Drzwi szeroko otwarte. To dopiero początek dla Maksa Kaśnikowskiego [OPINIA]

PAP / Marcin Cholewiński / Na zdjęciu: Maks Kaśnikowski
PAP / Marcin Cholewiński / Na zdjęciu: Maks Kaśnikowski

Dla niektórych to zupełnie nowa postać na kortach, a jest też spora grupa ludzi, która miała okazję oglądać Maksa Kaśnikowskiego w akcji i pewnie nie dziwi się, że tak dobrze przedstawił się kibicom na całym świecie w US Open.

Po raz pierwszy na żywo miałam okazję zobaczyć Maksa Kaśnikowskiego podczas przygotowań do meczu Pucharu Davisa Polska - Hongkong w Kaliszu (6-7 marca 2020 roku). Mariusz Fyrstenberg, kapitan reprezentacji, zawsze powołuje młodszego zawodnika, żeby pozwolić mu poznać smak gry w biało-czerwonych barwach.

Miał wtedy szansę treningów z Kacprem Żukiem, Janem Zielińskim, Szymonem Walkowem i Jerzym Janowiczem. Pamiętam, że musiał zapłacić "frycowe" wobec starszych kolegów, wydawał się być nieco onieśmielony. Bez kompleksów przystąpił jednak do swojego debiutanckiego występu, mierząc się z Wai Yu Kaiem. Tenisista z Hongkongu był dwa lata starszy od 16-letniego wówczas Maksa.

Nie pamiętam niczego szczególnego w grze Kaśnikowskiego, był regularny, solidny fizycznie i podejmował mądre decyzje. Po zwycięstwie 1:6, 6:2, 10-3 długo rozmawiał z mediami, choć tak naprawdę niewiele osób mogło go wtedy znać, był to jego debiut nie tylko w kadrze, ale także w seniorskich rozgrywkach.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski sprawdził się z kolegą. Tylko spójrz

Od tamtej pory Maks Kaśnikowski ewoluował, ale w jego życiu zmieniło się wiele. Zagrał jeszcze co prawda cztery juniorskie szlemy, osiągając dwa razy III rundę, ale szybko zaczął się piąć w górę w turniejach ITF.

Mariusz Fyrstenberg i Maks Kaśnikowski po meczu Polska - Hongkong (fot. Marcin Stańczuk)
Mariusz Fyrstenberg i Maks Kaśnikowski po meczu Polska - Hongkong (fot. Marcin Stańczuk)

W 2022 roku podczas jednego w polskich ITF-ów pokonał Jerzego Janowicza, z którym miał okazję trenować.  - Znamy się już ponad dwa lata, daje mi wiele wskazówek i również dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Zwycięstwo z moim mistrzem to spełnienie marzenia! - mówił Kaśnikowski. Podczas mistrzostw Polski łodzianin oglądał uważnie spotkania młodszego kolegi, a później dawał mu szereg wskazówek. Oficjalnie współpracy między nimi nie było, ale to na pewno miało wpływ na karierę tenisisty z Warszawy.

Mając koło siebie bardzo dobry sztab, najpierw Mario Trnovskiego, a potem Jakuba Ulczyńskiego, a także rodziców, którzy pomagali w podejmowaniu kolejnych decyzji, można powiedzieć, że jego kariera potoczyła się podręcznikowo. Wygrywał turnieje ITF, a z czasem dostawał się do kwalifikacji imprez ATP Challenger, a potem do głównych drabinek. W końcu w tym roku zdobył premierowe tytuły, najpierw w Oeiras, a potem w Poznaniu.

W ostatnich sukcesach udział miał już kolejny szkoleniowiec Maksa, Aliaksandr Bury. Białorusin, który dołączył do akademii w Kozerkach. Specjalizujący się w deblu, były już tenisista, wprowadził trochę urozmaicenia do gry Kaśnikowskiego. To sprawiło, że Polak stał się jeszcze groźniejszy i zaprocentowało dobrymi wynikami, które zaprowadziły go do eliminacji US Open.

Choć Kaśnikowski został zastopowany w I rundzie przez Pedro Martineza po pięciosetowej batalii, która trwała ponad cztery godziny, to dopiero początek jego występów wielkoszlemowych. I jestem tego pewna, bo jak powiedział mi jeden z polskich tenisistów podczas ubiegłotygodniowego turnieju ITF w Poznaniu, kiedy rozmawialiśmy o szansach naszych reprezentantów w Nowym Jorku: Maks ma najlepszy charakter do gry w tenisa. Po prostu nigdy się nie poddaje.

Dominika Pawlik, dziennikarka WP SportoweFakty

Czytaj też: 
Dreszczowiec w debiucie Maksa Kaśnikowskiego w US Open. Pachniało niespodzianką
US Open. Tyle za występ zarobiła Fręch

Źródło artykułu: WP SportoweFakty