[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Podobał się panu "Gambit Królowej"?[/b]
Radosław Wojtaszek, arcymistrz szachowy, trzykrotny mistrz Polski w szachach (2005, 2014, 2016): Zdecydowanie tak. Wszystkie dotychczasowe produkcje filmowe o szachach bardzo wkurzały nasze środowisko. Były w nich błędy, które wyłapać mógł zwykły szachista-amator, nieprofesjonalne sekwencje ruchów. A tutaj wszystko, co związane z szachami, zostało napisane i zagrane świetnie. Od Marcina Dorocińskiego wiem, że za szachową stronę odpowiadał Bruce Pandolfini, szachista z USA, który był trenerem Fabiano Caruany, obecnie zawodnika numer 2 na świecie. Kiedy o tym usłyszałem, byłem pewien, że będzie dobrze.
Atmosferę szachów lat 60. i 70. też przedstawiono jak należy?
Jestem wręcz w szoku, jak dobrze została ona oddana. Zadbano o szczegóły, na przykład pokazano, że w latach 60. można było jeszcze przy szachownicy palić. Jest też scena, w której Elizabeth Harmon idzie na mecz (partię) z Wasilijem Borgowem po ciężkiej nocy, jeszcze w stanie wskazującym. W czasie, w którym toczy się akcja serialu, zdarzały się takie przypadki. Szczególnie w Związku Radzieckim alkohol był w szachach obecny. Ponoć jeden z radzieckich arcymistrzów zwykł mawiać, że prawidłowa analiza odroczonej partii wymaga dwóch butelek wódki.
W "Gambicie" widzimy, że Harmon jest sama przeciwko wielu świetnym graczom z ZSRR. To też się zgadza, bo Sowieci przez dziesięciolecia nie mieli sobie w szachach równych. Choćby dlatego, że wiele książek szachowych publikowano wtedy tylko w języku rosyjskim i była przepaść w dostępie do informacji między Rosjanami a resztą świata. Do tego, co również pokazano, najlepsi sowieccy zawodnicy współpracowali. Kiedy odkładano partię, spotykali się i wspólnie analizowali, co dawało dużą przewagę nad osamotnionym przeciwnikiem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie
A jest coś, co się panu nie spodobało?
Jedynie zakończenie, ale to już kwestia gustu, a nie dobrego oddania szachowych realiów. Dla mnie te scena, gdy Harmon jadąc na lotnisko zatrzymuje się w parku i spotyka ze starszymi panami, którzy tam amatorsko grają w szachy, jest trochę zbyt hollywódzka. W Moskwie widok osób grających na dworze jest normalnością, jednak wątpię, żeby gwiazda tego sportu robiła takie rzeczy. Ale to szczegół. Generalnie bardzo się cieszymy, że serial powstał, bo jest zrobiony świetnie i przyczynił się do wzrostu popularności szachów.
Po czym pan to widzi?
Nawet jak przeglądam swojego Facebooka, to widzę, że dużo osób pisze o "Gambicie", chwali go. Widziałem Igę Świątek przy szachownicy, czytałem słowa Stephena Kinga, że to najlepszy serial w tym roku. I ja się zgadzam ze słynnym pisarzem. Lepszego serialu w 2020 roku nie oglądałem.
A nie ma pan wrażenia, że "Gambit" przedstawia szachy w trochę przesadnie rockandrollowy sposób?
W latach 60. i 70. one były właśnie takie, jak je pokazano. Teraz są całkiem inne. Jak mamy 11-dniowe zawody i każdego dnia gramy pięciogodzinną partię, nie możemy pozwalać sobie na imprezowanie. Wtedy usiądziemy do szachownicy zmęczeni i przeciwnik to wykorzysta. Ale chyba w każdym sporcie jest tak, że teraz trzeba dużo bardziej o siebie dbać niż kiedyś, być profesjonalistą w każdym calu.
Odnajduje pan w Harmon cechy prawdziwych arcymistrzyń lub arcymistrzów?
W tamtych latach najgroźniejszym rywalem szachistów z ZSRR był Amerykanin Bobby Fischer, a serialowym odpowiednikiem Fischera miał być przyjaciel głównej bohaterki Benny Watts. Bez wątpienia przy pisaniu scenariusza sięgano do postaci Fischera, czy to tworząc postać Harmon, czy Wattsa.
Z kolei w postaci wielkiego rywala Harmon, Wasilija Borgowa, nie odnajduję prostego odwołania do jednego konkretnego gracza. Można powiedzieć, że to Borys Spasski, bo on rywalizował z Fischerem o miano zawodnika numer 1 na świecie. Ale Borgow to bardziej archetyp sowieckiego mistrza, niż jeden człowiek.
Jak ocenia pan Marcina Dorocińskiego w roli takiego archetypowego czempiona?
