Derby Łodzi zrobiły wrażenie na wicemistrzyni olimpijskiej. "Nosiło mnie od rana"

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Roberta Ratzke
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Roberta Ratzke

- Zaangażowanie nas jako zespołu oraz wszystkich ludzi wokół uświadomiło mi rangę tego wydarzenia. Na pewno będę je wspominać - tak o derbach Łodzi siatkarek mówi wicemistrzyni olimpijska, rozgrywająca ŁKS Commercecon Łódź Roberta Ratzke.

Łódzkie Wiewióry pokonały Grot Budowlanych 3:2 po długim i nieco szalonym meczu. W pierwszej partii ełkaesianki wygrały 25:20, zaś w drugiej prowadziły 24:21, ale uległy do 25. W trzeciej partii ponownie lepsze były rywalki 25:21, lecz zespół Michala Maska doprowadził do tie-breaka, zwyciężając 25:11. W piątej odsłonie biało-czerwono-białe triumfowały 15:13.

Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Jakie wrażenie na doświadczonej siatkarce, która pewnie widziała już naprawdę wiele na świecie, robią derby Łodzi?

Roberta Silva Ratzke, rozgrywająca ŁKS Commercecon Łódź: Wiedziałam, że to będzie mecz inny niż wszystkie, bo w zespole mówiło się o tym już od kilku, a nawet kilkunastu dni. Hasło "derby" przewijało się cały czas. Nie dało się nie odczuć, że to bardzo ważne spotkanie dla kibiców i dla miasta.

Zaczęło się dla was bardzo dobrze, ale... co z tą końcówką drugiego seta?

Przystąpiłyśmy do tego spotkania bardzo skoncentrowane. W pewnym momencie mówiłyśmy sobie nawet "przygotujmy się na pięć setów, bo nie wiadomo, co się może wydarzyć". Owszem, zdarzyła nam się wpadka w drugim secie, a potem trzecia przegrana partia. Ale potrafiłyśmy się zebrać i wstać. Tak działa drużyna. Nie poddałyśmy się i walczyłyśmy do samego końca. To pozwoliło nam wygrać.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skąd ona ma tyle energii? Jędrzejczyk jest niczym... rakieta!

Trenera Michala Maska niepokoją te przestoje w decydujących fragmentach setów (więcej TUTAJ). 

- Nie wiem, czemu tak się dzieje, ale każda z nas widzi ten problem. Staramy się o tym rozmawiać i pracować nad tym, ale - jak się okazuje - to nie takie proste. Zaczynamy przecież mecze znakomicie, a potem takie rzeczy dzieją się w najmniej spodziewanych momentach. Myślę, że to problem zdecydowanie bardziej mentalny niż sportowy.

A który moment był kluczowy w derbach? Prowadzenie 7:0 w czwartym secie? 8:5 w tie-breaku?

Cofnęłabym się jeszcze do drugiej przegranej partii. Powiedziałyśmy sobie: "ok, to tylko jedna przegrana partia, całe spotkanie jeszcze przed nami!". W trzecim secie chciałyśmy być we wszystkim za bardzo perfekcyjne i tym się stresowałyśmy. A dopiero na kolejnego wyszłyśmy spokojniejsze, bardziej uśmiechnięte, świadome tego, co chcemy robić.

Muszę zadać taktyczne pytanie: mocno nastawione byłyście na blokowanie Any Cleger, a okazało się, że ciężar ataku - w miarę upływu meczu - zaczął rozkładać się nieco inaczej po drugiej stronie siatki. 

Ogromną pracę w bloku wykonały Kamila Witkowska i Klaudia Alagierska. Trzeba przyznać, że gdy rywalki chciały grać akcje z udziałem środkowych, umiejętnie je wyłączałyśmy. Dzięki temu zostało im mniej opcji i rzeczywiście częściej musiały grać na skrzydłowe. A my z kolei też dopiero po pewnym czasie mogłyśmy uruchamiać nasze środkowe.

Po raz kolejny okazało się, że jedna liderka w postaci Veroniki Jones-Perry nie wystarczy. Dobre zawody zagrała Weronika Sobiczewska, ale zwróciłem uwagę, że Martyna Grajber jest zatrudniana do ataku dużo częściej niż do tego przywykliśmy oglądając ją w ostatnich sezonach.

Jako rozgrywająca muszę obserwować wszystko, co dzieje się na boisku. Gdy widzę, że blok nie idzie do Martyny, staram się ją włączać do ataku i to parę razy w derbach wypaliło. Rzeczywiście nasza gra nie ogranicza się do jednej zawodniczki i to jest bardzo dobre.

Jak zapamięta pani te derby Łodzi?

Przede wszystkim szybko, bo przed nami kolejne potyczki, w tym Puchar CEV. Wspominałam na początku, że rozmawiałyśmy o tym meczu długo, ale w dniu meczowym nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Po prostu mnie nosiło, zwłaszcza, że spotkanie zaczynało się o 20:30.

...i zgodnie z "niepisaną tradycją" musiało trwać pięć setów.

Pewnie tak, żebyśmy skończyły możliwie jak najpóźniej. Ale przyznaję, że wróciłam rano po rozruchu do domu i denerwowałam się, że "to jeszcze nie teraz". Przyjechałam nawet do hali wcześniej, żeby się uspokoić. Cieszę się, że mogłam poczuć taką adrenalinę przed meczem. Zaangażowanie nas jako zespołu oraz wszystkich ludzi wokół uświadomiło mi rangę tego wydarzenia. Na pewno będę je wspominać do końca życia.

Czytaj również: To nie mógł być "mecz jak każdy inny". Derby Łodzi pokazały problem ŁKS-u Commercecon

Źródło artykułu: