[b]
[/b]W rozmowie z WP SportoweFakty polski rozgrywający, który w swoim debiutanckim sezonie w Serie A wywalczył ze swoim klubem 9. miejsce, opowiada, dlaczego zawodnicy Sory są nazywani "koczownikami", o wynagrodzeniu w postaci bonów do restauracji, wokalnych popisach polskiego kolegi Karola Rawiaka i tłumaczy, dlaczego w ważnym ligowym meczu z Castellaną Grote grał w brudnym stroju treningowym z numerem wymalowanym markerem.
Filip Korfanty, WP SportoweFakty: Czy dziewiąte miejsce, jakie zajął pański klub na koniec sezonu, należy traktować jako sukces?
Michał Kędzierski, rozgrywający Globo Banca Popolare del Frusinate Sora: Na pewno jest to sukces i tak w klubie zostało to odebrane, wszyscy tutaj są zadowoleni. Jest to najwyższe miejsce w trzyletniej historii występów tej drużyny w Serie A1. Przed sezonem były takie głosy, że najważniejsze jest utrzymanie, a byłoby super ugrać jakieś wyższe miejsce, z ligi spadają dwie drużyny, a nam udało się wyprzedzić pięć zespołów i myślę, że to był bardzo dobry sezon.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Chievo rozbite przez Sassuolo. Niemoc strzelecka Stępińskiego trwa [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Przed jego rozpoczęciem myśleliście, że dziewiąta lokata jest realna czy nawet dla was była to niespodzianka?
Jest to niespodzianka, ale nie dla nas - zawodników. Wiedzieliśmy, jak ciężko pracujemy, czuliśmy, że mamy dobrych graczy i wyraźnego lidera w postaci Dusana Petkovicia, a zespół jest dobrze ułożony. Nie mieliśmy pewności, że stać nas aż na dziewiąte miejsce, ale wiedzieliśmy, że o utrzymanie w lidze raczej nie powinniśmy się martwić.
Myślę też, że wszyscy się rozwinęliśmy, mogą o tym świadczyć sparingi, które graliśmy przed sezonem, kiedy zdarzało nam się przegrać z zespołem drugoligowym, a pod koniec sezonu graliśmy już bardzo dobrą siatkówkę, a gra sprawiała przyjemność nam i ludziom, którzy przychodzili do hali nas oglądać.
Zespół Sory jest bardzo młody i raczej zbudowany z siatkarzy, którzy dopiero od niedawna mają związek z siatkówką na poziomie najlepszej ligi świata. Z czego wzięła się siła tej drużyny?
Jesteśmy zdecydowanie najmłodszą drużyną ligi, najstarszy u nas Dusan Petković ma 27 lat, a niektórzy są nawet wyraźnie młodsi. Na pewno jedną z kluczowych spraw było to, że mieliśmy takiego lidera w postaci wspomnianego Serba, ale też to, że nie mieliśmy gwiazd i wszyscy byliśmy mniej więcej na podobnym poziomie. Wiedzieliśmy, że cały czas musimy ciężko pracować i myślę, że właśnie to zadecydowało.
Obok Petkovicia w zdobyczach punktowych wyróżniał się Joao Rafael. Patrząc na waszą grę, to w ogromnej mierze na nich oparty jest atak zespołu. Czy z perspektywy rozgrywającego nie jest to ograniczające?
Na początku sezonu chciałem rozgrywać w miarę równo, wtedy jeszcze nie znałem zawodników i nie znaliśmy pełni swoich możliwości, ale w sparingach nie dawało to zbyt dobrych rezultatów, więc trener starał się mnie przekonywać do tego, aby więcej w ataku wykorzystywać Dusana i Joao. Trochę czasu zajęło mi, żeby się do tego przekonać, ale taka gra zaczęła przynosić efekty.
Taka sytuacja na pewno trochę ogranicza rozgrywającego, ale w tej drużynie i lidze po prostu lepiej było grać do naszych pewniaków, nawet na podwójny blok, niż na pojedynczy blok do kogoś, kto niezbyt pewnie czuje się w ataku.
