Zarówno Hubert Hurkacz (ATP 11), jak i Aleksander Bublik (ATP 50) z problemami dotarli do półfinału turnieju Open 13 Provence. W piątek Polak obronił piłkę meczową w pojedynku ze Szwedem Mikaelem Ymerem, natomiast Kazach uratował się w spotkaniu z Bułgarem Grigorem Dimitrowem. W sobotę doszło do ich szóstego starcia w głównym cyklu, a ze zwycięstwa 6:4, 7:6(4) cieszył się Hurkacz.
Obaj tenisiści słyną z dobrego serwisu, dlatego kluczem do wygranej było wykorzystanie każdej, choćby najmniejszej okazji. Jako pierwszy swoje szanse miał w czwartym gemie Bublik, który po szczęśliwym minięciu po taśmie wypracował dwa break pointy. Hurkacz skasował zagrożenie, posyłając dwa asy, ale już po chwili jego rywal miał trzecią okazję. Tym razem Polakowi pomógł Kazach, który wpakował return w siatkę.
Jedno przełamanie rozstrzygnęło seta
"Hubi" z trudem wyrównał na po 2 i wówczas role na korcie się odwróciły. To Bublik znalazł się w tarapatach przy własnym podaniu i musiał bronić break pointów. Pierwsze zagrożenie udało mu się jeszcze oddalić. Przy drugim doszło do interesującej wymiany, w wyniku której 26-latek z Wrocławia posłał trudny forhend po linii. Jego przeciwnik nie dowierzał, że to zagranie znalazło się w korcie. Sprawdzenie śladu wykazało jednak, że piłka musnęła linię końcową. Tym samym nasz reprezentant zdobył przełamanie na 3:2.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
Wywalczona przewaga wyraźnie dodała skrzydeł Hurkaczowi. W pozostałych gemach serwisowych nasz tenisista pewnie trzymał podanie i nie dał się zaskoczyć. W 10. gemie natychmiast wypracował trzy piłki meczowe. Przy pierwszej Bublik starał się zaskoczyć Polaka pójściem po returnie do siatki i został minięty forhendem, po którym piłka zahaczyła jeszcze o taśmę. Po 37 minutach wrocławianin wygrał partię otwarcia 6:4.
Popisy Bublika, ale to Hurkacz skradł show
Po sukcesie w premierowej odsłonie Hurkacz chciał dobrze rozpocząć następnego seta. Już w pierwszym gemie uzyskał kilka break pointów. Bublik czterokrotnie uratował serwis: najpierw pewnym smeczem, potem dwukrotnie mocnym podaniem i raz świetnym wolejem. W końcu udało mu się zamknąć gema i objąć prowadzenie.
Nie oznaczało to jednak końca zagrożenia ze strony Polaka. 25-letni Bublik w swoim stylu starał się grać nieszablonowo i widowiskowo, zmieniając tempo i rytm akcji. Jednak gdy w trzecim gemie zagrał loba, Hurkacz skontrował go niesamowitym tweenerem (posłał piłkę miedzy nogami, będąc odwróconym tyłem do przeciwnika) i wypracował dwa break pointy (zobacz zagranie). W momencie zagrożenia Kazach natychmiast uruchomił serwis i ponownie wyszedł z opresji.
W końcowej fazie seta żaden z tenisistów nie był w stanie wypracować choćby jednej okazji na przełamanie, dlatego rozstrzygający okazał się tie-break. W rozgrywce tej kluczowe punkty Hurkacz wywalczył jeszcze przed zmianą stron. Najpierw zmusił rywala do błędu forhendem po krosie, a następnie wygrał oba swoje serwisy (5-2). Po chwili Bublik zagrał pewnie przy własnym podaniu, ale po asie to Polak miał dwie piłki meczowe (6-4). Pewny serwis wrocławianina zakończył trwający 93 minuty pojedynek.
To był najlepszy jak na razie mecz Hurkacza w obecnym tygodniu. Polak posłał aż 22 asy serwisowe i obronił trzy break pointy. Bublik miał 12 asów i trzy podwójne błędy. Panowie rozegrali w sumie 152 punkty, z czego 80 padło łupem zwycięzcy spotkania. Dzięki wygranej nasz tenisista poprawił bilans gier z Kazachem w głównym cyklu na 5-1. Było to jego piąte z rzędu zwycięstwo nad tym rywalem.
Hurkacz awansował do finału zawodów ATP 250 na kortach twardych w Marsylii. Jego przeciwnikiem w niedzielnym meczu o tytuł będzie Francuz Benjamin Bonzi (więcej tutaj). Polak celuje w premierowe mistrzostwo w sezonie 2023 i zarazem szóste w karierze w męskim tourze.
Open 13 Provence, Marsylia (Francja)
ATP 250, kort twardy w hali, pula nagród 707,5 tys. euro
sobota, 25 lutego
półfinał gry pojedynczej:
Hubert Hurkacz (Polska, 1) - Aleksander Bublik (Kazachstan) 6:4, 7:6(4)
Czytaj także:
To nie był dzień Magdy Linette. Smutny koniec występu w Meridzie
W Rio jak w Buenos Aires. Carlos Alcaraz i Cameron Norrie idą równym krokiem