile, których nie da się opisać, ale samo wspomnienie jest bardzo przyjemne. Dlatego tym bardziej szczególny jest dla mnie ten mecz. Debiut w seniorkach, grany na wielkich emocjach.
Nie byłoby tego debiutu ani szybkiego awansu w klubowej hierarchii, gdyby nie charakter i zadziorność. Daleko pani do zahukanej debiutantki, która siedzi w kącie szatni i czeka, aż ktoś pozwoli jej się odezwać.
Może, ale mój charakter prywatnie różni się od tego, który pokazuję czasem podczas meczów. Ludzie patrzą na mnie i mają mnie za bardzo pewną siebie, a ja właśnie teraz zaczynam się zastanawiać, czy naprawdę taka jestem! Chyba nigdy nad tym specjalnie nie myślałam. Może prędzej bym użyła słowa "zdeterminowana". Daję z siebie sto procent w każdym meczu, walczę o punkty, staram się zachować koncentrację i chcę oddać całą siebie podczas gry. Prosta zasada: albo robisz coś na maksa, albo nie.
W BKS-ie są lepsze specjalistki od robienia atmosfery niż Nowicka?
Są lepsze agentki, oczywiście, że tak! Akurat pod tym względem można u nas przebierać od prawa do lewa!
W siatkarskim dojrzewaniu pomogło chyba też to, że nie miała pani problemu z dogadywaniem się ze starszymi koleżankami po fachu?
Nie miałam, w końcu one bardzo mi pomagały w moim pierwszym sezonie w lidze, kiedy odnajdywałam się jako zawodniczka. Każda młoda siatkarka potrzebuje przykładu, a miałam szczęście trafić na naprawdę super ludzi, którzy wskazali mi dobrą drogę. Oczywiście nie chodzi o kopiowanie kogokolwiek, ale od każdego można wyciągnąć coś wartościowego dla siebie.
W BKS-ie było i jest wiele postaci, od których można się było uczyć, od Dominiki Sobolskiej przez Ginę Mancuso, po Paulinę Maj-Erwardt. Ale gdybym miałam wymienić osobę, od której uczę się najwięcej i najdłużej, to do głowy przychodzi mi Kasia Konieczna. Chciałabym mieć takie podejście do sprawy jak ona, kiedy już będę w jej wieku! Imponowała mi wieloma rzeczami i wciąż mi imponuje, po prostu chce się od niej czerpać jak najwięcej.
Kasia daje sporo wskazówek, a do tego jest szalenie zabawna, inteligentna i stanowi dobry przykład do naśladowania, nie tylko siatkarsko. Czasem śmiejemy się, że jej atak do prostej jest bez barku, bo ona tak wywija ręką, że czasem to aż niemożliwe. Aż mnie to zmotywowało, żeby nauczyć się tak rotować barkiem.
Pierwsze decyzje Tuomasa Sammelvuo. Fiński trener ogłosił skład reprezentacji Rosji
Jak na dwadzieścia lat zyskała pani całkiem sporo w siatkarskim życiu. Zastanawia się pani, jak nim pokierować za rok lub dwa?
Aktualnie jestem na etapie pełnego skupienia na tym, co czeka nas za chwilę. Ale wiadomo, że mam swoje marzenia i część się spełniła, a część jeszcze czeka na spełnienie i muszę być cierpliwa. Pozostaje mi nauka, robienie kroku za krokiem i liczenie na to, że będę trafiała na dobrych ludzi. Dobrze by było zdobyć medal w polskiej lidze, chciałabym też spróbować swoich sił za granicą. Ale spokojnie, ani razu nie pomyślałam, że jestem już na tyle dobra, że mogę stąd wyjeżdżać i świat klęczy mi u stóp. Widzę, ile jeszcze mnie czeka pracy i ile rzeczy mogę jeszcze poprawić... I to jest super uczucie.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)