W początkowych meczach sezonu "szóstkowym" przyjmującym był Duńczyk Rasmus Nielsen, ale po jakimś czasie na stałe zastąpił go w wyjściowym składzie Amerykanin Kupono Fey. To wynikło z dyspozycji sportowej czy pojawiły się jakieś inne okoliczności?
Rasmus miał bardzo dobry poprzedni sezon, ale w obecnym widać było, że jego dyspozycja jest trochę gorsza, nie tylko w meczach, ale również na treningach. Pojawiały się głosy, że to już nie ten sam zawodnik.
Główną rolę odegrały tu problemy zdrowotne - najpierw kontuzja kolana, a później zachorował na mononukleozę. Choroba całkowicie wykluczyła go z treningu i gry, jego rolę musiał więc przejąć Kupono i muszę powiedzieć, że poradził sobie bardzo dobrze, był naszą ostoją w przyjęciu, a przy tym uważam, że jest bardzo dobrze wyszkolony technicznie i był pewniakiem, gdy piłkę musiał wystawić ktoś inny niż rozgrywający. To bardzo wszechstronny siatkarz.
Kupono Fey i Micah Christenson to kuzyni, Kupono coś o tym wspominał?
Oprócz tego, że wiążą ich więzi rodzinne, są po prostu przyjaciółmi, oni wyglądają bardzo podobnie i często wołaliśmy na Kupono "Micah". Opowiadał o nim dużo i często do niego jeździł, a po naszym meczu w Modenie został u niego na jakiś czas. Micah zaprosił go również na jeden z jego meczów podczas igrzysk olimpijskich w Rio De Janeiro, a obaj wychowali się na Hawajach.
O Serie A1 mówi się, że to najlepsza liga świata. Po rozegraniu w niej całego sezonu czuć dużą różnicę w porównaniu z PlusLigą?
Różnica jest zauważalna, zwłaszcza widać to po drużynach czołowej czwórki, czyli Perugii, Trentino, Lube i Modeny. Czasami poziom gry jest niebotyczny, zwłaszcza gdy patrzy się przez siatkę na grę zawodników takich jak na przykład Leon, Leal czy Atanasijević, człowiek wtedy samemu sobie wydaje się być o pół metra niższy, ale granie przeciwko nim to bardzo przyjemne uczucie i świetne doświadczenie.
Ponadto, nawet nie grając z najlepszą czwórką, trzeba się bardzo namęczyć, żeby wygrać mecz. W każdej drużynie jest kilku bardzo dobrych zawodników, oczywiście w Polsce jest podobnie, ale myślę, że lepiej w tej konfrontacji wypada liga włoska.
W sobotę zaczęła się faza play-off, możemy spodziewać się jakiejś niespodzianki w ćwierćfinałach?
Grałem przeciwko wszystkim tym zespołom i według mnie nie będzie żadnej niespodzianki. Jeśli nie przydarzą się jakieś kontuzje, to cztery najlepsze zespoły sezonu zasadniczego awansują do półfinału.
Kto jest faworytem do wygrania ligi?
Moim zdaniem faworytem jest Perugia, ale bardzo dobrą siatkówkę gra również Trentino, bardzo podoba mi się ich styl gry. Uważam, że wygra Perugia, ale będę kibicował Trento.
Na twojej pozycji po drugiej stronie siatki była okazja zagrać przeciwko kilku najlepszym rozgrywającym świata, jak chociażby Bruno Rezende, Micah Christenson, Simone Giannelli czy Saied Marouf. Czy odczuwa się w związku z tym jakąś wyjątkowość takiej sytuacji?
Pod koniec sezonu już mniej, ale na początku na pewno robiło to olbrzymie wrażenie. W moich pierwszych trzech meczach we Włoszech po drugiej stronie siatki byli kolejno: Christenson, Giannelli i Marouf. Ich obecność jeszcze bardziej mnie motywowała i starałem się choć w tym jednym meczu być lepszym od nich.
