W Cancun Iga Świątek nie miała sobie równych. W Meksyku niestraszne były jej fatalne warunki atmosferyczne. Polka wygrała pewnie wszystkie pięć meczów, a w finale dała koncert.
Jessica Pegula - jej rywalka - niemal nie wiedziała co się dzieje. Polka była niczym huragan i zmiotła rywalkę z kortu. Wygrała 6:1, 6:0, a spotkanie trwało zaledwie 59 minut. To był koncert naszej zawodniczki.
Więcej o finale WTA Finals tutaj -->> Polska królowa wraca na tron! Iga Świątek jest po prostu wielka!
Pierwszy w historii triumf w WTA Finals. Powrót po dwóch miesiącach na szczyt rankingu WTA. Z takim "bagażem" Świątek wyleci z Cancun.
ZOBACZ WIDEO: W trybie pilnym Polka zawiesza karierę. Jest w ciąży
W rozmowie z Canal+ Sport po finałowym starciu z Pegulą 22-latka zdradziła z jakim nastawieniem pojawiła się w Cancun. - Cieszę się, że od początku wiedziałam, jaki mam cel - wyznała. I zaskoczyła. - Tym celem niekoniecznie było wygranie tego meczu (finału - przyp. red.) albo bycie numerem jeden na koniec roku, tylko jak najlepsze granie w tenisa - dodała.
Przyznała, że szczególnie po półfinałowym meczu z Aryną Sabalenką (6:3, 6:2) nabrała pewności siebie. - Przede wszystkim wiedziałam, że czuję ten kort i mogę zagrać tutaj wszystko. Dzisiaj wykorzystałam swoją szansę i nie popełniłam głupich błędów - wyjaśniła.
Dodała też, że presja obrony numeru jeden w rankingu WTA zaczęła jej ciążyć i przeszkadzać. - W pewnym momencie odpuściłam to dążenie do tego numeru jeden na koniec roku, bo wiedziałam, że to nie jest najważniejsze. I też ile nerwów i emocji mnie to kosztowało do US Open - wyznała.
- Takie rzeczy przychodzą gdy najmniej się ich spodziewasz. Wiedziałam, że Aryna ma dobry sezon. Wygrała jednego Wielkiego Szlema, w dwóch innych była w finale, a w Roland Garros zagrała w półfinale. Miała takie wyniki, że w pewnym sensie zasłużyła na ten numer jeden - przyznała.
- Chciałam w pewnym sensie zrobić swoje. Myślę, że po prostu to jest trochę abstrakcyjne dla mnie, że wywalczyłam ten numer jeden - zakończyła.
Zobacz także:
Iga Świątek rozbiła bank. Co za kwota!
Iga odebrała to, co się jej należało [OPINIA]