Australian Open to turniej wyjątkowy. Do tego faktu nie trzeba nikogo przekonywać. Potwierdzają to kibice, organizatorzy, aż wreszcie sami zawodnicy, którzy w swoich licznych wypowiedziach niemal na każdym kroku podkreślają swoje uwielbienie dla tej imprezy.
Gdy turniej dobiegnie końca i znane są wszystkie jego rozstrzygnięcia, nadchodzi czas podsumowań. Biorą w nim udział nie tylko kibice dla których jest to świetna zabawa, sami tenisiści, ale przede wszystkim dziennikarze. Szał podsumowań związany z zakończeniem imprezy nie ominął również redakcji portalu SportoweFakty.pl. Postanowiliśmy podzielić się z Wami - Naszymi Czytelnikami - refleksjami dotyczącymi zakończonej w niedzielę 101. edycji australijskiej lewy Wielkiego Szlema. Oto subiektywne podsumowanie Australian Open 2013 oczami redakcji portalu SportoweFakty.pl.
Postać turnieju: Novak Djoković
Wybór oczywisty. Pokonując w finale Andy'ego Murraya serbski tenisista na stałe zapisał się w annałach Australian Open. Został pierwszym w historii Ery Otwartej, który trzy razy z rzędu wygrał ten turniej, a z wywalczonymi łącznie czterema trofeami Normana Brookesa zrównał na historycznej liście zwycięzców imprezy z Rogerem Federerem i Andre Agassim. Do rekordowych sześciu zwycięstw Roya Emersona jeszcze trochę mu brakuje, ale Serb ma dopiero 25 lat i poprawienie tego rekordu jest jak najbardziej w zasięgu jego możliwości.
Mecz turnieju: Novak Djoković - Stanislas Wawrinka 1:6, 7:5, 6:4, 6:7(5), 12:10
Mecz IV rundy przeciw Wawrince miał być dla Djokovicia kolejnym krokiem, ku chwale jaka czekała na niego w przypadku wygrania całego turnieju. Tymczasem Szwajcar robił wszystko co w jego mocy, aby plany Serba pokrzyżować. Wawrinka grał jak w transie, co rusz popisywał się cudownymi akcjami, a jego zagrania bekhendowe wywoływały wrzawę na trybunach Rod Laver Arena. Szwajcarski tenisista po wygraniu pierwszego seta był o krok od wyjścia na prowadzenie 2-0, jednak Djoković zdołał wygrać drugą partię, mimo tego, iż przegrywał w niej 2:5. Kolejne odsłony tego widowiska mogły zadowolić nawet najbardziej wymagających fanów białego sportu. Wawrinka czarował swoją grą, zaś obrońca tytułu popisywał się niesamowitymi kontrami i akcjami w defensywie. Walka na całego rozgorzała w piątym secie. W dziewiątym gemie Serb stanął pod ścianą, lecz obronił trzy piłki na przełamanie. Wraz z czasem trwania tego spektaklu coraz bardziej zauważalny był odpływ sił u 27-latka z Lozanny. W 22. gemie decydującego seta popularny Stan w fantastycznym stylu obronił dwa meczbole, lecz przy trzecim został minięty przy siatce przez belgradczyka. Po ponad pięciu godzinach morderczej walki to Djoković mógł świętować zwycięstwo w meczu, który okrzyknięto jednym z najlepszych w historii Australian Open.