Akurat wygraliście oba mecze przeciwko Sienie, w której grał Marouf, a ten zespół spadł z ligi, chociaż personalnie wydawał się mocny. Jak można to wytłumaczyć?
Wyglądało to tak, że indywidualnie grali bardzo dobrze, nie funkcjonowali natomiast jako zespół i być może to doprowadziło do tego, że wygrali tylko trzy mecze w sezonie, ale trudno mi to ze stuprocentową pewnością określić.
Grając przeciwko najlepszym rozgrywającym czuć wyraźną różnicę, że w tym zespole rozgrywa na przykład Bruno Rezende, a w innym ktoś z niższej półki?
Tak, robiąc analizę wideo przeciwnika, to wśród tych najlepszych widać różnicę w wyszkoleniu technicznym i widać, o ile gorzej radzi sobie blok przeciwnika grając przeciwko nim.
Po doświadczeniu gry przeciwko najlepszym uważa pan, że z czasem będzie w stanie do tej najwyższej półki rozgrywających dołączyć, czy może odczuwa pan coś, co może to uniemożliwić?
Nie ma takiej bariery, która mogłaby definitywnie mnie powstrzymać. Uważam, że dzięki ciężkiej pracy i zdobywaniu doświadczenia na boisku wszystko jest możliwe. Przychodząc tutaj chciałem zdobyć właśnie takie doświadczenie. Mam nadzieję, że mi się udało.
Rozegrałem cały sezon, sądzę że przyniosło to bardzo pozytywne skutki i zrobiłem kolejny krok do przodu. Wybrałem Sorę również dlatego, że mogłem się pokazać poza granicami. Włosi są zafascynowani swoją ligą i nie za często sprawdzają co się dzieje w Polsce, być może po tym sezonie inne kluby zwrócą na mnie uwagę i minione rozgrywki wyjdą mi wyłącznie na dobre.
O pańskim klubie we Włoszech mówi się, że jesteście "koczownikami", z czego to wynika?
Wynika z tego, że każdy mecz możemy praktycznie nazywać wyjazdowym, nawet jeśli teoretycznie pełnimy rolę gospodarza. Na początku założenie było takie, że trenujemy w Sorze, a gramy w Veroli, jest to miejscowość oddalona o około 20 km od Sory. Jeden trening tygodniowo miał odbywać się właśnie tam. Niestety, w praktyce wyszło to inaczej.
Czasami na początku ten trening rzeczywiście tam mieliśmy, ale zwykle nie mogliśmy tam trenować, ponieważ były problemy z temperaturą w hali, może po prostu zapominali włączać ogrzewanie... Potem trenowaliśmy tylko w Sorze, może stąd wzięła się nasza statystyka, że dużo więcej punktów zdobyliśmy na wyjeździe niż teoretycznie u siebie.
Veroli i Sora to nieduże miasta, z siatkówką tam jest trochę podobnie jak w Zawierciu, że ten sport staje się wizytówką regionu?
Myślę, że to trafne porównanie, Sora to nieduża miejscowość i wychodząc gdzieś, chociażby do sklepu albo restauracji, ludzie rozpoznają siatkarzy, może nie każdego z imienia i nazwiska, ale widząc nasze bluzy klubowe wiedzą z czym się to wiąże, bo bardzo popularny w tym regionie jest nasz sponsor - Globo. Z kolei frekwencja na hali nie jest najlepsza, prawdopodobnie dlatego, że mecze gramy w Veroli.
Skąd w ogóle w Sorze pomysł na klub siatkarski na takim poziomie? Przytrafił się jakiś pasjonat, jak na przykład Gino Sirci w Perugii?
Nie znam szczegółów, ale wydaje mi się, że klubem rządzi człowiek z firmy, która jest naszym głównym sponsorem i jest on tutaj od lat. To Gino Giannetti i nazwałbym go właśnie pasjonatem. Myślę, że jest to też na podobnej zasadzie jak w Asseco Resovii, gdzie o dużej liczbie spraw decyduje pan Adam Góral z Asseco.
