Tegoroczna edycja Australian Open okazała się szalona i obfitowała w wiele niespodziewanych rozstrzygnięć. W poszczególnych spotkaniach zawodnicy trafiali z piekła do nieba i odwrotnie, czego doskonałym przykładem jest finalista, Danił Miedwiediew.
Rosjanin dwukrotnie przegrywał pierwsze dwa sety, najpierw w 1/32 finału z Emilem Ruusuvuorim, a później w półfinale z Alexandrem Zverevem, jednak w obu tych meczach zdołał zwyciężyć. Z kolei w finale 27-letni tenisista miał na widelcu Jannik Sinnera, prowadząc już 2:0.
Wielka trójka schodzi ze sceny
Fenomenalnie grający Włoch wrócił jednak do postawy z poprzedniej potyczki, w której niespodziewanie nie dał szans Novakowi Djokoviciowi, odwrócił losy pojedynku i wygrał cały turniej. Czy rywalizacja w Melbourne to symboliczna zmiana warty na szczycie?
- Takie określenie jest trochę spóźnione. Zmiana warty na pewno nadeszła, ale już wcześniej, w Pucharze Davisa. Właśnie wtedy Sinner pokonał po raz drugi Djokovicia (przyp. red. Pierwszy raz dokonał tego podczas ATP Finals w Turynie). Jeszcze przed Włochem do głosu doszedł Carlos Alcaraz, który w przebojowy sposób wdarł się na szczyt list światowych. Tak więc zmiana dzieje się na naszych oczach, a wydarzenia w Melborune są jedynie jej kolejnym rozdziałem - mówi komentator Canal+ Sport, Bartosz Ignacik w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Rywal Hurkacza weźmie ślub. Ukochana powiedziała "tak"
Przez lata kibice przyzwyczaili się do dominacji wielkiej trójki, w której skład wchodzili Roger Federer, Rafael Nadal i wspomniany wcześniej Novak Djoković. Do tej pory nie abdykował jedynie Serb. - I to nam zaciera spojrzenie na światowy tenis. Właśnie Djoković sprawia, że opowieść o dominacji wielkiej trójki wciąż trwa. Myślę, iż bieżący sezon może być przełomowy. Nadal mimo szczerych chęci może nie zdominować kolejny raz turnieju Rolanda Garrosa. Federer zaś powiedział już pas - zauważa nasz rozmówca.
- Coraz częściej zapewne będzie przegrywał również Djoković, który wciąż ma wielkie aspiracje. Jest natomiast trafne przysłowie. Matkę oszukasz, ojca oszukasz, wszystkich oszukasz, ale wieku nie oszukasz. Młodzież dochodzi do głosu i nic tego nie zatrzyma - dodaje.
Pierwszy Polak, który wygra Wielkiego Szlema w singlu?
Czy w nowej hierarchii znajdzie się miejsce dla Huberta Hurkacza? Wrocławianin od kilku lat jest blisko szczytu, ale zwykle czegoś mu brakuje. Ostatnimi czasy przede wszystkim zamykania ważnych spotkań.
- Hubert jest bliżej niż dalej. Z ósmego miejsca do czołowej piątki nie jest daleko i nawet nie chodzi o liczbę punktów rankingowych. Nasz reprezentant ma umiejętności, by mierzyć w taką lokatę. Tak jak o Holgerze Rune mówi się, że jest zbyt "do przodu", tak Hubert w tym zestawieniu poszedł w drugą stronę. Jeśli popracuje nad siłą mentalną, będzie miał wszystko, by wygrać turniej wielkoszlemowy i wspiąć się na absolutny szczyt, czego mu serdecznie życzę - podkreśla komentator.
To będzie jego sezon?
W tegorocznym Australian Open Hurkacz sięgnął po życiowy sukces, dochodząc do ćwierćfinału. W nim musiał uznać wyższość Miedwiediewa (Rosjanin wygrał 3:2).
- Jestem wiecznym optymistą, lecz to pierwsza porażka Huberta, która dała mi powody do zadowolenia. W decydujących chwilach nie był bojaźliwy. Pokazał wolę walki i charakter. Nie mówię, że wcześniej mu się to nie zdarzało, niemniej teraz wypadał pod tym względem lepiej. Melborune mnie trochę uskrzydliło. Nie jest wcale wykluczone, że to będzie przełomowy sezon dla Huberta. Im szybciej taki mu się przytrafi, tym lepiej. Wciąż nie warto go skreślać, co niestety niektórzy robią nagminnie - podsumowuje Bartosz Ignacik.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Nie zamierza bić się w pierś. Komentator przewidywał łatwą wygraną Świątek
- Polacy w ćwierćfinale debla w Koblencji