Czarny koń turnieju: Nicolás Almagro
Tenisista znany i szanowany, od kilku lat balansujący między pierwszą, a drugą dziesiątką rankingu ATP, jednak do tej pory był kojarzony tylko i wyłącznie z kortami ziemnymi. Nic zresztą dziwnego, bowiem to właśnie na tej nawierzchni zdobył wszystkie turniejowe skalpy oraz zaliczył najlepszy wynik w Wielkim Szlemie, trzykrotnie dochodząc do ćwierćfinału Roland Garros. W tym roku w Melbourne stanął przed wielką szansą na pierwszy wielkoszlemowy półfinał w karierze. W pojedynku o wejście do tej fazy prowadził z Davidem Ferrerem 2-0 w setach, a w trzecim miał już 5:3. Będąc dwa punkty od zwycięstwa, nie utrzymał nerwów na wodzy i dał sobie odebrać serwis, a następnie przegrał całą partię. Podobnie było w czwartej odsłonie Almagro dwukrotnie, prowadząc 5:4 i 6:5, serwował na mecz i za każdym razem nie wytrzymywał napięcia i dawał się przełamać. Ostatecznie cały mecz w pięciu setach padł łupem Ferrera, a tenisista z Murcji zapewne spędził wiele godzin rozmyślając jakim cudem przegrał ten pojedynek.
Rozczarowanie turnieju: Juan Martín del Potro
Nie był wymieniany w ścisłym gronie kandydatów do wygrania imprezy, ale był traktowany jako ten, który może sporo namieszać. Początek turnieju zdawał się potwierdzać te przypuszczenia. Argentyńczyk w dwóch początkowych meczach stracił zaledwie 11 gemów. Mecz III rundy przeciw Jeremy'emu Chardy'emu miał być kolejnym gładko wygranym przez Palito. Chardy miał jednak inne zdanie na ten temat, wykorzystał słabszą postawę faworyta i pokonał go po pięciosetowej batalii. Z tego obrotu spraw najbardziej cieszył się... Andy Murray, któremu odpadł niezwykle groźny ćwierćfinałowy przeciwnik.
Objawienie turnieju: Jeremy Chardy
25-latek z Pau jest już stosunkowo znaną postacią na światowych kortach. Po raz pierwszy swój talent pokazał światu pięć lat temu podczas Roland Garros, dochodząc do IV rundy, ogrywając wcześniej Davida Nalbandiana. Do sezonu 2013 Francuz przygotował się na Mauritiusie pod okiem słynnego właściciela podparyskiej akademii tenisowej Patricka Mouratoglou, gdzie miał możliwość trenowania choćby z Sereną Williams. Litry potu wylane na ciężkich treningach przyniosły efekt w Melbourne. Obdarzony piorunującym forhendem Chardy, sensacyjnie wyeliminował w III rundzie Del Potro, a następnie Andreasa Seppiego, wywalczając awans do pierwszego w życiu wielkoszlemowego ćwierćfinału, w którym jednak musiał uznać wyższość Murraya. Po Australian Open awansował na najwyższą w karierze - 25. pozycję w rankingu ATP, ale jak sam twierdzi stać go na dużo więcej.
Największy bombardier turnieju: Milos Raonic
Kanadyjczyk zaserwował najwięcej asów w całej imprezie - 90 w czterech meczach. Jest także autorem najmocniejszego serwisu (233 km/h) wyprzedzając w tej klasyfikacji Jerzego Janowicza. Jednak nawet takie potężne działo serwisowe nie wystarczyło do pokonania w meczu o ćwierćfinał Rogera Federera.
Scysja turnieju: Jerzy Janowicz i Marija Cicak
Nie pochwalamy tego typu zachowań, ale jednocześnie wiemy, że w gdy w grze jest wielka stawka można na chwilę stracić chłodny umysł. Właśnie to przydarzyło się Jerzemu Janowiczowi podczas meczu II rundy z Somdevem Devvarmanem. W 18. punkcie tie breaka pierwszego seta piłka uderzona przez Devvarmana została uznana jako dobra z czym nie mógł pogodzić się polski tenisista. Łodzianin zaczął się awanturować na korcie, wykłócając swoje racje w kierunku pani arbiter za co otrzymał ostrzeżenie. Filmik na którym sfrustrowany Janowicz krzyczy wniebogłosy "How many times" robił furorę w Internecie dopóki...