Wspomniany Gino Giannetti ogłosił niedawno, że Joao Rafael zostaje w klubie, a czy wiadomo już coś o przyszłości Dusana Petkovicia? Bo on zagrał taki sezon, że raczej będzie rozchwytywany na rynku transferowym.
Zgadzam się, po takim sezonie raczej będzie przebierał w ofertach, można go już traktować jako gwiazdę ligi, zdobył w tym sezonie zasadniczym najwięcej punktów w historii rozgrywek, odkąd prowadzone są statystyki. Sądzę, że Sora nie będzie w stanie zaproponować mu warunków, które mógłby zaakceptować, względem tego co mogą mu zaoferować inni, ale to tylko moje domysły.
[nextpage]
W jakich okolicznościach doszło do pańskiego transferu do Włoch?
Sprawa mojego transferu potoczyła się niespodziewanie i błyskawicznie. Po jednym z meczów ligowych w barwach Asseco Resovii przyszedł do mnie mój menedżer Tomasz Kozłowski i powiedział, że musimy szybko się zbierać i porozmawiać. W rozmowie okazało się, że chodzi o propozycję z Sory.
Zapytałem ile mam czasu żeby się zastanowić, Tomek powiedział, że nie mam go wcale. Poprosiłem chociaż o 12 godzin i umówiliśmy się na rano następnego dnia. Pojechałem do domu, porozmawiałem z moją narzeczoną i zrobiliśmy listę plusów i minusów ewentualnego transferu, po kilku godzinach wiedzieliśmy, że decydujemy się na wyjazd. Rano zadzwoniłem z tą informacją do Tomka, powiedział że to dobrze, bo już wszystko załatwił dzień wcześniej.
Mając tak niewiele czasu dało się dowiedzieć chociażby, że do tego samego klubu trafi również inny Polak, Karol Rawiak?
Wiedziałem tylko, że ma ofertę, ale jeszcze nie wiedziałem czy ją przyjmie.
Nie było obawy, że będzie pan rezerwowym rozgrywającym?
Menedżer drużyny przedstawił to w taki sposób, że jadę tam pełnić rolę pierwszego rozgrywającego. Wiedziałem tylko, że drugim rozgrywającym będzie Włoch w moim wieku. Czułem także, że na wiele mnie stać i że sobie poradzę.
Bartosz Bednorz, po tym jak trafił do Modeny, powiedział w wywiadzie dla TVP Sport, że nie został jakoś gorąco przyjęty w klubie, a jak to wyglądało w pańskim przypadku?
Sądzę, że mogło to wyglądać podobnie. Pamiętam mój pierwszy dzień po przyjeździe. Mieliśmy spotkanie w szatni, usiadłem obok Karola Rawiaka, bo znaliśmy się wcześniej. Przyszedł trener i menedżer drużyny i nikt przez godzinę nie powiedział żadnego słowa po angielsku, ja w ogóle nie wiedziałem o czym była mowa.
To było dziwne uczucie, ale z czasem sytuacja trochę się poprawiła, bo jak się okazało, część ludzi jednak mówi trochę po angielsku, później jeszcze dojechali zawodnicy zagraniczni, którzy grali w reprezentacjach i głównym językiem w szatni stał się angielski. W relacji z klubem wciąż obowiązywał włoski, ale już wewnątrz drużyny głównie angielski, ale poza tym, Włosi są bardzo przyjaźnie nastawieni i nic nie sprawiało problemów.
Czy klub wymagał nauki języka włoskiego?
Żadnego zarządzenia ze strony klubu nie było, ale utrudnienie było takie, że trenerzy nie mówili po angielsku prawie w ogóle. Trzeba było zatem poznać podstawy języka włoskiego, przynajmniej te związane z terminologią siatkarską, to było minimum, które trzeba znać.