Marcin świetnie go uosabia. Jest zimny, mało mówi, wzbudza szacunek graniczący ze strachem, ale z drugiej strony nawiązuje kontakt z główną bohaterką i widzi w niej nie tylko szachistkę, ale też człowieka. Czujemy, że nie jest czarnym charakterem. Z mojej perspektywy, zawodowego szachisty, była to wybitna rola Dorocińskiego.
Kiedy serial był jeszcze w fazie produkcji, spotkaliśmy się z Marcinem. W czasie tej rozmowy okazało się, że jest dobrze zorientowany. Powiedział mi, że śledził rywalizację Anatolija Karpowa z Garrim Kasparowem. Opowiadał też, jak go przygotowywano, żeby jako szachista wypadł wiarygodnie.
Jak?
Aktorzy odgrywali całe sekwencje ruchów. One musiały być zgodne z tym, jak jest prowadzona rozgrywka. Gdyby nie były, lepiej obeznani z szachami widzowie od razu by to wyłapali. Marcin czy Anya Taylor-Joy, która zagrała Harmon, byli na tyle dobrze przygotowani, że zapamiętywali po pięć, sześć ruchów do przodu. I potem bezbłędnie je wykonywali, co zrobiło na mnie spore wrażenie.
Rozmawiamy o serialowym gambicie, czym jest ten prawdziwy "Gambit Królowej"?
To nazwa otwarcia szachowej partii. Białe zagrywają piona na D4, czarne odpowiadają pionem na D5. Białe przesuwają piona na C4 i tu sytuacja się komplikuje. Gambit można przyjąć, czyli zbić piona rywala, lub tego nie zrobić i wykonać inne zagranie. W zamian za poświęconego piona dostajemy jakąś korzyść. Inicjatywę na szachownicy, więcej figur na dobrych pozycjach.
Czytałem, że gambity są już trochę archaiczne, że obecnie gracze rzadziej je stosują.
Szachy bardzo mocno się sprofesjonalizowały. Szachiści robią dużo mniej błędów niż kiedyś i dużo lepiej się bronią. Oddanie figury na samym początku może się dla nas źle skończyć. Rywal odeprze nasz atak, który zbudowaliśmy poświęcając na przykład piona, i zostanie z przewagą jednej figury. W dawnych latach gambity częściej przynosiły powodzenie.
Ludziom wydaje się, że szachy są cały czas takie same, a to nieprawda? Jest tak jak w piłce nożnej - kiedyś grało się pięcioma napastnikami, a teraz tylko dwoma albo jednym?
Oczywiście! Jest bardzo podobnie. Na początku w szachach liczył się tylko atak. Gracze ofiarowywali figury, żeby przeprowadzić atak, który zazwyczaj dochodził celu. A potem pojawili się zawodnicy, którzy potrafili się bronić, wyprowadzać kontry i wygrywali z tymi nastawionymi tylko na ofensywę. Dzisiejsi arcymistrzowie są już bardzo wszechstronni. Potrafią wszystko i dopasowują taktykę pod konkretnego przeciwnika. Na jednego warto naciskać, z innym lepiej zagrać spokojnie.
Dużo jest w szachach takich "gambitów królowej", "obron sycylijskich", "partii hiszpańskich"?
Bardzo dużo. Co ciekawe, mamy też coś takiego, jak "obrona polska", ale chyba nie jest zbyt dobrym otwarciem, bo praktycznie się go nie stosuje. W serialu fantastycznie to oddano pokazując, jak Harmon uczy się z książek wszystkich tych schematów. Dziś zamiast książek zawodowcy stosują bardzo mocne komputery, w których są gigantyczne bazy danych. Mamy program szachowy, którego baza zawiera siedem milionów rozegranych partii.
Mocno trzeba zakuwać, żeby zostać szachistą ze światowej czołówki?
Z jednej strony tak, z drugiej trzeba wykazywać się kreatywnością. W końcu jakoś musimy zaskoczyć przeciwnika, wypracować sobie przewagę. A im wyższy poziom, tym trudniej rywala zaskoczyć. Trzeba też być dobrze przygotowanym fizycznie, najlepiej korzystać z pomocy trenera-specjalisty, konsultować się z psychologiem. Mamy też trenerów, zespoły zawodników, które na nas pracują. Obraz zawodowego szachisty z najwyższej półki jest dziś zupełnie inny niż ten pokazany w "Gambicie". Dziś trzeba być kompleksowo przygotowanym i mieć wokół siebie sztab ludzi.
Potrafi pan tak jak Elizabeth Harmon rozegrać partię w głowie, na suficie?
Na suficie nie, ale jak rozumiem to miało pokazać, jak na Harmon działały środki uspokajające, które brała. Natomiast odtwarzanie partii w głowie bez szachownicy, albo rozgrywanie nowej, nie jest żadną sensacją. Byłbym w stanie zagrać z kimś partię jadąc autem, tak jak robią to w serialu Harmon i Watt, choć robić tego nie zamierzam, bo wolę się skupić na drodze. Ale z żoną, która jest arcymistrzynią, gramy takie mecze na przykład lecąc samolotem. To element naszego treningu.
