Finansowe problemy AZS-u Częstochowa nie są dla nikogo tajemnicą. Wierzycielom już dawno zabrakło cierpliwości. Część z nich oddało sprawę do komornika. Problem w tym, że jedynym majątkiem klubu są puchary i medale. Część z nich została zajęta na poczet spłaty zaległości. To jednak kropla w morzu potrzeb. Biegły wycenił je po cenie kruszcu, łącznie na 2 510 złotych. Cena wywoławcza to 3/4 tej kwoty - 1 882,50 zł.
Jeszcze w maju pojawiła się grupa osób walczących o dobrą przyszłość klubu i marzyła nawet o odkupieniu miejsca w PlusLidze. Choć lokalne media wątpiły w taką możliwość, to jednak wierzyciele potwierdzają nam, że prowadzono wtedy ożywione negocjacje dotyczące spłaty długów. Te zaś są ogromne. Klub zalega firmie ochroniarskiej 80 tysięcy złotych. Zaległości za wynajem hali sięgają 100 tysięcy zł, a zobowiązania wobec urzędu skarbowego to kolejne 230 tysięcy złotych. To, ile AZS zalega pracownikom, jest tajemnicą.
"Klub w ogóle nie istnieje"
Oddajmy głos przedstawicielowi firmy ochroniarskiej wykonującej usługi na rzecz AZS-u: - Narosła bardzo duża należność, wynosząca z odsetkami około 80 tysięcy. Oczywiście nic nie zostało spłacone. Współpraca od momentu, gdy w klubie pojawiły się nowe władze, wyglądała strasznie. Spotkałem się też z panią pełnomocnik Sandrą Duch-Bromis, ale nie przyniosło to rezultatów. Padły propozycje ugodowe, nawet sensowne, lecz nikt się pod tym nie podpisał - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty przedstawiciel jednego z wierzycieli, który poprosił o anonimowość.
- Jest totalna cisza. Byłem tam z komornikiem, gdy zajmowano puchary i można było odnieść wrażenie, że klub w ogóle nie istnieje. Jedyne co pozostało, to tylko te puchary. Klub nie ma innego majątku. Tylko długi. Według mnie, jeżeli to tak wygląda tak jak teraz, to nie wiem czy klub przystąpi do nowego sezonu, bo zawodnicy też nie otrzymali należności - dodał przedstawiciel wierzyciela.
W kolejne informacje przekazywane przez przedstawiciela wierzyciela AZS-u aż nie chce się wierzyć. Klub, który w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku toczył zażarte boje o mistrzostwo Polski z Mostostalem Kędzierzyn-Koźle, ma tak wielkie długi, że wierzyciele nie wierzą w to, że odzyskają cokolwiek z należnych im pieniędzy. - Moi klienci codziennie są na miejscu. Oni w to nie wierzą, że odzyskają pieniądze. Wartość pucharów przy wartości długów jest żadna. Chcieliśmy, by ktoś się zainteresował tym tematem - przekazał przedstawiciel jednego z wierzycieli.
Mistrzowski puchar za 105 złotych
Puchary i medale wywalczone przez siatkarzy AZS-u zostały wycenione na niewielką kwotę. Dla kibiców i klubu warte są zdecydowanie więcej niż komornicze 2 510 zł. Takie są jednak realia wyceny tego typu ruchomości. - Biegły wycenił je jako wartość kruszcu. Jest to dość straszne, jak się patrzy na wartość zdobytych pucharów, gdzie pełno znanych zawodników walczyło o to, by je zdobyć. Biegły dobrze podszedł do wyceny tych pucharów. Zrobił operat, opisał kolorowe zdjęcia i przekazał całą historię potwierdzoną urzędowo - dodał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o tej scenie na meczu w Brazylii mówi cały świat! Zjawisko paranormalne?