Trenerem Sory jest Mario Barbiero, to trochę zaskakujące, że pracując na tym poziomie można ograniczyć się wyłącznie do języka włoskiego.
Na początku moja wiedza ograniczyła się tylko do tego, że będzie to jego drugi sezon w klubie, a wcześniej pracował z drużynami juniorskimi reprezentacji Włoch. Zna trochę słów po angielsku i potrafi się porozumieć, ale rzadko z tego korzysta, z kolei drugi trener po angielsku zna chyba tylko "OK". Z tego względu z językiem włoskim trzeba było szybko się zaprzyjaźnić.
I w pana przypadku nauka ograniczyła się do tej terminologii siatkarskiej czy poszło lepiej?
Bardzo dużo rozumiem, ale trochę mniej mówię. W sprawach związanych z siatkówką jestem w stanie porozmawiać i się porozumieć, ale na pewno nie jest to biegły język włoski.
Ponoć bardzo dobrze z włoskim radzi sobie Karol Rawiak, pojawił się z nim nawet wywiad wideo w tym języku.
Tak, to prawda. On znał podstawy zanim tutaj przyjechał, a teraz jeszcze dodatkowo się rozwinął i pod koniec sezonu już bezproblemowo rozmawiał z zawodnikami, trenerami i różnymi innymi ludźmi niemalże o wszystkim.
Podobno zrobił też jakieś show wokalne.
Było kilka takich sytuacji, w których coś się śpiewało i rzeczywiście tak wyszło, że Karol brylował i to nawet na tle bardzo ekspresyjnych Włochów.
Chociaż grał niewiele, można powiedzieć, że stał się dobrym duchem drużyny?
Tak, potrafi trzymać szatnię i jest właśnie dobrym duchem naszego zespołu.
Pomijając problem z trenowaniem w hali meczowej, wszystko było w porządku od strony organizacyjnej?
Wszystko w porządku, oprócz jednej pechowej sytuacji. Pojechaliśmy na bardzo ważny mecz z Castellaną Grotte, to była ostatnia drużyna w tabeli i chcieliśmy wygrać, żeby jeszcze odskoczyć. Dzień przed meczem odbyliśmy trening, kolejnego dnia mieliśmy poranny rozruch, a na godzinę przed spotkaniem okazało się, że nie mamy koszulek meczowych. Osoba za nie odpowiedzialna miała dwie takie same torby na sprzęt i zabrana została ta niewłaściwa.
Pojawiła się konsternacja, założyliśmy nasze przepocone koszulki treningowe, a na nich zostały naklejone taśmami nasze numery, ale one się bardzo szybko odkleiły. Trwała rozgrzewka, a w tym czasie, trener, drugi trener i kierownik drużyny rysowali nasze numery kolorowymi markerami. Mecz ostatecznie wygraliśmy za trzy punkty, ale klub otrzymał karę, chociaż wzbudziło to oburzenie, bo podobno była bardzo niska.
Oburzona była drużyna przeciwna czy ktoś z zewnątrz?
Na pewno Luciano De Cecco na swoim Instagramie lub Twitterze napisał coś oznaczającego, że jest to śmieszna kara.
[nextpage]
Zaraz po przyjeździe do Włoch miał pan jakiegoś opiekuna czy było to raczej na zasadzie, że podany został tylko adres i godzina gdzie należy się stawić?
Po przyjeździe zajął się mną menedżer drużyny, który załatwiał wszystkie sprawy organizacyjne, pokazał mi moje mieszkanie i miejsca gdzie mogę załatwić podstawowe sprawy związane z codziennym życiem, a w razie jakichś sytuacji nietypowych zawsze mogłem się do niego zgłosić i starał się pomagać jak tylko mógł.
Z nim nie było problemów językowych, chyba że coś szło nie po jego myśli, wtedy zaczynał mówić po włosku i bywało różnie.
Jak funkcjonuje się w zespole, który ma w swoim składzie siatkarzy z 8 różnych krajów i jest taką mieszanką kultur?
