Fala krytyki spadła na organizatorów mistrzostw Polski w skokach narciarskich, którzy wbrew trudnym warunkom atmosferycznym, dążyli do rozegrania pełnego, dwuseryjnego konkursu - zarówno w przypadku rywalizacji mężczyzn, jak i kobiet. Decyzji nie zmieniło kilka groźnie wyglądających sytuacji, do jakich doszło na skoczni w Wiśle. I dopiero fatalny upadek Kingi Rajdy sprawił, że zmagania zostały przerwane, a wyniki z pierwszej serii uznane jako końcowe.
Według trenera reprezentacji Polski kobiet w skokach narciarskich, Łukasza Kruczka, do bardzo groźnego upadku doszło przez splot niefortunnych wydarzeń. - Skok był lekko spóźniony, a Kinga przy takich nieco szybciej rozkłada narty do stylu V, do tego trochę nierówno. Tutaj panowały takie warunki, że za progiem wiało mocniej z tyłu, po skosie, i lewa narta nie otrzymała wystarczającego podparcia w locie. Spowodowało to reakcję Kingi - wyjaśnił Kruczek w rozmowie z portalem skijumping.pl.
Jednocześnie Kruczek sprecyzował, że trudno jednoznacznie przypisać upadek do jednego czynnika. - Błąd zawodniczki czy warunki wietrzne? Nie można wskazać jednoznacznie. Pojedynczy czynnik nie stworzyłby problemu - przyznał.
Przypomnijmy, że całe zawody przebiegały w atmosferze skandalu. Nie brakuje głosów, że powinny zostać przerwane już w pierwszej serii. Ryzykowanie zdrowiem zawodników i zawodniczek przed świętami i Turniejem Czterech Skoczni, nikomu nie było potrzebne.
Czytaj także:
- Mistrzostwa Polski. Dobre wieści o stanie zdrowia Kingi Rajdy
- Dyrektor skoczni w Wiśle po mistrzostwach Polski: Słowa o skandalu były przesadzone
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Prezes PZN potwierdza: będzie dodatkowy weekend Pucharu Świata w Polsce! Kto zorganizuje dodatkowe konkursy?