Mona Barthel w ubiegłym sezonie występowała głównie w turniejach ITF, od czasu do czasu startowała w kwalifikacjach do turniejów WTA. Przebrnąć eliminacje udało jej się w Marbelli, Kopenhadze, Bastad i Linz. Właśnie w stolicy Danii osiągnęła najlepszy wynik dochodząc do półfinału. Udało jej się także zakwalifikować do Roland Garros i Wimbledonu, a dobre wyniki pozwoliły na bezpośredni start w US Open. Tegoroczny sezon rozpoczęła w Auckland, gdzie po wyeliminowaniu Jeleny Dokić (WTA 71), uległa po trzysetowej batalii Sabinie Lisickiej (WTA 15).
W drodze po triumf w Hobart straciła zaledwie dwa sety: w kwalifikacjach z Niną Braczikową (WTA 136) oraz w ćwierćfinale z Jarmiłą Gajdosową (WTA 34). Jej występ w półfinale był powtórzeniem sukcesu z Kopenhagi i Angelique Kerber (WTA 31) wydawała się jeszcze zbyt dużą przeszkodą dla 21-latki. Okazało się, że wyżej notowana koleżanka z reprezentacji zmagała się z bólem ręki, co sprawiało jej trudności w grze. Barthel wykorzystała to i awansowała do finału, gdzie zdecydowaną faworytką była rozstawiona z numerem 1. Yanina Wickmayer.
Mecz trwał niecałą godzinę, a Belgijka urwała tylko trzy gemy i wygrała zaledwie 34 piłki, Niemka zapunktowała 60 razy. Wickmayer popełniła trzy podwójne błędy serwisowe i swoje podanie wygrała tylko raz. Belgijka mogła zdobyć czwarty tytuł w karierze, a w bardzo złym stylu przegrała z niemiecką kwalifikantką. Barthel wcześniej triumfowała pięciokrotnie w turniejach rangi ITF.
Przed zawodniczkami start w Australian Open. W I rundzie Barthel zmierzy się z Anną Keothavong (WTA 75), a Wickmayer z Galiną Woskobojewą (WTA 55).