Zawsze chcieliśmy walczyć o Grupę Światową - rozmowa z Łukaszem Kubotem
Mówi pan, że nie może pan prowadzić gry zza linii końcowej, ale gra serwis-wolej to także dużo biegania, podskoków i skrętów ciała.
- Tak, ale szczególnie z Hiszpanami i zawodnikami z Ameryki Południowej taka gra powoduje, że nie mogą oni złapać rytmu. Cały czas naskakujesz, zagrywasz skrót, biegniesz do siatki, poślesz slajsa lub woleja - mieszasz grę. Powodujesz, że ci zawodnicy nie mogą złapać rytmu. Taka gra to jednak styl "kamikadze": albo ja pokonam zawodnika, albo sam przegrywam mecz. Wystarczy czasami, że przeciwnik przebije parę piłek więcej na drugą stronę siatki i wygra spotkanie nie robiąc nic specjalnego. Ja się z tym liczę i dalej gram va banque.
Rozegrał pan w tym sezonie kilka bardzo trudnych, trzysetowych pojedynków. Co z takich spotkań wynosi tenisista tak doświadczony jak pan?
- Zawsze mówię, że najlepiej uczy porażka. Na tym poziomie decydują jednak dwie piłki, a szczęście lubi sprzyjać temu tenisiście, który jest lepiej przygotowany. Od początku roku próbowałem złapać swój styl gry, ale muszę przyznać, że w pierwszych trzech miesiącach nie grałem najlepiej, nie tak jak bym oczekiwał. Nie chodzi nawet o rezultaty, ale o styl gry. Myślę, że teraz jestem na dobrej drodze i liczę, że karta ostatecznie się odwróci. Wierzę, że przede mną jeszcze fajne chwile na korcie. Nic nie zmieniam, będę starał się grać po swojemu, agresywnie.- Turniej w Monte Carlo kompletnie mi nie wyszedł, zagrałem beznadziejnie i wycofałem się z następnej imprezy. Mecz Pucharu Davisa kosztował mnie bardzo dużo zdrowia i pojechałem do Monako bez energii. Musiałem zrezygnować ze startu w Barcelonie i była to bardzo dobra decyzja. Potem pojechałem do Monachium, gdzie rozegrałem trzy bardzo dobre mecze. Oczywiście były to spotkania z niżej notowanymi rywalami, ale mój poziom z meczu na mecz się podnosił. Spotkanie z Mayerem, którego gra kompletnie mi nie leży, też zagrałem dobrze, decydowały pojedyncze punkty. Grałem agresywnie, niestety się nie udało zamknąć pojedynku w końcówce.
Na czym skupia się pan podczas przygotowań do gry na kortach ziemnych?
- Elementów jest dużo, ale koncentruję się nad swoją grą, głównie serwisem i wolejem. Więcej czasu poświęcam na trenowanie dropszotów, które są bardzo ważnym elementem gry, a na mączce stosują je bardzo nieliczna grupka tenisistów. Od czasu do czasu staram poprawić się swoją regularność, żeby być w stanie przebić na drugą stronę siatki parę piłek więcej.
Podczas spotkania z RPA doznał pan dość przypadkowego urazu. Jak ocenia pan swoją forma fizyczna w chwili obecnej, po krótkim odpoczynku?
- Nie sądzę, żeby ta kontuzja była przypadkowa. Po prostu grałem bardzo dużo, to był siódmy tydzień z rzędu. Na tym poziomie trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić. Tak się niestety złożyło, ale wyciągnęliśmy wnioski. Uważam, że przerwa i wycofanie się z Barcelony wyszły mi tylko na dobre. Nie myślę o tym, co było, staram się iść do przodu swoim rytmem. Zobaczymy, jak wszystko się ułoży. Nie rozmyślam już o tym, co było dobrze, co było źle, mam grać swoje i liczę, że przełamię się już w najbliższym meczu.
środa, 8 maja 2013
Robert Pałuba i Krzysztof Straszak
z Madrytu
robert.paluba@sportowefakty.pl
krzysztof.straszak@sportowefakty.pl
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.