Pochodzenie siatkarzy z różnych zakątków świata odbija się na ich charakterach i da się odróżnić na przykład ten włoski od serbskiego, duńskiego czy kolumbijskiego. Było kilka takich sytuacji, gdzie się ścieraliśmy, ale jako drużna ogólnie się dogadywaliśmy i udało nam się wspólnie dobrze funkcjonować, po części na pewno też dzięki temu zrobiliśmy dobry wynik.
W związku z tym miały miejsce jakieś nietypowe w Polsce zachowania?
Chociażby wtedy, gdy na początku sezonu mieliśmy grilla po treningu, mieliśmy przyrządzać arrosticini - szaszłyki z owczego mięsa, które są specjalnością tego regionu. Część kolegów zabrała z szatni suszarki do włosów i posłużyły one do tego, żeby podnieść temperaturę. Do tamtej pory czegoś takiego nie widziałem i wyglądało to śmiesznie.
Skoro w zespole był też Karol Rawiak i można z nim było porozmawiać po polsku to trzymaliście się razem czy to było bez znaczenia?
Trzymam się z Karolem, ale z innymi zawodnikami też. Tutaj popularne i bardzo częste są wspólne wyjścia na obiady, kolacje i czasem śniadania, bo we Włoszech jest tak przyjęte, że zawodnicy dostają w ramach wynagrodzenia bony na jedzenie w różnych restauracjach. Przez to siatkarze spędzają wspólnie mnóstwo czasu.
Jest jakaś część funkcjonowania we Włoszech, która okazała się uciążliwa?
Na początku, po przyjeździe, miałem kilka nerwowych momentów. Nikomu się tutaj nie spieszy i wszyscy się spóźniali, ale z czasem mi to przeszło, po prostu się do tego przyzwyczaiłem. Ludzie tutaj raczej nie przejmują się tym, że o danej porze powinni coś zrobić, a tego nie robią. Jeśli mówią, że zrobią coś jutro, to na pewno jutro tego nie zrobią, a jeśli mówią, że zrobią coś zaraz, to prawdopodobnie najwcześniej będzie to jutro rano.
Będąc w poprzednim sezonie w Asseco Resovii, klubie który uchodzi za jeden z najlepiej zorganizowanych w Polsce, znalazło się we Włoszech coś co można uznać za lepsze niż w Rzeszowie?
Nawiążę jeszcze do wspomnianych bonów na jedzenie, które dostają siatkarze i przez to bardzo często spotykają się i rozmawiają ze sobą, nie tylko na tematy siatkarskie, ale na bardzo różne, przez co bardzo dobrze się tu czuję. Gdybym mógł coś wprowadzić w Polsce, to właśnie coś takiego.
Od strony sportowej liderem zespołu był Dusan Petković, a czy również jest on liderem mentalnym? To zawsze idzie ze sobą w parze czy niekoniecznie?
Uważam, że niekoniecznie musi tak być, ale u nas akurat w obu przypadkach był to Dusan, bo również poza boiskiem starał się nas trzymać razem i był bardzo dobrym kapitanem.
W kończącym się dla Asseco Resovii sezonie mówi się, że zabrakło jej mentalnego lidera. Jakie jest pańskie zdanie na ten temat i jak to wyglądało w sezonie kiedy był pan zawodnikiem tej drużyny?
W sezonie gdy byłem ja, to myślę że to nie był żaden problem. Mieliśmy kilku doświadczonych zawodników, którzy wiedzieli jak nas prowadzić, na przykład Marcin Możdżonek i Jochen Schops. Oni potrafili nas scalić, a Jochen jako kapitan, chociaż nie grał zbyt dużo, organizował różne wydarzenia i często razem gdzieś wychodziliśmy, można powiedzieć, że to on był naszym liderem.
Chyba trochę inaczej jest w tym sezonie, nie znam sytuacji od środka, ale rzuca się to w oczy patrząc na grę zespołu.
Jak oceni pan swój sezon w Rzeszowie i współpracę z trenerem Kowalem?
