LSK. Michaela Mlejnkova: Udzielał mi się stres, teraz zyskałam pewność siebie

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Michaela Mlejnkova
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Michaela Mlejnkova

Siatkarki Developresu SkyRes Rzeszów musiały pozostawić na boisku sporo sił, by zachować status drużyny niepokonanej w LSK. - Jestem dumna, że walczyłyśmy do końca - mówiła po zwycięstwie 3:2 w Legionowie Michaela Mlejnkova, przyjmująca rzeszowianek.

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Za wami niezwykle zacięte spotkanie zakończone happy-endem. Co czuła pani kończąc ostatnią piłkę w tie-breaku?[/b]

Michaela Mlejnkova, przyjmująca Developresu SkyRes Rzeszów- Szczerze? Chyba ulgę i ogromną radość, satysfakcję z tego zwycięstwa. To było wyjątkowo trudne spotkanie. Po pierwszym secie miałam takie wrażenie, że może jednak pójdzie już z górki. Nic bardziej mylnego. Od drugiego seta legionowianki powróciły do gry, narzuciły na nas dużą presję zagrywką i stąd nasze kłopoty. Jestem dumna z mojej drużyny, że potrafiłyśmy walczyć do końca i zwyciężyć. Te punkty mogą okazać się bardzo istotne w końcowym rozrachunku fazy zasadniczej.

Od czasu waszej pierwszej konfrontacji z zespołem z Legionowa w obozie rywalek zaszła jedna kluczowa zmiana, do pełni sił wróciła Olga Strantzali. Czy uważa pani, że ta drużyna zyskała jeszcze na sile?

Zaczynając sezon od meczu w Rzeszowie chciałyśmy po prostu, by po tej przerwie, zagrać jak najlepiej. Już w pierwszej kolejce zespół DPD Legionovii Legionowo  zaprezentował się lepiej, niż przypuszczałam. Wydaje mi się, że od tego czasu ta drużyna dodatkowo ewoluowała. Nasze dzisiejsze przeciwniczki prowadziły już przecież 2:0 z Grupą Azoty Chemik Police. Z kolei w Bielsku-Białej pokazały swoją waleczność i zapobiegły porażce, choć przeciwniczki były "na fali" odrabiając dwusetową stratę. Myślę, że żadna z drużyn nie będzie przyjechać do DPD Areny Legionowo i z pełnym przekonaniem stwierdzić, że wygra. My w środę wydarłyśmy tą wygraną i to cieszy.

Rozegranie 12. kolejki awansem już teraz sprawia, że w ciągu niespełna trzech tygodni stawiacie czoła tym samym przeciwniczkom. Jak podoba się pani to rozwiązanie?

Jest to dziwne, ale musimy zaakceptować te zmiany w terminarzu. Wygrałyśmy, więc nie ma co tego analizować.

ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa Europy siatkarek. Brankica Mihajlović: Jesteś z Polski? To pewnie wiesz, jak Serbowie świętują

Na pozycji przyjmującej wiele do zaoferowania ma Ali Frantti, a w obwodzie pozostaje też Magdalena Grabka. Developres SkyRes Rzeszów sprawia wrażenie zespołu bardziej kompletnego niż przed sezonem.

W pełni się pod tym podpisuję. Mamy silniejszy kwadrat, jeśli komuś akurat nie idzie, to znajdzie się równorzędna dziewczyna na pozycji do zmiany. Będąc na boisku mam świadomość, że zawsze jest koleżanka, która może dać mi chwilę do przemyślenia. To też ważne dla zespołu, bo w trakcie sezonu zdarzają się sytuacje, gdy akurat któraś z nas nie ma "swojego" dnia. Sezon jest bardzo długi i praktycznie niemożliwym jest gra w 6-7 zawodniczek.

Za tydzień czeka was starcie z beniaminkiem LSK, Wisłą Warszawa. Nie jest to drużyna, której powinnyście się obawiać, ale set przegrany 13:25 może dawać trenerom powody do niepokoju...

Musimy jeszcze raz przeanalizować tę partię. Zobaczyć co poszło nie tak, co zrobiłyśmy źle. Z tego co mogę powiedzieć teraz, na gorąco, to był to fragment spotkania, w którym Julie Oliveira Souza niemiłosiernie obijała nam ręce w bloku. Byłyśmy na to przygotowane. Uczulali nas na to trenerzy, a i tak nie potrafiłyśmy temu zapobiec. Teraz będziemy już przyglądać się grze warszawianek.

Sprawia pani wrażenie zawodniczki dość nieśmiałej i spokojnej na parkiecie. Niejako na przeciwnym biegunie znajdują się na przykład Natalia Valentin czy Jelena Blagojević. Czy to może sprawić, że jako zespół będziecie funkcjonować lepiej?

Myślę, że mamy idealną mieszankę charakterów. Nasz nowy trener Stephane Antiga jest spokojniejszy, niż Lorenzo Micelli. Z drugiej strony, tak jak powiedziałeś, mamy w składzie też bardzo ekspresyjne zawodniczki. To jednak nie jest tak, że ktoś musi mnie przycisnąć, zmotywować do walki. Dla mnie jest to coś naturalnego. W zeszłym sezonie rzeczywiście czasami udzielał mi się stres, teraz czuję się pewniejsza siebie. Wiem też, że nasz szkoleniowiec grał na tej samej pozycji co ja i dzięki temu może mnie wspomóc cennymi radami.

Wrócę jeszcze na moment do sezonu reprezentacyjnego. Kadra Czech rozpoczęła go z przytupem, bo od zwycięstwa w Lidze Europejskiej. To dało wam przepustkę do gry w Challenger Cup, ale nie wywalczyłyście awansu do Ligi Narodów. Wobec tego jak należy ocenić wasze kadrowe osiągnięcia?

Przez cały sezon reprezentacyjny byłyśmy w dobrej dyspozycji. Niestety, dzień przed meczem finałowym Challenger Cup, nasza skrzydłowa skręciła kostkę (Andrea Kossanjowa - przyp. red.). Nie możemy jednak zrzucać na to naszej porażki z Kanadyjkami, bo jej zmienniczka w finale zagrała nieźle. Chcę wierzyć, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Myślę, że awansując już w tym roku do Ligi Narodów miałybyśmy problem z nawiązaniem walki z tymi zespołami, które już się tam znajdują. Przez kolejny sezon z pewnością uda nam się zbudować jeszcze silniejszą drużynę i być może dzięki temu wkroczyć do Ligi Narodów z podniesionymi głowami.

Koleżanki i kibice wołają na panią "Misza". Była kiedyś taka rosyjska bajka "Masza i Niedźwiedź", gdzie również padało takie imię. Zbieżność jest przypadkowa?

Nawet o tym nie wiedziałam. Nie, nie ma to żadnego związku z bajką (śmiech). Po prostu po czesku jest tak brzmi zdrobnienie mojego imienia.

Zobacz również:
LSK. Maja Tokarska: Ciągle szukam swojej formy
LSK. Stephane Antiga: Po raz pierwszy widziałem, jak ta drużyna gra pod presją

Komentarze (0)