Wspomniał pan o żonie, czołowej rosyjskiej zawodniczce Alinie Kaszlinskiej. Dlaczego w prawdziwych szachach kobiety mają swoje turnieje i rzadko rywalizują z mężczyznami? Dlaczego nie ma takich postaci jak Harmon, które są w światowej czołówce?
Kobiety mogą rywalizować z mężczyznami w kategorii open, ale rzadko się zdarza, że radzą sobie na tyle dobrze, żeby grały z nami non-stop. Takie Harmon w całej historii szachów były może dwie. Obecnie w pierwszej setce światowego rankingu są tylko dwie kobiety. Najlepsza szachistka w historii to Węgierka Judith Polgar, która w latach 90. przez pewien czas była w czołowej dziesiątce rankingu FIDE. Ale to jedyny taki przypadek. A dlaczego kobiety grają w szachy gorzej? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Opinii i teorii jest bardzo dużo.
Może chodzi o to, że mają mniejszą potrzebę rywalizacji, udowadniania komuś, że są lepsze?
Nie sądzę. W szachach kobiety są bardziej zawzięte od mężczyzn. Walczą do końca, "gryzą deskę". Jedna z teorii jest taka, że są od nas bardziej emocjonalne, a to przeszkadza w grze i utrudnia planowanie. Nie ma jednak jednej dobrej odpowiedzi. Ja po prostu akceptuję sytuację, nie staram się szukać odpowiedzi.
Grał pan kiedyś z Judith Polgar?
Kilka razy. Mam z nią nawet dodatni bilans, bo kiedy ja wspinałem się w górę rankingu FIDE, ona powoli schodziła ze sceny. Myślę, że Polgar grała w szachy "po męsku". Zawodniczki niższej klasy, w ogóle szachiści prezentujący niższy poziom, grają emocjonalnie, podejmują więcej pochopnych decyzji, więcej ryzykują i przez to popełniają więcej błędów. Polgar była inna, nie ulegała emocjom, wystrzegała się niepotrzebnego ryzyka. Dlatego wśród kobiet nie miała sobie równych i szybko przestała z nimi grać.
Wróćmy jeszcze na koniec do samego serialu. Nie ma pan wrażenia, że jego popularność wynika w pewnym stopniu z magii szachów, tajemniczej aury, którą ta gra jest otoczona?
Na pewno coś w tym jest. Chyba każdy z nas miał kiedyś styczność z szachami, zagrał w życiu choć jedną partię z ojcem albo z dziadkiem. Powiedziałbym, że szachy mają status gry, którą wszyscy znają, ale nie wszyscy ją rozumieją. Z jednej strony są bardzo dostępne, bo zasady są proste, a z drugiej bardzo niedostępne, bo różnica między amatorem a mistrzem, jest kolosalna. I chyba z tego bierze się ich aura tajemniczości, fascynacja grą nawet wśród ludzi, którzy niewiele o szachach wiedzą.
Druga sprawa jest taka, że w szachy gra naprawdę dużo osób. Związek Szachowy, PZSZACH, w Polsce jest numerem trzy pod względem liczby członków. A jest też wielu takich, którzy kiedyś grywali w szkole albo z komputerem, a potem na długie lata przestali. Teraz, widząc ciekawą opowieść o szachach przypominają sobie, że sami też kiedyś grali. I może część z nich wraca do gry.
Zachęca pan do grania w szachy?
Oczywiście. Lubię mówić, że nie trzeba być mistrzem, żeby odnosić korzyści z grania w szachy. To wspaniała nauka planowania, myślenia do przodu. Tak jak w życiu, musimy przeanalizować swoje możliwości, zaplanować ruchy do przodu i spróbować przewidzieć, jak życie nam odpowie. Szachy pokazują też, że wszystkie decyzje mają swoje konsekwencje i dlatego warto pokazywać tę grę dzieciom. Spotkałem wiele osób, które uważają, że granie w szachy nauczyło je lepiej analizować swoją życiową sytuację.
Jak ktoś nigdy w szachy nie grał, a chciałby zacząć, co powinien zrobić?
Mamy bardzo dużo klubów szachowych, do których można się zapisać. Jest też program "Szachy w szkole" - w wielu szkołach dzieci uczą się grać przez godzinę czy dwie w tygodniu. To bardzo dobry sposób, żeby rozpocząć swoją przygodę z szachami. Nie trzeba szukać woźnego, który zgodzi się z nami zagrać.
Czytaj także:
Janusz Korwin-Mikke: Polityk, który nie potrafi grać w pokera to żaden polityk [WYWIAD]
Anatolij Karpow: Szachy kreują charakter i pomagają osiągnąć sukces [WYWIAD]