[b]
Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Rzadko po porażce można powiedzieć, że zespół zasłużył na słowa uznania. Jednak w meczu z Grupa Azoty Chemik Police długo byłyście równorzędnymi rywalkami dla faworytek. Czy to seria ośmiu straconych punktów z rzędu w tie-breaku podłamała was psychicznie?[/b]
Izabela Lemańczyk, libero DPD Legionovii Legionowo : Czy złamały nas psychicznie? Nie powiedziałabym tak, raczej same po prostu dałyśmy ciała. Zemściło się to, że nie potrafiłyśmy znaleźć punktu zaczepienia w swojej grze i zrobić przejścia. Wystarczyłby jeden pewnie wykonany element i myślę, że jakoś by to poszło.
Dominacja zespołu z Polic w trzecim i czwartym secie była dość wyraźna. Skąd tak drastyczna zmiana obrazu waszej gry?
Nie mogę niestety stwierdzić, że to policzanki od tego trzeciego seta zaczęły grać jakąś wybitną siatkówkę. Zbyt często myliłyśmy się w polu zagrywki. Po dwóch setach byłyśmy bardzo podbudowane swoją postawą. Do tego momentu popełniłyśmy chyba tylko jeden błąd wprowadzając piłkę do gry. Później jednak przytrafiły nam się proste pomyłki, takie jak przejście linii trzeciego metra, czy dotknięcie siatki. To zupełnie rozregulowało naszą grę. Jestem zła na to, że do końca tego spotkania nie udało nam się już podnieść.
ZOBACZ WIDEO: Karol Kłos podsumował sezon reprezentacji Polski. "Tak dobrze jeszcze nie było"
Zdobyłyście historyczny, bo pierwszy punkt w rywalizacji z zespołem z Polic. Najbardziej chyba jednak żałujecie tego, że w piątek przeciwniczki sprawiały wrażenie drużyny w waszym zasięgu.
Nie da się ukryć, że Chemik jest zespołem, który celuje w medal z najcenniejszego kruszcu. Czy rywalki były do ugryzienia? Oczywiście, że tak. Mamy jednak jeden punkt, teoretycznie możemy się cieszyć, ale prowadziłyśmy 2:0 i czujemy niedosyt. Sprawdziło się stare siatkarskie porzekadło, a porażka nigdy nie jest przyjemnym uczuciem. Mamy młody zespół i mam nadzieję, że wyciągniemy z tego meczu naukę na przyszłość.
W meczu inaugurującym sezon LSK, w Rzeszowie, trener Alessandro Chiappini postawił na Magdalenę Damaske. W piątek na pozycji przyjmującej w jej miejsce pojawiła się Olga Strantzali. Czy było to podyktowane chęcią zaskoczenia policzanek?
To raz, a dwa, że Olga cały czas była w grze w przedsezonowych sparingach. Miała mały uraz i dlatego trener nie chciał ryzykować, aby coś złego przytrafiło się jej już w pierwszym meczu sezonu. Wszystkie jesteśmy już jednak gotowe do gry. Czasem trzeba coś zmienić, żeby ta gra ruszyła do przodu, w piątek udało się to tylko częściowo.
Za tydzień jedziecie do Bielska-Białej i będzie to pojedynek, w którym nie powinnyście już pozwolić sobie na stratę punktów. Trudno będzie się grało z taką świadomością?
Liga dopiero się zaczęła więc trudno jest mówić o notowaniach, ale każdy z zespołów ma przed sobą postawione pewne cele. W piątek nie miałyśmy nic do stracenia, nie byłyśmy faworytkami, a w starciu z bielszczankami same narzucimy na siebie presję. Jeżeli jednak będziemy grać solidnie to w każdym meczu możemy powalczyć.
Jak rodowita krakowianka odnalazła się w Legionowie?
Zawsze przyjeżdżając do Legionowa podobała mi się atmosfera, którą tworzą tutaj kibice. Są bardzo zaangażowani i zżyci z całym zespołem. W tym spotkaniu publiczność również dopisała. Wolnych miejsc było niewiele, szacunek dla tych, którzy wytrzymali z nami do końca meczu, mimo późnej pory. Mój mąż pewnie nie jest zadowolony (uśmiech). Chciałabym, aby każdy mecz wyglądał tak, że zostawiamy całe serce na boisku i wtedy kibice to docenią.
Zobacz również:
Wilma Salas najsilniejszą armatą. Punkty, bloki, asy 2. kolejki Ligi Siatkówki Kobiet
Nowy tydzień, nowe liderki. Szóstka 2. kolejki LSK wg WP SportoweFakty