Adam Małysz: Byłem w szoku, że działania Austriaków mają taki wpływ na skoki

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W obecnym sezonie Pucharu Świata skoczków narciarskich obowiązują nowe zasady pomiaru kombinezonów. - Na długość skoku ma teraz wpływ tyle czynników, że jest to wręcz niewiarygodne - mówi Adam Małysz, który ocenia zmiany wprowadzone przez FIS.

W tym artykule dowiesz się o:

W minionych latach niektórzy zawodnicy naginali przepisy i naciągali przed skokiem kombinezony, żeby zwiększyć swoją powierzchnię nośną. Dzięki temu wydłużali swoje skoki nawet o kilka metrów.

Przez wiele lat kontrola dotyczyła tylko wybranych zawodników i była wykonywana dopiero po skoku, gdy strój wracał do prawidłowego ułożenia. Powodowało to, że często nie wykazywała żadnych nieprawidłowości.

Od początku lipca w skokach obowiązują nowe przepisy. Zawodnicy jeszcze przed skokiem poddawani są szczegółowej kontroli. Potem nie mogą dokonać w stroju żadnych zmian. Mają zakaz m.in. klepania się po udach, naciągania rękawów i poprawiania wkładek w butach. Nie mogą tego robić aż do momentu, w którym sprawdzi ich kontroler na dole skoczni. Każda próba manipulacji grozi dyskwalifikacją.

Zdaniem Adama Małysza skoczkowie zdążyli już przyzwyczaić się do wprowadzonych zmian.

- Myślę, że po letnim straszeniu FIS-u zawodnicy dobrze wiedzą, na czym będą polegać te zmiany. Od trenerów wiem, że maszyna, która dokonuje pomiarów, jest bardzo precyzyjna. Wcześniej robił to kontroler. Miał specjalną miarkę i jechał suwką do góry lub w dół. Jak już dojechał, to jednemu mógł wbić więcej, a innemu mniej. Zależało to od niego. Teraz jest to bardziej automatyczne. Miarka idzie w górę aż poczuje opór - wyjaśnia Adam Małysz.

- Skoczkom nie wolno klepać się rękami po udach, a niektórzy boją się nawet przeżegnać. Gdyby faktycznie nawet tego zabronili zawodnikom, to byłaby to bzdura - nie ma wątpliwości najlepszy polski skoczek w historii.

Małysz nie ma jednak wątpliwości, że wprowadzenie nowych przepisów jest potrzebne, bo wielu zawodników naginało przepisy.

- Za przykład mogę podać Austriaków. Były lata, kiedy skakali, mając krok w kolanie. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale niestety tak się działo - wyjawia były skoczek.

- Pamiętam, jak kiedyś sam chciałem zamówić kombinezon, który miałby krok w kolanie. Długo nie chcieli mi go dać i odwlekali, ale w końcu go dostałem. Jak oddałem w nim skok na skoczni mamuciej w Kulm, to poczułem niesamowity efekt - wspomina Adam Małysz.

- Miałem takie uczucie, jakby ktoś złapał mnie za tyłek i chciał go przerzucić nad moją głową. Z jednej strony - okropne uczucie. Z drugiej - na tym polegają skoki. Biodro musi być jak najwyżej uniesione, żeby powietrze mogło złapać skoczka z dołu. I tak właśnie było. Przez cały czas d… chciała mnie wyprzedzić, a ja się jej nie dawałem, dzięki czemu dźwigało mnie w górę. Byłem w szoku, że to, co robili Austriacy, ma tak duży wpływ na odległość - relacjonuje czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli. Małysz nie ukrywa, że dopiero po pewnym czasie, zaczęto kontrolować kombinezony pod względem wysokości kroku.

- Zaczęło się mierzenie kroku i doszło do sytuacji, że dziś kombinezony są takie, a nie inne. Przez pewien czas były bardzo obcisłe. Teraz są chyba jeden czy dwa centymetry tolerancji - mówi.

Jednym z zawodników, którzy najbardziej lubili robić eksperymenty z kombinezonem był Austriak Andreas Widhoelzl.

- Nie dziwię się, że Austriacy zatrudnili go w sztabie szkoleniowym, bo to właśnie Widhoelzl był prekursorem tych wszystkich dziwnych rzeczy. Kiedyś spiął sobie nogawki spinaczem i spróbował skoku. Wyszło mu super, więc zaczął schodzić w dół co kilka centymetrów. Na koniec skakał tak, że już prawie nie mógł rozszerzyć kolan - wspomina Małysz.

- To człowiek, który dużo obserwuje, patrzy na innych i zastanawia się, co jeszcze można by zmienić. Wiele zespołów ma takich ludzi. U nas zajmował się tym Zbyszek (Klimowski - przyp. red.) - dodaje.

Małysz zdradza, że wielu nagięć przepisów dotyczących kombinezonów dokonywali też Norwegowie.

- Potrafili tak wsadzić ubranie pod buta, że ściągało im krok kombinezonu w dół. Jak przychodził kontroler, to zawodnik podciągał ręce do góry i okazywało się, że wszystko jest w porządku. Teraz, gdy pomiar jest robiony na górze, byłoby z tym trudno - podkreśla doświadczony skoczek.

To nie koniec eksperymentów, których próbowali skoczkowie.

- Słyszałem też, że przed laty niektórzy podklejali kombinezony klejem. Sam zresztą pamiętam zawodnika, który w Pucharze Kontynentalnym skakał w dwóch kombinezonach. Było to całkiem niedawno, ale nie zdradzę jego nazwiska. Nie będę go wrabiał - zaznacza ze śmiechem Małysz.

- Na długość skoku i jego styl ma teraz wpływ tyle czynników, że jest to wręcz niewiarygodne - kończy.

Michał Bugno

Autor na Twitterze:

Zobacz także: Łukasz Kruczek: Piotr Żyła na co dzień jest innym człowiekiem

Źródło artykułu: