Jury sędziowskie w sobotę zdyskwalifikowało aż pięciu zawodników. Po świetnych skokach w pierwszej serii do drugiej nie mogli przystąpić Norwegowie Johann Andre Forfang i Robert Johansson. Z kolei po samym konkursie anulowano skoki ich rodaka - drugiego Mariusa Lindvika, a także Słoweńców - trzeciego Petera Prevca i ósmego Anze Semenica.
Adam Małysz przekonuje, że teraz rywale będą mieli problemy, ponieważ mogą czekać ich jeszcze dokładniejsze kontrole. - Jeśli raz wydarzyło się coś takiego, to kontrole będą wzmocnione. On (Sepp Gratzer, który w FIS odpowiada za kontrolę kombinezonów - przyp. red.) na pewno będzie kontrolował jak zostało to zmienione. Rywale nie będą mieli łatwej sytuacji. Na pewno mają gdzieś inne kombinezony, ale byli pewnie przekonani, że te były OK i to im przejdzie - wyjaśnił w rozmowie z TVP Sport dyrektor-koordynator w PZN.
- Materiał kombinezonów nie przepuszczał wystarczającej ilości powietrza - taką przyczynę dyskwalifikacji podał Sepp Gratzer (więcej TUTAJ). Małysz wyjaśnił też na czym polega ta przepuszczalność. - Teraz każdy jak przychodzi do kontroli i musi mieć przepisowy kombinezon. Każda ekipa ma taką maszynę do dmuchania. W każdym miejscu się ją przykłada i się sprawdza, czy wydmucha 40 litrów - dodał były skoczek.
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Apoloniusz Tajner chce nowego skoczka w rodzinie. "Za pięć lat zaczniemy próby"
Kolejne zawody Pucharu Świata 2019/2020 odbędą się w przyszły weekend. 7 i 8 grudnia skoczkowie będą rywalizować w konkursach nocnych na skoczni w Niżnim Tagile.
Czytaj też: Skoki narciarskie. Puchar Świata: Maciej Kot w szoku po decyzjach sędziów. "Słuszny ruch ze strony FIS"