[b]
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty: Sportowo jest pan tak samo mocny jak na początku poprzedniego sezonu?[/b]
Dawid Kubacki: W tym roku była inna chronologia przygotowań, ale sam efekt końcowy jest podobny. Czuję się przygotowany do sezonu pod względem fizycznym i technicznym. Poczekajmy jednak na pierwsze skoki z rywalami. Jak zawsze zawody wszystko zweryfikują.
Wspomniał pan o chronologii. Co zatem zmieniło się w przygotowaniach?
Zwracaliśmy większą uwagę na niektóre elementy techniki w moich skokach. Przez to cierpiały inne aspekty. Generalnie dobre skoki pojawiły się u mnie później niż w poprzednim roku. Tak naprawdę dopiero pod koniec letnich zawodów w Hinzenbach i Klingenthal wyglądało to przyzwoicie. Sezon wcześniej wszystko było poukładane od początku lata.
To ten sezon, kiedy wygra pan klasyfikację generalną Pucharu Świata?
Na pewno stać mnie na walkę. To mój cel na ten sezon. Chcę oddawać jak najlepsze skoki, czerpać z nich radość. Kluczowa będzie stabilizacja w skokach na wysokim poziomie.
Ostatnio zmagał się pan z przeziębieniem. Do Ruki poleciał pan zdrowy?
Tak. Na ostatnim zgrupowaniu miałem gorączkę, katar, kaszel. Nic nadzwyczajnego, ale kilka jednostek treningowych mi uciekło. Takie rzeczy się zdarzają. Dobrze, że stało się to jeszcze przed sezonem i miałem kilka dni, by w pełni odzyskać siły. Być może mam to już "z głowy" i w trakcie sezonu ominą mnie przeziębienia.
ZOBACZ WIDEO: Polacy ostro po blamażu kadry z Czechami. "Lewandowski? Tragedia. Trzeba szukać następcy"
FIS zdecydował się zabrać najlepszym kadrom po jednym miejscu w kwalifikacjach. Jak pan ocenia tę decyzję?
To dyskusja akademicka. Idea jest taka, żeby "wpuścić" do Pucharu Świata więcej skoczków z krajów o słabszej tradycji w skokach niż Norwegia, Niemcy, Austria czy Polska. Można to było jednak rozwiązać inaczej. Tym słabszym należało zwiększyć kwoty startowe, bez zabierania najlepszym. Widowisko nie straciłoby na tym.
Tymczasem FIS poszedł w drugą stronę.
Zabranie po jednym skoczku z najlepszych drużyn to zmniejszenie atrakcyjności widowiska. Nie podoba mi się to. Od jakiegoś czasu zawodnikom "ucina" się po prostu możliwość rywalizacji na najwyższym poziomie.
Sam pamiętam taki etap swojej kariery, gdy walczyłem o to ostatnie miejsce w kadrze na Puchar Świata. Nie było łatwo dostać się do elity, a teraz zawodnikom z tych najmocniejszych krajów w skokach będzie jeszcze trudniej. Częściej będą startować w drugiej lidze albo trenować w domach. To nie jest dobra droga, tym bardziej że pozbawienie miejsc najlepszych nie zmieni układu sił w Pucharze Świata.
Dużo zmieniło się w pomiarach kombinezonów przed sezonem za sprawą skanera 3D?
Skaner był używany tylko raz, przed sezonem, by określić wzrost ciała i wysokość kroku. Różnice w pomiarach były, ale minimalne, od 1 do 2 cm w zależności od skoczka. Nie jest to rewolucyjna zmiana. Po prostu wprowadzono więcej elektroniki zamiast tradycyjnej maszynki.
Jak czuje się żona?
Dziękuję, jest w porządku.
Czasu z kadrą spędził pan w okresie przygotowawczym więcej niż zakładał, biorąc pod uwagę wydarzenia rodzinne?
Gdy wracałem do treningów, nie miałem żadnych oczekiwań. Nie wiedzieliśmy tak naprawdę, co będzie. Sytuacja ułożyła się jednak bardzo dobrze i 95 procent przygotowań odbywałem w normalnym trybie, byłem z chłopakami na zgrupowaniach, trenowaliśmy wspólnie na skoczni.
W Planicy piękny gest dla pana wykonał Anze Lanisek. Słoweniec wszedł na podium klasyfikacji generalnej PŚ z pana podobizną. Była okazja porozmawiać z Laniskiem osobiście po tamtych wydarzeniach?
Tak. Porozmawialiśmy chwilę przy igrzyskach europejskich i raz jeszcze podziękowałem Słoweńcowi za ten piękny gest. Byliśmy też wcześniej w kontakcie telefonicznym.
Rozmawiał Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Jednego Polaka mniej w PŚ. Gorzkie słowa Piotra Żyły o zmianach
Polak proponuje rewolucję w skokach narciarskich. "Dzika karta"