Kiedyś prowadzili Polaków do wielkich sukcesów. Teraz możemy zazdrościć Niemcom

Newspix / Tomasz Markowski / Na zdjęciu od lewej: Michal Dolezal i Stefan Horngacher za czasów pracy w polskiej kadrze
Newspix / Tomasz Markowski / Na zdjęciu od lewej: Michal Dolezal i Stefan Horngacher za czasów pracy w polskiej kadrze

Stefan Horngacher i Michal Doleżal to duet idealny. Tam gdzie się pojawiają, to odnoszą sukcesy. Po poprzednim sezonie niektórzy skreślali Horngachera, a teraz jego podopieczni skaczą jak z nut. Polscy kibice mogą patrzeć na Niemców z zazdrością.

Rok 2016. Po ośmiu latach pracy z reprezentacją Polski z roli pierwszego trenera kadry A odchodzi Łukasz Kruczek. Nastaje era Stefana Horngachera. Austriak po długim okresie spędzonym w Niemczech, gdzie prowadził kadrę B, wreszcie doczekał się posady najważniejszego szkoleniowca. Jego asystentami zostają Grzegorz Sobczyk oraz Michal Doleżal. Jeszcze nikt nie wie, że w kolejnych miesiącach zobaczymy odrodzenie polskich skoków, a zespół po raz pierwszy w historii zdobędzie złoto mistrzostw świata w rywalizacji drużynowej.

Okres opakowany w sukcesy

Ostatecznie Horngacher prowadził Polaków do marca 2019 roku, sprawiając, że Kamil Stoch wrócił na szczyt, Dawid Kubacki na dobre zapukał do światowej czołówki, w życiowej formie znalazł się Maciej Kot, a Piotr Żyła również poprawił swój poziom. Do tego doszła kapitalna forma Stefana Huli w sezonie 2017/18, czy też wyskoki Jakuba Wolnego, najmłodszego z tego grona.

Znamienny jest fakt, że podczas trzech sezonów współpracy Horngachera z Polakami dwukrotnie sięgaliśmy po Puchar Narodów, czyli trofeum, o którym wcześniej mogliśmy tylko pomarzyć. Można było się jednak domyślić, że Polska jest tylko przystankiem dla charyzmatycznego Austriaka w powrotnej drodze do Niemiec. Tyle tylko, że tym razem do kadry A.

ZOBACZ WIDEO: "Coraz trudniej". Pokazała, jak trenuje w ciąży

Mrówczą pracę w cieniu wykonywał Doleżal, odpowiadając głównie za sprzęt Polaków. Po odejściu Horngachera to jednak jemu powierzono dowodzenie nad naszą kadrą. Przez większość czasu wszystko funkcjonowało bardzo dobrze. Obraz zamazał nieco sezon olimpijski 2021/22, gdzie Biało-Czerwonym nie wychodziło zbyt wiele, choć z samych igrzysk brąz przywiózł Kubacki.

Gdy nie przedłużono kontraktu z Doleżalem, to ten wylądował w reprezentacji Niemiec… u boku Horngachera. Przystał na propozycję swojego przyjaciela przez wzgląd na stare, dobre czasy.

"Nie ma przypadku"

- Horngacher i Doleżal są doskonałymi fachowcami. Jeśli spojrzymy na Austriaka, to widzimy, że on należy do takiego ścisłego TOPu od dłuższego czasu, gdzie mamy grono raptem kilku osób. Nie ma trenera idealnego, bo to nie są roboty. Pamiętajmy też, że jeden szkoleniowiec nie zbuduje mocnej reprezentacji. Ważny jest sztab ludzi, który go otacza. Doleżal jest choćby świetnym specjalistą od kombinezonów. Za kadencji Horngachera w roli trenera polskiej kadry, to właśnie Czech koordynował przygotowanie sprzętu. Nie ma w tym przypadku, że ponownie współpracuje z Horngacherem - zauważa w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Kot, były skoczek, obecnie trener i ekspert Eurosport oraz TVN-u.

