Bełchatowianie udali się na to spotkanie w zaledwie ośmioosobowym składzie, gdyż w nocy z soboty na niedzielę zmieniły się w Bułgarii przepisy odnośnie możliwości wjazdu do kraju osób z krajów znajdujących się na tzw. "czerwonej liście", czyli m.in. z Polski. W związku z tym nawet osoby zaszczepione przeciwko koronawirusowi muszą mieć negatywny wynik testu na jego obecność.
Okazało się, że sześciu graczy PGE Skry miało wynik niejednoznaczny i nie mogli oni wejść na pokład samolotu do Bułgarii. Drużyna poleciała więc bardzo okrojona - bez dwóch rozgrywających i dwóch atakujących. - Nie jest perfekcyjnie, ale nie ma co płakać. Damy z siebie wszystko - mówił na przedmeczowym treningu do swoich siatkarzy trener bełchatowian Slobodan Kovac.
Okazję do debiutu otrzymał 18-letni rozgrywający Szymon Ostrowski, który był jedynym rozgrywającym do dyspozycji szkoleniowca. W roli prawoskrzydłowego wystąpił Dick Kooy i początkowo miał problemy z odnalezieniem się na tej pozycji, bo jego skuteczność w ataku była daleka od oczekiwanej. Jego koledzy potrafili jednak zmusić rywali do oddania inicjatywy i już po kilku minutach goście mieli 3-4 punkty przewagi, którą udało im się dowieźć do końca i wygrać 25:22.
ZOBACZ WIDEO: 17-latek stracił rękę. To, co zrobił, zszokowało cały świat
W drugiej odsłonie też wiele wskazywało na to, że wszystko będzie spokojnie przebiegało pod dyktando bełchatowian. Szczególnie, gdy na tablicy widniał rezultat 16:11 dla nich. W końcówce jednak z drużyną z PlusLigi stało się coś dziwnego, a przeciwnicy zaczęli odrabiać punkty. Wchodzący z ławki Trifon Łapkow był jednym z tych, którego trudno było zatrzymać i ostatecznie Neftohimik wygrał tę część gry 26:24.
Trzecia część gry przyniosła sporo zaciętej gry, ale mimo wszystko częściej to przyjezdni byli z przodu. Do aktywnego i punktodajnego Roberta Tahta dołączył też w końcu Kooy, ale w końcówce gospodarze doprowadzili do remisu i doszło do gry na przewagi. Tu jednak błysnął zagrywką młody Szymon Ostrowski i dał swojej ekipie zwycięstwo 26:24.
Miejscowi się nie poddawali i w czwartym secie także postawili twarde warunki gry. Łapkow, który rozpoczął mecz na ławce, był już graczem szóstkowym, a raz za razem punkty dorzucał też słowacki lewoskrzydłowy Julius Firkal. Inicjatywa ciągle była po stronie ekipy trenera Nikołaja Jeliazkowa i przełożyła się na wygraną 25:21 i kolejny remis w całym meczu. O losach tego spotkania decydował więc tie-break.
W piątej partii zespół trenera Kovaca pokazał raz jeszcze sportową złość. Zagrał przede wszystkim skutecznie i ponownie zmusił rywali po drugiej stronie siatki do błędów. Znów zauważalna była różnica w skuteczności bloku oraz ataku. Bełchatowianie zwyciężyli 15:12 i są w lepszej sytuacji przed rewanżem.
Drugi mecz rozegrany zostanie w Bełchatowie we wtorek 18 stycznia o godzinie 18:00. Do awansu bełchatowianie potrzebują zwycięstwa, obojętnie w jakim stosunku. Na zwycięzcę tej pary czekać będzie lepszy z dwójki United Volleys Frankfurt - CSM Arcada Galati.
Neftohimik Burgas - PGE Skra Bełchatów 2:3 (22:25, 26:24, 24:26, 25:21, 12:15)
Neftohimik: Tusch, Firkal, Kolew, Uczikow, Balabanow, Nikołow, Iwanow (libero) oraz Talkijski, Łapkow, Trifonow.
PGE Skra: Ostrowski, Ebadipour, Bieniek, Kooy, Taht, Kłos, Piechocki (libero) oraz Milczarek.
Sprawdź także: Kamil Semeniuk, zwycięzca plebiscytu WP SportoweFakty: Ta nagroda pokazuje, że za mną udany rok