"Trudny początek i super koniec". Kamil Stoch skomentował zwycięstwo w Lahti

- To był super dzień. Po "drużynówce" dostałem dobre wskazówki od trenera, naprawiłem błąd, który popełniałem, i czerpałem mnóstwo radości ze skoków - powiedział po konkursie indywidualnym w Lahti Kamil Stoch.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Kamil Stoch Newspix / EXPA/ JFK / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Od początku zmagań na skoczni Salpausselka Stoch skakał bardzo dobrze, jednak sobotę zakończył rozczarowany. Jego próba w drugiej serii konkursu drużynowego nie była nieudana i kosztowała Polaków trzecie miejsce w zawodach.

Na szczęście trzykrotny mistrz olimpijski bardzo szybko rozwiał wątpliwości wokół swojej formy. W niedzielę był nieosiągalny dla rywali i po skokach na odległość 132,5 i 129 metrów wygrał z przewagą 17,2 punktu nad drugim Ryoyu Kobayashim.  To jego drugie zwycięstwo w sezonie 2018/2019 - przed tygodniem triumfował na mamuciej skoczni w Oberstdorfie.

Czytaj także: Kamil Stoch dogonił Jensa Weissfloga. Polak piąty na liście wszech czasów

- To był super dzień. Czułem, że moje skoki są dobre technicznie. Razem z trenerem przeanalizowaliśmy to, co działo się w sobotę. Wtedy czułem, że traciłem w locie dużo prędkości i totalnie nie mogłem sobie z tym poradzić. Dostałem jednak dobre wskazówki, naprawiłem błąd i czerpałem mnóstwo radości z tego, co robię - mówił Stoch po swoim zwycięstwie przed kamerami TVP Sport. Dodał jednak, że choć wszystko układało się po jego myśli, zwycięstwo kosztowało go dużo wysiłku.
- Musiałem się bardzo mocno kontrolować, żeby nie popadać w euforię, zachować chłodną głowę. To się opłacił - powiedział.

- Od początku zimy borykam się z pewnymi problemami. Wielokrotnie powtarzałem, że czuję, jakby wszystko było dobrze, ale brakuje jakiegoś drobnego szczegółu. I kiedy po Oberstdorfie poczułem, że wszystko idzie we właściwym kierunku, na początku kolejnego weekendu cofam się o krok, lub nawet o dwa kroki. Po konkursie drużynowym coś we mnie pękło, musiałem wyrzucić z siebie negatywne emocje, a uważam, że robienie tego przed kamerami nie ma to sensu. Czasami trzeba coś takiego przeżyć, dzięki temu później jest łatwiej - opowiadał 31-letni zawodnik z Zębu.

Czytaj także: Dzień, na który czekała cała Polska. 17 lat od medalu Adama Małysza w Salt Lake City

- Obecna zima bywa dla mnie różna. Raz jest z górki, a raz pod górkę. Czasami czuję się trochę przemęczony pod względem mentalnym. Bywają jednak też takie weekendy, jak w Lahti, gdy początek jest trudny, a koniec naprawdę super - cieszył się wicelider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i jeden z głównych faworytów zbliżających się mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Seefeld (20 luty - 3 marca).

Wygraną sprzed tygodnia Stoch zadedykował swojej żonie Ewie, która obchodziła wówczas urodziny. Tym razem jego zwycięstwo również miało dedykację dla solenizanta. - Wszystkiego najlepszego dla trenera Grzegorza Sobczyka (asystenta Stefana Horngachera - przyp. WP SportoweFakty), który ma urodziny. Niech mu się darzy - zakończył rozmowę z TVP Sport nasz najlepszy skoczek.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 101. Spięcia z Adamem Małyszem? Rafał Marton miał na nie sposób


Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)
Czy Kamil Stoch zdobędzie złoty medal na mistrzostwach świata w Seefeld?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×