Po meczu z Hurkaczem był "zniszczony". W niedzielę zagra w finale Australian Open

PAP/EPA / James Ross / Na zdjęciu: Danił Miedwiediew
PAP/EPA / James Ross / Na zdjęciu: Danił Miedwiediew

Myślał już o locie do domu, a po ćwierćfinale z Hubertem Hurkaczem czuł się "zniszczony". Danił Miedwiediew przetrwał jednak wszystkie trudności, wygrał trzy pięciosetowe mecze i w niedzielę zagra w finale Australian Open 2024 z Jannikiem Sinnerem.

W piątek Danił Miedwiediew odniósł jedno z najbardziej pamiętnych zwycięstw w swojej karierze. W półfinałowym meczu Australian Open 2024 z Alexandrem Zverevem przegrywał 0-2 w setach, w czwartej partii był o dwa punkty od porażki, mimo to zdołał zwyciężyć 5:7, 3:6, 7:6(4), 7:6(5), 6:3.

20 godzin na korcie i trzy pięciosetówki

- Próbowałem walczyć. Po dwóch setach zacząłem grać bardziej agresywnie, bo wiedziałem, że nie będę w stanie tak biegać przez trzy kolejne godziny. Zregenerowałem się i poczułem, że pod względem fizycznym jestem w lepszym stanie niż on - mówił o tym, jak odwrócił losy spotkania, cytowany przez puntodebreak.com.

Droga Miedwiediewa do finału była dla niego istną katorgą. W sześciu rozegranych meczach spędził na korcie ponad 20 godzin. Trzy z nich były pięciosetowymi bataliami. Po pojedynku II rundy z Emilem Ruusuvuorim, kiedy także odrobił stratę 0-2 i zszedł z kortu o 3:40 lokalnego czasu, mówił, że już myślał o locie powrotnym do domu. Po ćwierćfinale z Hubertem Hurkaczem twierdził, iż jest "zniszczony". Ale, podobnie jak w spotkaniu ze Zverevem, poradził sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu, co dodaje mu pewności.

- Mentalnie jestem o wiele silniejszy niż przed turniejem, ponieważ teraz wiem, że jestem zdolny do rzeczy, o których wcześniej nie myślałem. Szczerze mówiąc, lepiej byłoby dostać się do finału po krótszych meczach. Ale jestem dumny i szczęśliwy z tego, co dokonałem - podkreślił.

Pierwszy od czasów Samprasa

Tym samym Miedwiediew został pierwszym tenisistą, który w drodze do finału Australian Open w dwóch meczach odrobił stratę 0-2 w setach od 1995 roku i wyczynu Pete'a Samprasa. Legendarny Amerykanin przegrał jednak wówczas pojedynek o tytuł z rodakiem, Andre Agassim.

Miedwiediew w finale zmierzy się z Jannikiem Sinnerem. Historia ich pojedynków jest bardzo ciekawa. Bilans wynosi 6-3 dla moskwianina, ale ich trzy ostatnie spotkania, jesienią ubiegłego roku w Pekinie, Wiedniu i w ATP Finals, wygrał utalentowany Włoch.

- On jest coraz lepszym zawodnikiem - powiedział o Sinnerze. - Nasze trzy ostatnie mecze były trudne, trzysetowe i z kilkoma tie breakami, ale miały miejsce w końcówce sezonu, kiedy nie byłem w pełni dyspozycji. A przeciwko niemu musisz być w 100 proc. Jeśli chcę go pokonać, będę musiał wznieść się na wyższy poziom.

Miedwiediew nie będzie faworytem finału. Sinner bowiem podczas Australian Open zachwyca dyspozycją. Stracił tylko jednego seta i m.in. wyeliminował dziesięciokrotnego mistrza tego turnieju, Novaka Djokovicia, kończąc serię 33 meczów wygranych z rzędu przez Serba w Melbourne.

W finale jak "o życie"

Porównując ich aktualną formę i spoglądając na historię ostatnich meczów, Miedwiediew stoi na straconej pozycji. Ale tenisista z Moskwy upatruje swojej szansy gdzie indziej. Będzie to dla niego szósty wielkoszlemowy finał, w tym trzeci w Australian Open. Podczas gdy 22-letni Sinner zadebiutuje w meczu o taką stawkę.

- Mam nadzieję, że to mi pomoże i będzie moją przewagą. W poprzednich wielkoszlemowych finałach jej nie miałem. Pierwszy taki mecz dla każdego tenisisty jest czymś innym i dla niektórych może być to trudne mentalnie. Nie mam pojęcia, jak to będzie wyglądać w przypadku Jannika, ale ja mam doświadczenie z rozgrywania takich pojedynków. Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Będę walczył jak o życie - zapowiedział 27-latek.

Finał Australian Open 2024 odbędzie się w niedzielę. Początek o godz. 9:30 czasu polskiego.

Marcin Motyka, dziennikarz WP SportoweFakty

Twardy bój w rywalizacji juniorów. Znamy mistrzów Australian Open

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie mogła sobie tego odmówić. Miss Euro zrobiła show na plaży

Komentarze (0)