Początek ponownej współpracy nie był idealny. W sezonie 2022/23 Niemcy skakali nierówno, a niektórzy wręcz u naszych zachodnich sąsiadów optowali za tym, by zwolnić Horngachera. Jego warsztat pokazały jednak mistrzostwa świata, gdzie ci w teorii słabi Niemcy zdobyli srebro i brąz w konkursie na skoczni normalnej. Mowa o Andreasie Wellingerze i Karlu Geigerze. Wyprzedził ich tylko Piotr Żyła.

Niemcy szybko wyciągnęli wnioski z poprzedniego sezonu. Początek obecnej kampanii to prawdziwe mistrzostwo w ich wykonaniu. Po siedmiu konkursach indywidualnych aż czterech podopiecznych Horngachera jest w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, w tym trzech z nich plasuje się na miejscach 2-4.

- W Niemczech dokonano sporych zmian systemowych. To było mądre posunięcie. Trenerem kadry B został Ronny Hornschuh, gdzie zostali oddelegowani tacy skoczkowie jak Pius Paschke, Stephan Leyhe, czy też Martin Hamann. Horngacher dotychczas był nazywany "betonowym Stefanem", co wskazywało na to, że rzadko dokonuje zmian. Jeśli jednak zawodników doświadczonych wstawia do kadry B, to pokazuje, że beton się kruszy i to zachowanie jest inne - podkreśla Kot.

- W polskiej kadrze za kadencji Horngachera były świetne wyniki, lecz pojawiały się zastrzeżenia dotyczące braku rotacji przy poszczególnych skoczkach. Skupiał się praktycznie tylko na szóstce, która startowała w Pucharze Świata, a o reszcie za bardzo nie myślał. Teraz widzimy dużo rotacji i współpracę między kadrami. Oddał doświadczonych zawodników do kadry B, by zabrać do siebie młodego Philippa Raimunda, który też przecież skacze bardzo dobrze. I to jest słuszna droga, bo my Polacy widzimy najboleśniej to, że nie można cały czas polegać na najstarszych zawodnikach. Oni mają prawo mieć gorszy moment i trzeba mieć kogoś w zanadrzu, by ich zastąpić. Niemcy natomiast mają komfortową sytuację. Przykładowo Markus Eisenbichler przez lata był czołowym zawodnikiem z Niemiec, a teraz jego brak w Pucharze Świata jest praktycznie niezauważalny, bo ma godnych zastępców, a sam nie może wrócić do wysokiego poziomu - dodaje nasz rozmówca.

Niemcy szybko wzięli się do pracy

Niemcy rozpoczęli swoją zmianę od fundamentów. To w połączeniu z tym, że we wspaniałej formie są doświadczeni skoczkowie, sprawia, że nasi zachodni sąsiedzi mogą piać z zachwytu.

- Werner Schuster wrócił do trenowania juniorów. I to znowu jest plus dla nich, że takiego słynnego szkoleniowca wprowadzili do młodzieży. Z kolei Andreas Mitter z kadry B przeszedł do kadry A i pracuje tam jako jeden z asystentów Horngachera. Mitter pojawił się tam w miejsce Bernarda Metzlera, który z kolei jest teraz zatrudniony w Austrii, prowadząc zawodniczki z tego kraju. Nazwiska zaczęły się zatem rotować i widać efekty zmiany systemu - ocenia Kot.

- Już w trakcie poprzedniego sezonu w Niemczech wiedzieli, że coś jest nie tak i szukali sposobu na rozwiązanie problemów, przygotowywali się bardzo szybko do kolejnego sezonu. Z tego, co wiem, to przygotowywano zmiany w sprzęcie, współpracowano z naukowcami. Wszystko zostało zapięte na ostatni guzik i widzimy teraz efekty. Sprzęt to jedno, ale forma sportowa Niemców jest niesamowita - zakończył.

Przy wsparciu Horngachera i Doleżala niegdyś polscy skoczkowie pisali piękne historie, a teraz robią to Niemcy. W poprzednim sezonie do światowej czołówki powrócił Andreas Wellinger. Teraz natomiast w życiowej formie jest Pius Paschke, który skończył już 33 lata, a zaraz może się okazać, iż kadra z austriackim geniuszem u steru ma jeszcze kilka asów w rękawie.

Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Polacy - fatalnie. Ale najważniejsze stało się tuż po konkursie [OPINIA]

Źródło artykułu: WP SportoweFakty