Cena wywoławcza (3/4 sumy oszacowanej) pucharu za mistrzostwo Polski z 1997 roku wynosi 105 złotych. Najwięcej warty jest puchar za tytuł z 1995 roku - 412,50 zł. Medale za triumf w Pucharze Europy w 2012 roku, ostatnim sukcesie klubu, można nabyć już od 90 zł. Kwoty szokują.
- Nie chodzi o to, by zlicytować te puchary, ale żeby one trafiły w ręce osób, które nie będą nimi chciały pohandlować, a przekazać na rzecz klubu - dodał przedstawiciel jednego z wierzycieli. W sprawę może zaangażować się Urząd Miasta, który od lat wspiera sport, ale w budżecie nie ma tylu środków na to, by przejąć klub. Dodajmy, że wierzyciele mają możliwość wycofania się z licytacji. - Zawsze jako wierzyciel mogę złożyć taki wniosek. Nie wiem czy w ogóle jest jakaś chęć ze strony dłużnika.
Konta zajął komornik
W kontekście AZS-u trudno znaleźć jakikolwiek pozytyw i wydaje się, że dni sześciokrotnych mistrzów Polski są policzone. Z otoczenia klubu słyszymy, że wszystkim, z prezesem Kamilem Filipskim na czele, zależy na uratowaniu dawnej dumy Częstochowy. Nie ma jednak na to środków finansowych. Z informacji do których dotarliśmy, wynika, że komornicy zajęli wszystkie konta bankowe należące do spółki.
Dla wierzycieli trudne są nawet rozmowy z przedstawicielami AZS-u. - Skorzystałem z wszystkich możliwych dróg, by się dogadać. Cisza powoduje to, że musimy przeprowadzić to postępowanie. Jeżeli zrobi się fajny odzew odnośnie tej sytuacji i coś to przyniesie, to będzie dobrze. Jeżeli nie, to nie widzę szans - dodał nasz rozmówca.
Od dłuższego czasu płacone nie mieli siatkarze, trenerzy czy inni członkowie sztabu szkoleniowego. - Po utrzymaniu była cisza, nic się nie działo. Pracownicy wspominali delikatnie o wynagrodzeniach, ale wiedzieli chyba, że nie ma sensu. Jak rozmawiałem z fizjoterapeutą, to mówił, że przez wiele miesięcy nie dostawał wynagrodzenia i pracował, by dokończyć sezon. Zawodnicy traktowali to hobbystycznie - słyszymy.
To może być koniec pięknej historii
AZS Częstochowa to jeden z najlepszych klubów w historii polskiej siatkówki. To tutaj grało wielu reprezentantów Polski, którzy przez lata stanowili o sile naszej kadry. To stąd na szerokie wody wypłynęli mistrzowie świata Fabian Drzyzga, Paweł Zatorski, Piotr Nowakowski i Krzysztof Ignaczak.
To tu siatkarskie szlify zbierali Arkadiusz Gołaś, Piotr Gruszka, Dawid Murek, Marcin Nowak, Andrzej Stelmach, Michał Bąkiewicz, Łukasz Wiśniewski, Andrzej Wrona, Łukasz Żygadło, Piotr Gacek, Andrzej Szewiński czy Damian Dacewicz. AZS to sześciokrotny mistrz Polski i szesnastokrotny medalista MP. To może być jednak koniec pięknej historii.
Ostatnie dwa sezony AZS spędził w I lidze. W pierwszym sezonie wygrał rozgrywki, ale w barażu o awans do PlusLigi uległ drużynie z Bydgoszczy. Już wtedy pojawiały się pierwsze zaległości, które tłumaczone były cofnięciem dotacji z miasta. W minionym sezonie AZS był ligowym autsajderem. Utrzymał się jednak po szczęśliwym dwumeczu z UKS-em Mickiewicz Kluczbork.
Zobacz także:
Liga Narodów. Vital Heynen: mógłbym żałować, że nie wróciłem szybciej do Polski
Malwina Smarzek-Godek: Ludzie zaczynają się nami bardziej interesować jako drużyną