Sezon był bardzo trudny. Mieliśmy dużo wzlotów i upadków, były serie meczów gdzie wygrywaliśmy, a nagle przychodziło kolejne spotkanie i przegrywaliśmy 0:3 i to będąc faworytem, ale ostatecznie rundę zasadniczą zakończyliśmy na czwartym miejscu, więc nie było najgorzej.
Współpracę z trenerem Kowalem oceniam pozytywnie, na pewno na treningach wykonywaliśmy świetną pracę, nie zawsze przekładało się to jednak na mecze. Sądzę, że udało mi się rozwinąć pomimo tego. Teraz jestem już w innym miejscu i nie skupiam się na tym, jakim zawodnikiem byłem jeszcze przychodząc do Resovii.
Jak z pańskiej perspektywy wyglądała zmiana trenera Serniottiego na Kowala? Patrząc z zewnątrz, było to zaskakujące.
Tak, to było zaskakujące. Pamiętam, że mieliśmy wtedy mieć odprawę wideo przed kolejnym meczem i przyszedł prezes, który powiedział, że trener Serniotti został zwolniony i zastąpi go Andrzej Kowal. Byliśmy bardzo zdziwieni i nie wiedzieliśmy dlaczego to się stało.
Jak to zwykle przy zmianach trenera bywa - na początku było bardzo dobrze, wygraliśmy 7 meczów z rzędu, ale pod koniec sezonu nasza dyspozycja trochę spadła, chociaż byliśmy bardzo blisko awansu do półfinału, gdyby udało się awansować, to na pewno ocena rozgrywek byłaby inna, ale nie awansowaliśmy i sezon trzeba zaliczyć raczej do nieudanych.
Czy selekcjoner Vital Heynen kontaktował się z panem?
Dotychczas nie miałem żadnego kontaktu z trenerem Heynenem.
Czyli na ten moment nic nie wskazuje, że pojawi się powołanie do reprezentacji Polski?
Tak, na razie nie było żadnego sygnału, być może wyjaśnienie jest takie, że jeszcze za wcześnie, taką mam nadzieję.
Jak na dzisiaj wygląda pana przyszłość klubowa?
Jestem wolnym zawodnikiem, nie mam żadnego kontraktu, więc sprawa jest otwarta.
Po grze przeciwko wszystkim zespołom w Serie A1 jest jakiś klub, który się panu szczególnie spodobał i chciałby pan tam zagrać?
Kibicuję Trentino, bo ten klub zrobił na mnie największe wrażenie, chciałbym kiedyś tam zagrać, ale znam tamtejszą sytuację. Podstawowym rozgrywającym i jednocześnie kapitanem oraz wychowankiem jest Simone Giannelli, dla którego zarezerwowana jest rola pierwszego rozgrywającego.
Zależy panu, żeby zostać we Włoszech?
Nie muszą to być Włochy, myślę też o powrocie do Polski, jestem po prostu otwarty na wszystkie możliwości.
Czy życie poza Polską rozwinęło pana w jakichś aspektach życiowych, których rozwinięcie nie byłoby możliwe będąc wciąż w swojej ojczyźnie?
Coś w tym jest. Przyjechałem do Włoch bez znajomości tutejszego języka, znam angielski, ale byłem świadomy, że niekoniecznie dzięki niemu będę w stanie się wszędzie porozumieć. Na pewno poprawiła się moja pewność siebie i nabrałem, kolokwialnie mówiąc - ogarnięcia.
Musiałem sobie zorganizować i zaplanować samodzielnie wiele rzeczy, które w Polsce działy się jakoś poza mną. Od na przykład pakowania się i planowania podróży po sytuacje, w których trudno się było porozumieć w różnych miejscach, bo był problem ze znajomością języka i ten wyjazd na pewno dodał mi śmiałości w kontaktach z ludźmi.
Czytaj też: Raport WP SportoweFakty: Kto oprócz Pawła Zatorskiego? Szukamy libero do kadry