W sezonie 2000/2001 Adam Małysz wygrał Turniej Czterech Skoczni. Droga do tego sukcesu nie była jednak prosta. Sporo strachu najadł się po triumfie w Innsbrucku. Historia, jaką w "Przeglądzie Sportowym" przytoczył Apoloniusz Tajner wydaje się być całkiem zabawna. Wtedy jednak nikomu do śmiechu na pewno nie było.
W Innsbrucku Małysz wygrał w cuglach. Po zawodach poszedł na konferencję prasową, a później zaproszono go na kontrolę antydopingową. Skocznię opuszczał w karetce, a to ze względu na tłumy ludzi. W pewnym momencie polski skoczek wyraźnie zbladł.
Rzucił do jadącego z nim profesora, że przed świętami dostał "jakieś tabletki". W drodze na kontrolę pojawiły się poważne obawy o to, że u Małysza może zostać wykryty doping.
ZOBACZ WIDEO: Apoloniusz Tajner mówi o problemie polskiego sportu. "Andrzej Stękała to przetrwał i teraz odbiera nagrodę"
- Profesor przestał się odzywać, wiedział, co się może wydarzyć. Adam był zdruzgotany, wrócili i się popłakał - relacjonuje Apoloniusz Tajner.
Przedstawiciele polskiej kadry zdawali sobie sprawę z tego, że w lekach na przeziębienie mogą znajdować się środki uznawane w sporcie za niedozwolone. Zaczynano myśleć o konsekwencjach.
W końcu jednak udało się uzyskać informacje, że Aspargin, który przyjmował Małysz, jest bezpieczny i nie zawiera niczego niedozwolonego. "To była makabra" - wspomina po latach Tajner.
Czytaj także:
> Skoki narciarskie. Wielki pech Graneruda. Zgubił trofea, które wywalczył w Planicy
> Skoki narciarskie. Znamy skład Polaków na Puchar Kontynentalny w Engelbergu