Środowa rywalizacja Banku Pocztowego Pałac Bydgoszcz z BKS Stalą Bielsko-Biała trwała aż 159 minut. Kibice zgromadzeni w hali Immobile Łuczniczka na brak emocji nie mogli narzekać, bowiem sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Ostatecznie gospodynie przełamały serię pięciu przegranych tie-breaków w sezonie. Aby tego dokonać, potrzebowały jednak sześciu piłek meczowych.
Bohaterką decydującej partii okazała się Patrycja Balmas. Przed rozpoczęciem sezonu, 28-latka przewidziana była do gry na pozycji przyjmującej, jednak problemy zdrowotne Teresy Vanzurovej oraz słabsza dyspozycja Izabelli Rapacz sprawiły, że szkoleniowiec gospodyń zdecydował się posłać zawodniczkę do gry na prawym skrzydle. To był strzał w dziesiątkę, bowiem była reprezentantka Polski zapisała na swoim koncie 32 punkty, prowadząc zespół do zwycięstwa.
- Sama nie wiem, czy jestem przyjmującą, czy atakującą, ale gdzie bym nie grała, oddam serce dla zespołu i zrobię co w mojej mocy. Może taka moja rola, żeby być jokerem. Jeżeli mamy wygrywać, to nie mam nic przeciwko temu - przyznała bohaterka środowego starcia i zdobywczymi statuetki MVP.
ZOBACZ WIDEO: Rozszerzenie Ekstraklasy fatalnym pomysłem? "Jeszcze bardziej zaniży to poziom"
- Czy to był mój najlepszy mecz w karierze, trudno powiedzieć. 32 punkty? Cieszę się, że mogłam tyle zdobyć i udało nam się wygrać. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie teraz ku dobremu i w kolejnym meczu również będziemy mogli cieszyć się ze zdobytych punktów - powiedziała Patrycja Balmas.
LSK: kolejny horror w Immobile Łuczniczka. Bank Pocztowy Pałac Bydgoszcz przełamał klątwę tie-breaka
LSK. Żenujące obrazki w Łodzi. Grupa Azoty Chemik Police rozbiła Wisłę Warszawa
Ekipa znad Brdy w trakcie środowego pojedynku dwukrotnie przyprawiła swoich kibiców o palpitacje serca. W trzeciej odsłonie miejscowe prowadziły 24:20, aby ostatecznie triumfować 28:26. Sytuacja powtórzyła się w tie-breaku, wówczas również zwycięsko z rywalizacji wyszły gospodynie.
- To bardzo duży plus, bo do tej pory było tak, że każda taka sytuacja nie była dla nas korzystna. Zazwyczaj sami doprowadzaliśmy do nerwowej końcówki i przegrywaliśmy seta albo mecz. Cieszę się, że zachowaliśmy troszeczkę więcej zimnej głowy, skupienia i koncentracji. Po pięciu przegranych tie-breakach udało się przełamać niemoc, ale wolałbym, żeby to był ostatni taki mecz w sezonie - powiedział Piotr Matela.
- Sporo było emocji, ale fajnie, że ten mecz się tak skończył. Mogłyśmy wygrać 3:1, jednak przy decydujących piłkach przeciwniczki zachowały więcej zimnej krwi. Ostatecznie skończyło się 3:2 po ciężkiej walce. Myślę, że wynikało to z pewnego chaosu na boisku. Gdybyśmy były bardziej spokojne i nie chciały za wszelką cenę skończyć piłki, mogłoby być inaczej - przyznała Monika Jagła.
- Mecz był bardzo ciężki, ale sami to sobie zafundowaliśmy, bo czwartego seta przegraliśmy na własne życzenie. Mogliśmy wygrać 3:1 i zgarnąć trzy punkty, ale mimo wszystko cieszy wygrana, bo to pierwszy zwycięski tie-break i to bardzo ciężki, bo bielszczanki są bardzo dobrym zespołem. Zresztą pokazują to w lidze w tym sezonie - stwierdził szkoleniowiec bydgoskiej ekipy.