Wymiana turnieju: Gilles Simon - Gael Monfils (71 uderzeń)
... Nie zastąpił go filmik z tej wymiany. W drugim secie pojedynku III rundy Simon i Monfils rozegrali jedną z najdłuższych wymian w historii tenisa odbijając w niej piłkę aż 71 razy! Wyczyn Francuzów lotem błyskawicy obiegł cały świat, stając się hitem Internetu i telewizyjnych serwisów informacyjnych. Na stronie internetowej znanego i szanowanego amerykańskiego dziennika New York Times można było znaleźć artykuł opisujący odbicie po odbiciu tę trwającą ponad minutę i 40 sekund wymianę. Warto zaznaczyć, że zarówno ta akcja jak i cały mecz padł łupem Simona, a cały pojedynek obfitował w olbrzymią ilość długich wymian, Na potwierdzenie tego faktu w dwudziestce najdłuższych akcji turnieju znalazło się aż 12 z tego meczu, z czego pięć na czołowych pięciu miejscach.
Dramat turnieju: Omdlenie Blaza Kavcicia
Schodząc z kortu po prawie pięciu godzinach walki w piekielnym skwarze z Jamesem Duckworthem, słoweński tenisista stracił przytomność i osunął się na plac gry. Na pomoc mdlejącemu zawodnikowi natychmiast ruszyły służby medyczne. Kavcić otrzymał kroplówkę i po dłuższej chwili mógł o własnych siłach zejść do szatni.
Profesor turnieju: Roger Federer
Podczas tegorocznego Australian Open paru młodych, butnych tenisistów miało wielką ochotę, aby dobrać się do skóry Szwajcarowi, czego nawet nie starali się ukrywać - Pokonam Federera - miał ponoć powiedzieć przed meczem I rundy Benoit Paire. - To on niech się obawia - wypalił przed pojedynkiem III rundy Bernard Tomic. - Nie boję się go, bo po prostu wiem jak z nim grać - stwierdził przed walką o ćwierćfinał Milos Raonić. Federer nie przejął się przechwałkami swoich rywali i znów potwierdził, że świetnie czuje się w roli surowego profesora egzaminującego pyskatych uczniów: Francuza odprawił tracąc siedem gemów, Australijczyka - 11, a Kanadyjczyk ugrał 12.
Zaskoczenie turnieju: Pogoda
W długoterminowych prognozach straszono potwornymi upałami, które miały nawiedzić Melbourne w drugiej połowie stycznia. Owszem nad Australię fala upałów nadeszła, ale na szczęście ominęła stolicę stanu Wiktoria. Niemal przez cały czas trwania turnieju tenisiści i kibice mogli się cieszyć piękną, słoneczną, lecz nie upalną pogodą.
Najśmieszniejsza scenka turnieju: Novak Djoković w roli doktora
Serb nie raz udowodniał, że świetnie odnajduje się w roli osoby bawiącej tłumy. W czasie rozgrywanego na Rod Laver Arena meczu tenisowych legend, ubrany w lekarski fartuch Djoković udał się na kort, aby udzielić "pomocy" francuskiej gwieździe tenisa lat 80., obecnie chętnie biorącego udział w różnych meczach pokazowych, Henri Lecontowi. Zabiegi, które dokonał "Dr Djoković" nie do końca zdały egzamin. Wprawdzie Leconte wrócił na kort, lecz wspólnie ze swym partnerem deblowym Guyem Forgetem ulegli parze Pat Cash / Goran Ivanisević.
Cytat turnieju: Ivo Karlović
- Myślę, że Fed przypadkowo zabrał na kort buty Mirki - w tak zabawny sposób chorwacki tenisista ocenił buty w których występował w Melbourne Roger Federer.
Największy nieobecny turnieju: Rafael Nadal
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że obecność Nadala znacząco podniosłaby poziom i prestiż melberneńskich zawodów. Brak Rafy odczuli wszyscy związani turniejem. Na szczęście Hiszpan wraca do zdrowia i już za kilka dni ujrzymy go na kortach w Viña del Mar. Oczywiście chilijski turniej jest nieporównywalny rangą do australijskiego Szlema, ale z jakichś powodów to właśnie tam 11-krotny mistrz wielkoszlemowy postanowił wrócić do rozgrywek.
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!